Nie ma co ukrywać. CSKA Moskwa co roku dysponuje jednym z najsilniejszych składów w Europie, ściągając wielkie gwiazdy za wielkie pieniądze. To daje efekt w postaci rok rocznie zdobywanego Mistrzostwa Rosji oraz dwóch triumfów w Eurolidze w ostatnich trzech latach. Równocześnie jednak sternicy "Armii Czerwonej" doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak ważne jest szkolenie młodzieży i w każdym sezonie dają szansę dwóm-trzem najbardziej zdolnym graczom. W obecnym sezonie rolę tę spełnia Sasha Kaun, który choć ma już 24 lata, debiutuje w profesjonalnej koszykówce. - Wszystko dlatego, że przez ostatnie siedem lat przebywałem w Stanach Zjednoczonych. Najpierw w szkole średniej a później na uczelni Kansas. Dlatego właśnie jestem typowym pierwszoroczniakiem na parkietach w Rosji i Europie. Cieszę się chociaż z tego, że nie zapomniałem języka - śmiejąc się, opowiada swoją historię koszykarz.
Pierwsze miesiące w stolicy swojej ojczyzny były dla niego bardzo kłopotliwe. Młody gracz, przyzwyczajony do zupełnie innych nawyków, zachowań czy chociażby jedzenia, miał wiele problemów z adaptacją w nowym miejscu. - Nigdy nie grałem w zorganizowaną koszykówkę w Rosji. Na początku było więc bardzo trudno, lecz później wszystko nabrało sensu. Zacząłem rozumieć, że nie jestem już zawodnikiem-studentem, ale profesjonalnym graczem, który musi wziąć na siebie pewną sferę odpowiedzialności. Wytłumaczył mi to mój trener. Powiedział że teraz nikt już nie będzie myślał za mnie. To była dobra lekcja - wspomina Kaun, który z meczu na mecz spisuje się coraz lepiej i choć w Eurolidze gra mało, w lidze jest wartościowym zmiennikiem.
Mimo młodego wieku, mierzący 211 cm wzrostu Rosjanin może poszczycić się tym, czym nie może wielu Amerykanów - triumfem w NCAA. Rok temu jego zespół wygrał turniej Final Four rozgrywek akademickich. Czy teraz ponownie uda mu się zwyciężyć w tej imprezie, tym razem na Starym Kontynencie? - Tamto doświadczenie było wspaniałe, choć poziom oczywiście inny. Bardzo bym chciał powtórzyć tamten sukces tutaj w Europie. Myślę, że mamy bardzo duże szanse. W końcu moi koledzy z zespołu wygrywali już Final Four w przeszłości, więc wiedzą jak należy grać, by triumfować. Przez cały sezon pracowaliśmy naprawdę ciężko i teraz jedziemy do Berlina z tylko jedną myślą - zdobyć kolejne trofeum - tłumaczy zawodnik.
Kaun nie ukrywa jednak, że o europejskiej koszykówce wie niewiele, a już na pewno mniej niż o amerykańskiej. - Dopiero od kilku miesięcy zaznajamiam się z basketem w Europie. Póki co, starannie odrobiłem lekcję jeśli chodzi o naszych półfinałowych przeciwników - twierdzi Rosjanin. Jego CSKA w piątkowym meczu zmierzy się z Regalem FC Barcelona, a w przypadku wygranej - w wielkim finale w niedzielę ze zwycięzcą pary Panathinaikos Ateny - Olympiakos Pireus. - Oni są naprawdę mocni. Daniel Santiago to spec od bloków i wsadów, Fran Vazquez świetnie gra akcje typu pick and roll, a Ersan Ilyasova i David Andersen potrafią rzucać zarówno z daleka, jak i z bliska. Ich siła rażenia wśród koszykarzy wysokich jest imponująca. A przecież nie można zapominać o graczach niskich - kontynuuje swój wątek środkowy moskwian.
Do tej pory Kaun wystąpił w sześciu meczach w Eurolidze i spędził na parkiecie 24 minuty. - Wiem, że to mało, ale to dopiero moje pierwsze miesiące w dorosłej koszykówce. Trener Messina powiedział mi, że jeśli tylko będę czynił takie postępy, jak teraz, na pewno będzie ze mnie korzystał częściej - nie kryje nadziei 24-latek. Zapytany o to czy liczy na grę w Final Four, odpowiada cichym głosem. - Bardzo bym chciał. Ostatnio ćwiczyliśmy różne warianty na treningach. Szkoleniowiec podszedł do mnie i powiedział, żebym był gotowy na walkę w obronie i czyszczenie tablicy. I choć najważniejszy jest sukces zespołu, bardzo bym chciał pojawić się na parkiecie choć przez chwilę. W końcu do Berlina przyjedzie moja mama... - kończy szczerze Kaun.