Artur Gronek: Nie żałuję ani jednego dnia w Stelmecie (wywiad)

Artur Gronek przerwał milczenie i w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada, co poszło nie tak w Stelmecie Enei BC Zielona Góra. - Wiele czynników sprawiło, że moja współpraca z zespołem wypaliła się - mówi 33-letni szkoleniowiec.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Artur Gronek Newspix / Tomasz Zasinski / 058sport.pl / Na zdjęciu: Artur Gronek
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: To dla pana pierwszy wywiad od momentu odejścia z klubu z Zielonej Góry. Czy to oznacza, że wyczyścił pan już głowę po tym, co stało się dwa miesiące temu?

Artur Gronek, były trener Stelmetu Enei BC Zielona Góra: Może dla wielu będzie to zaskoczeniem, ale ja naprawdę nie miałem żadnego kryzysu, nie musiałem oczyścić głowy po odejściu z klubu z Zielonej Góry. To oczywiste, że sytuacja na samym końcu była trudna i wymagała męskich decyzji z obu stron, ale ja to traktuję jako kolejne doświadczenie w mojej trenerskiej karierze. Na pewno organizm był zmęczony, ale bardziej ze względu na ilość pracy i podróże. Poza tym, przez ostatnich siedem lat nie miałem za dużo wolnego czasu.

Czyli po rozstaniu nie miał pan dość koszykówki?

Nie. Koszykówkę oglądam codziennie. To moja pasja, która sprawia mi ogromną przyjemność. Oglądanie dużej liczby meczów to jeden z elementów trenerskiego rozwoju.

Jak wyglądało rozstanie ze Stelmetem? To była pana inicjatywa czy to klub podziękował panu za współpracę?

Przed spotkaniem z TBV Startem spotkałem się z władzami klubu. Rozmawialiśmy na temat sytuacji w zespole i naszej wspólnej przyszłości. Po tym jak nie udało się wygrać meczów w Lublinie i w Bonn, uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem dla tego klubu będzie zakończenie współpracy. Obie strony doszły do wniosku, że ta drużyna potrzebuje nowej energii, iskry.

Po meczu w Bonn wiedziałem, że mój czas w Stelmecie dobiegł końca. Od razu uprzedzę kolejne pytania: nie wygłaszałem żadnych mów pożegnalnych. Wziąłem tylko kapitana Koszarka do pokoju trenerskiego i powiedziałem, że nasza współpraca najprawdopodobniej dobiegnie końca.

Trener czuł, że nie jest już w stanie dać tej energii zespołowi?

Czułem, że to nie gra. Przestało funkcjonować tak jak tego oczekiwałem. Wiele czynników sprawiło, że moja współpraca z zespołem nieco się wypaliła.

Jakie to były czynniki?

Zawsze to tak jest, że główną przyczyną konfliktów, niepowodzeń, są porażki. Kiedy zespół wygrywa, bez względu na to co by się działo, każdy mówi, że jest super. Nawet jak ktoś jest niezadowolony, to nie będzie miał odwagi i sumienia, żeby zwrócić się z prośbą o coś więcej dla siebie. Kiedy wszystko idzie dobrze, to nie można nikomu nic zarzucić: trenerowi, zawodnikom, czy kolega koledze. Inaczej jest w przypadku porażek. Jeżeli coś nie gra, to każdy zaczyna myśleć o sobie i o tym, żeby ratować swój tyłek.

Czym w takim razie były spowodowane porażki zespołu?

Zacznę od początku. Mocno szyki pokrzyżowała nam kontuzja Borisa Savovicia. To miał być dominujący zawodnik w strefie podkoszowej. To pokazał w meczach przedsezonowych i na treningach. Swoją grę w ataku opieraliśmy na jego atutach, więc jego absencja sprawiła, że musieliśmy dokonać zmian w naszej rotacji. Boris zagrał tak naprawdę jeden mecz w PLK - z Treflem Sopot - na samym początku sezonu. Później co prawda wystąpił też w Lublinie, ale to było po długiej przerwie i nie był jeszcze w stanie zagrać na poziomie swoich możliwości. Mimo wszystko był potrzebny zespołowi, myślałem, że to będzie ten moment zwrotny w naszym systemie.

Niesprzyjający był także kalendarz gier. Zagraliśmy 12 z 19 meczów na wyjeździe. A liczne podróże dla tego zespołu, w którym jest sporo doświadczonych zawodników, były o wiele bardziej obciążające niż każdy ciężki trening zrobiony na miejscu w Zielonej Góry.

ZOBACZ WIDEO Małgorzata Hołub-Kowalik: Nigdy nie byłam na takich mistrzostwach

Kolejnym czynnikiem była tzw. "szatnia". Ludzie, którzy w niej byli, nie do końca dobrze ze sobą funkcjonowali. Jeżeli dochodzą do tego porażki, to każdy ma jakieś żale do siebie, do innych osób, tworzy się niepotrzebna frustracja. Wtedy zawodnicy skupiają się na rzeczach negatywnych bardziej niż na tym żeby poprawić błędy, wyciągnąć wnioski z tego co było złe i dążyć do celu.

Czy nie warto było odświeżyć zespół przed startem rozgrywek? Dodaliście tylko jednego zawodnika: Borisa Savovicia. Ewolucja nie okazała się dobrym pomysłem. Mam wrażenie, że nastąpił to "ciepełko", o którym często mówi Janusz Jasiński.

Bardzo możliwe, że tak właśnie było. Teraz mogę przyznać, że w szatni zabrakło świeżej krwi. Nie ukrywam, że to była jedna z kwestii, które bym zmienił.

Na kolejnej stronie trener Gronek mówi m.in. o współpracy z Vladimirem Dragiceviciem

Jak oceniasz pracę Artura Gronka w Stelmecie Enei BC?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×