Mistrz gra w finale - relacja z meczu Anwil Włocławek - Asseco Prokom Sopot

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Anwil Włocławek przegrał u siebie z drużyną Asseco Prokomu Sopot 63:86 i tym samym pogrzebał szanse na przedłużenie serii do siedmiu meczów. Podczas gdy przyjezdni niemalże co akcję zdobywali punkty rękoma Qyntela Woodsa i Ronniego Burrella, włocławianie mieli spore problemy ze skutecznością i polegli różnicą ponad dwudziestu punktów. Wygrana Asseco oznacza awans do wielkiego finału PLK, gdzie od soboty czeka PGE Turów Zgorzelec.

- Bardzo cieszę się z awansu do finału PLK. Zagraliśmy dzisiaj bardzo dobry mecz. Co zwraca uwagę to fakt, że w dzisiejszym meczu graliśmy przede wszystkim koszykarzami podkoszowymi w odróżnieniu od minionego spotkania, gdzie wiodącą rolę mieli gracze obwodowi - mówił po szóstym meczu półfinałowym uśmiechnięty trener ekipy przyjezdnej, Tomas Pacesas. Trzech jego wysokich koszykarzy: Qyntel Woods, Ronnie Burrell i Filip Dylewicz zdobyło do spółki 62 punkty, czyli prawie tyle, ile cały zespół Anwilu oraz zebrało 35 piłek z tabeli - o pięć więcej niż drużyna gospodarzy. Dodatkowo, każdy z nich zakończył mecz z double-double na koncie.

Zanim jednak Asseco Prokom wyszedł na kilkupunktowe prowadzenie, w pierwszych minutach pudłował na potęgę. Dość powiedzieć, że pierwsze punkty z gry Pat Burke uzyskał dopiero po sześciu minutach. Włocławianie jednak nie wykorzystali fatalnej passy przyjezdnych i również mieli problemy ze skutecznością. Ofensywna gra ożywiła się dopiero, gdy na parkiecie pojawił się Woods, który zdobył sześć oczek z rzędu. Dla Anwilu siedem punktów zaaplikował Paul Miller i to gospodarze prowadzili nieznacznie po pierwszej kwarcie.

Nie minęło jednak sto dwudziesta sekund drugiej odsłony, kiedy goście wyszli na prowadzenie 16:19. Trener Igor Griszczuk zmuszony był wziąć czas, lecz mobilizująca rozmowa ze swoimi podopiecznymi na niewiele się zdała. Goście wyraźnie złapali wiatr w żagle i po udanych akcjach Woodsa i Burrella wyszli na prowadzenie 20:31. Choć trójką popisał się Marko Brkić, a spod kosza punkty dał Miller, sopocianie podwyższyli jeszcze przewagę do piętnastu punktów (27:42). Wynik z pewnością byłby inny, gdyby nie fantastyczna dyspozycja Asseco Prokomu pod koszem. Do przerwy przyjezdni zebrali aż o 14 piłek więcej od włocławian (28:14), a sam Burrell miał 9 zbiórek (i 10 punktów).

- Walczyliśmy, lecz w pewnym momencie zeszło z nas powietrze i być może zabrakło trochę wiary, że możemy jeszcze wygrać - tłumaczył białoruski szkoleniowiec Anwilu. W drugiej połowie włocławianie starali się grać zdecydowanie agresywniej i szybciej, co przełożyło się na wynik. Po celnym rzucie Łukasza Koszarka przewaga podopiecznych litewskiego trenera stopniała do 9 oczek (38:47), lecz wówczas ponownie dał znać o sobie Woods. Amerykanin zagrał kolejne świetne spotkanie, notując 25 punktów i 13 zbiórek.

I tak już było do samego końca. Anwil szarpał i walczył, lecz w decydujących momentach, gdy była okazja dojść Asseco Prokom na kilka oczek, fatalnie pudłował z dystansu. To, co zazwyczaj było najskuteczniejszą bronią włocławian, w niedzielne popołudnie po prostu nie wypaliło. Zza łuku nie mógł wstrzelić się wspomniany Koszarek (0/6), choć jako jedyny nie bał się wchodzić pod kosz i próbować wymuszać faule. Z dystansu zawiódł również Tommy Adams, który wykorzystał tylko jeden rzut na osiem prób.

Tymczasem goście cały czas kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie. W trzeciej kwarcie grę zdominowali Woods z Dylewiczem, zaś w ostatnich dziesięciu minutach brylował Burrell. Rzucając w tej części meczu jedenaście oczek, silny skrzydłowy ogółem zgromadził na swoim koncie 25 punktów i zebrał 12 piłek, co przełożyło się najlepszy mecz Amerykanina w play-off. Kiedy po jego punktach goście objęli dwudziestojednopunktowe prowadzenie na niespełna dwie minuty przed końcem meczu stało się jasne, że przegrać tego meczu nie mogą.

Włocławianie zostali pokonani, gdyż grając praktycznie siedmioosobową rotacją, w końcu musieli zacząć odczuwać zmęczenie. Asseco Prokom niedyspozycję gospodarzy wykorzystał bezbłędnie i w całym spotkaniu zebrał o 20 piłek więcej (50:30), co przekładało się na wielokrotne ponawianie akcji. - Igor Griszczuk przez cały czas był w bardzo ciężkiej sytuacji kadrowo. Mimo to nasza rywalizacja była szlagierowa i chcę pogratulować Anwilowi wielkiej postawy - nie szczędził pozytywów rywalowi po ostatnim gwizdku trener Pacesas. Szkoleniowiec gospodarzy również ciepło wypowiadał się o sopockiej ekipie. - Dziękuję Tomasowi za gratulację, lecz należą się one przede wszystkim jemu i jego zespołowi za awans do finału. My zaś gramy o brąz.

Anwil Włocławek - Asseco Prokom Sopot 63:86 (14:13, 13:29, 15:14, 21:30)

Anwil: Miller 20 (1x3, 6 zb.), Koszarek 13 (8 as.), Pluta 8 (2x3), Wołoszyn 6, Boylan 5 (1x3), Brkić 5 (1x3, 9 zb.), Adams 3 (1x3), Gabiński 3 (1x3)

Asseco Prokom: Burrell 25 (1x3, 12 zb.), Woods 25 (2x3, 13 zb.), Dylewicz 12 (10 zb.), Ewing 7 (1x3, 5 as.), Logan 6 (2x3), Zamojski 5 (1x3), Brazelton 4, Burke 2 , Hrycaniuk 0, Łapeta 0, Szczotka 0, Świętoński 0

Źródło artykułu:
Komentarze (0)