Jedyne zwycięstwo w lidze u siebie podopieczni Tane Spaseva odnieśli 15 stycznia. Po zaciętym boju pokonali wówczas Czarnych Słupsk (77:75), którzy kilka tygodni później przestali istnieć. Potem mieli kilka okazji, aby poprawić ten bilans, jednak za każdym razem beniaminek EBL był bez szans.
W ostatniej kolejce wydawało się, że jest duża szansa, aby poprawić fatalny bilans (obecnie 2-23). W pierwszej połowie meczu z Treflem Sopot, gospodarze grali bardzo dobry i skuteczny basket. Do przerwy przegrywali jedynie -5. - Graliśmy wtedy dobrze, w przeciwieństwie do kilku ostatnich spotkań. To jest jakiś pozytyw - mówił szkoleniowiec Legii Warszawa.
Potem wszystko posypało się jak domek z kart. Apatia gospodarzy była czasami nie do wytłumaczenia. W trzeciej kwarcie ekipa ze stolicy zdobyła tylko 11 punktów. Trefl Sopot natomiast aż 29. - Niestety, trzecią kwartę rozpoczęliśmy bardzo słabo. W dobrej dyspozycji był Artur Mielczarek, który trafił cztery rzuty trzypunktowe - tłumaczył Spasev.
- Koszykarze Trefla trafiali z trudnych pozycji, a my z kolei w drugiej połowie mieliśmy tylko 1/10 za 3. Przed meczem dużo rozmawialiśmy o jednym czynniku - szybkości, który powinien pozwolić nam być w grze, dotrzymywać kroku Treflowi. W pierwszej połowie to było na niezłym poziomie, ale po zmianie stron cały czas byliśmy spóźnieni - analizował Macedończyk.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: 46-letni Jagr ma szalenie seksowną partnerkę. O 20 lat młodszą
Plusem dla Legii Warszawa był z pewnością ligowy debiut Jorge Bilbao, który po wielomiesięcznej przerwie wrócił do składu. Jak zagrał Hiszpan? Przez 21 minut gry zdobył cztery punkty (2/6 za dwa) oraz zebrał siedem piłek.
- Jorge Bilbao w pierwszej połowie zagrał bardzo dobrze, dał nam dużo energii. W drugiej połowie wyglądało to nieco gorzej, ale to normalne - w końcu on nie grał przez ostatni rok. Stąd brały się jego braki wydolnościowe, ale również dotyczące naszej taktyki - zakończył Spasev.