Jeszcze w marcu wydawało się, że play-off jest niemożliwy dla PGE Turowa. Po porażce AZS-em Koszalin (80:82), nastroje w klubie były wręcz minorowe. Wszystko zmieniło się jednak w kwietniu. Licząc walkower z Czarnymi Słupsk, drużyna zakończyła rundę z pięcioma zwycięstwami z rzędu.
Wisienką na torcie była deklasacja Legii Warszawa (105:83). To zwycięstwo z beniaminkiem zapewniło awans do play-offów. - To był niesamowity finisz rozgrywek w wykonaniu naszych zawodników. Wierzyliśmy w powodzenie jako zespół, a w niedzielę wieczorem zrobiliśmy coś wspaniałego - cieszy się trener Michael Claxton.
W Zgorzelcu zapanowała wielka euforia. - To był sezon wzlotów i upadków, niczym rollercoaster. Ale nigdy nie poddaliśmy się. Niesamowicie cieszę się z tego, że udało się nam po kilku latach przerwy awansować do play-off. Dziękuję kibicom za wsparcie, kolegom z drużyny. Codzienna praca przyniosła efekty, nie poddawaliśmy się nawet wtedy, kiedy wszyscy już w nas zwątpili - analizuje rozgrywający Rod Camphor.
Co dalej? Od czwartku PGE Turów czeka rywalizacja z Anwilem Włocławek, który z bilansem (24-8) wygrał rundę zasadniczą. Przewaga parkietu jest po stronie ekipy Igora Milicicia, jednak play-offy rządzą się własnymi prawami. Rok temu najdobitniej przekonał się o tym właśnie Anwil.
- Do tych meczów przystąpimy z nową energią i koncentracją - zapewnia Claxton. - Przed rozpoczęciem rywalizacji w play-off, obie drużyny mają takie same szanse i to jest piękne w rywalizacji. Przed nami jest sporo pracy - kończy.
Pierwsze dwa mecze odbędą się 26 i 28 kwietnia we Włocławku. Od 1 maja rywalizacja przenosi się do Zgorzelca.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Niesamowity gol w 3. Bundeslidze