We Włocławku odpędzili stare demony. Wszyscy przed czwartkowym meczem mieli w pamięci to, co wydarzyło się w zeszłym sezonie. Wtedy to Anwil Włocławek przegrał pierwsze spotkanie z Czarnymi Słupsk.
- Czy ja odetchnąłem z ulgą? Nie, to bardziej kibice o tym mówili. Ten zespół jest przygotowany na to, co się dzieje w play-offach - przyznał Chorwat.
Trener Milicić po pierwszym meczu był zadowolony ze zwycięstwa (86:76), ale miał sporo uwag do gry swojego zespołu.
Szkoleniowiec był podirytowany słabą komunikacją w obronie i nonszalancją w ataku (13 strat). Włocławianie pozwolili gościom oddać 22 rzuty z dystansu - większość z nich była z dogodnych pozycji (zgorzelczanie trafili dziewięć "trójek").
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #21. Cała Europa to wie - Piotr Zieliński będzie wielki. "Imponuje mi"
- Nie możemy cieszyć się z liczby oddanych rzutów z dystansu przez rywali z dogodnych pozycji. To trzeba poprawić. Uważam, że takie sytuacje wynikały ze słabej komunikacji na boisku - przyznał Milicić.
Chorwat jest świadomy tego, że w zespole ze Zgorzelca jest kilku świetnych strzelców. Cameron Ayers w sezonie zasadniczym trafił 78 "trójek" - to drugi najlepszy wynik w Energa Basket Lidze, Stefan Balmazović dorzucił 63. Nie wolno zapominać o Rodericku Camphorze, który w pierwszym meczu trafił 4/6 rzutów.
Zgorzelczanie z kolei po pierwszym meczu mieli do siebie sporo pretensji za grę na tablicach. Pozwolili Anwilowi na zebranie aż 17 piłek w ataku. Do tego doszło dziesięć nietrafionych osobistych i 14 strat. - Te trzy elementy zaważyły o naszej porażce - podkreślił Michael Claxton, szkoleniowiec PGE Turowa.
Drugie spotkanie tych drużyn w sobotę. Początek meczu o 20:15. Transmisja w Polsacie Sport Extra.