Marcin Gortat: Byłem zmęczony grą w Wizards. Nie myślę o zakończeniu kariery

Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Marcin Gortat
Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Marcin Gortat

- Po transferze do Clippers poczułem ulgę. Byłem zmęczony grą w Wizards. Wierzę, że mam w sobie jeszcze na tyle energii, żeby wrócić do tego poziomu, który prezentowałem kilka lat temu. O końcu kariery nie myślę - mówi Marcin Gortat.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: To już XI edycja campów. Nadal to pana kręci?[/b]

Marcin Gortat, koszykarz Los Angeles Clippers: Kręci, i to bardzo. Zaczynamy być inaczej postrzegani. Status campu urósł do takiego poziomu, jakiego sobie jeszcze kilka lat temu nie wyobrażaliśmy.

Jeśli prezydent Polski wraz z małżonką pojawiają się na campie, to oznacza, że musi to być impreza dużego formatu na skalę krajową. To niesamowite, ale 650-700 miejsc dla dzieci na campie rozeszło się w ciągu 10 godzin. Niektórym dzieciom musieliśmy niestety odmówić. Widać, że jest na to duże zapotrzebowanie.

Jakim koszykarzem jest Andrzej Duda?

Na początku było ciężko, ale z każdą kolejną minutą rozkręcał się. Dla nas najważniejszą informacją był fakt, że pan prezydent dobrze się bawił, miał świetną interakcję z dziećmi. Przyniósł dla nich upominki. To będą niezapomniane chwile dla nich.

Trudno było go namówić na przyjazd do Łodzi?

Inicjatywa przyjazdu prezydenta na camp narodziła się w Chicago, gdy zostałem uhonorowany orderem. Wtedy był moment na rozmowę z Andrzejem Dudą i jego małżonką. Poprosiłem, żeby pojawili się na campie. Udało się. Po raz pierwszy w historii campów mieliśmy okazję gościć prezydenta. To wielkie wydarzenia. Tego dnia Atlas Arena była najlepiej chronionym obiektem w Polsce. Było mnóstwo ochroniarzy z BOR-u. Musieliśmy się podporządkować, co nam nieco utrudniło przygotowanie do campu, ale było warto.

Co roku na campach pojawiali się także pana koledzy z NBA. W tej edycji ich zabrakło. Dlaczego?

Były takie plany, ale musimy zwrócić uwagę na parę elementów. Przyjazd koszykarzy z Ameryki wiąże się z ogromnymi kosztami. Poza tym z zawodnikami, którzy przyjechali wcześniej do Polski, nie mam już tak dobrego kontaktu. Musiałbym "ugryźć temat" z graczem, którego nie do końca dobrze znam. A takiego też nie do końca chciałbym ściągnąć, bo nie wiedziałbym, czego mogę się po nim spodziewać. Kolejną, ale chyba najważniejszą kwestią jest fakt, że każdy z nas jest zobligowany do tego, żeby pokazać im, jak wygląda życie w Polsce: w Sopocie, Warszawie i Krakowie. Proszę mi wierzyć, że ja już nie mam do tego zdrowia.

W Trójmieście z kolei czwarty rok z rzędu odwiedził pan Rumię. Dlaczego akurat to miejsce, a nie Sopot czy Gdynia?

Rumia jest miastem, które co roku zgłasza się do organizacji campów jako pierwsze ze wszystkich. Bardzo to doceniamy. Nie ukrywam, że jesteśmy zadowoleni z faktu, że całe Wybrzeże zjeżdża się w ten dzień do Rumii. Warto odnotować, że to właśnie z Rumii było najwięcej dzieci, które w przeszłości były MVP naszych campów.

Do Polski przyleciał pan już jako gracz Los Angeles Clippers. Trafił pan tam na zasadzie wymiany pod koniec czerwca.

Cieszę się, że ten transfer doszedł do skutku. Dla mnie to otwarcie kompletnie nowego rozdziału. Czuję się jakbym na nowo został wybrany do ligi NBA. Wierzę, że mam w sobie jeszcze na tyle energii, żeby wrócić do tego poziomu, który prezentowałem na początku swojej przygody w Wizards. Chciałbym pomóc Clippers i zagrać z tym zespołem w play-off.

Był pan zmęczony grą w Wizards?

Tak. Sytuacja, która pojawiła się w trakcie sezonu w zespole, była kompletnie niepotrzebna. Nie ukrywam, że nadszedł czas zmian, cieszę się, że doszło do tego transferu. Jest ulga. Myślę, że będzie to z korzyścią dla wszystkich stron.

To moja trzecia wymiana w NBA i nie ukrywam, że nie było już takiego szoku i zdziwienia. O 1:30 w nocy otrzymałem telefon z informacją, że wymiana została sfinalizowana. Do 6 nad ranem cały czas byłem na telefonie. Najpierw żegnałem się z Waszyngtonem, a później witałem się z Los Angeles.

To prawda, że w trakcie sezonu zgłosił pan chęć odejścia i zażądał wymiany?

W mediach faktycznie pojawiły się takie informacje, ale one nie do końca były prawdziwe. Wydaje mi się, że wynikły one stąd, że w pewnym momencie sytuacja w Wizards była bardzo niekomfortowa. Myślę, że z działań, które wynikły w trakcie sezonu, było pewne, że zostanę wymieniony.

Zobacz także: W Polsce tylko Stelmet było stać na Sokołowskiego

Czego zabrakło Wizards? Lidera z prawdziwego zdarzenia?

Żyjemy w epoce, w której wszystko trafia do internetu. Tam nic nie ginie. Proszę mi wierzyć, że amerykańscy dziennikarze potrafią tłumaczyć polskie wywiady. Ja nie chcę nikogo krytykować. Powiem tylko tyle, że za wynik odpowiedzialna jest cała drużyna, a nie tylko lider.

W trakcie sezonu mówił pan o zakończeniu kariery w niedługim czasie. Po wymianie do Clippers zmienił pan zdanie?

Koniec kariery? Na razie niczego nie deklaruję. Przede mną sezon, który chcę jak najlepiej rozegrać. Jeśli to mi się uda, to wtedy będę myślał, co dalej robić. Może zgłosi się jakiś klub i być może skuszę się na taką opcję. Chcę zakończyć karierę na własnych warunkach.

Orlando Magic na koniec kariery? Jest taki pomysł?

Gdzieś z tyłu głowy jest ten pomysł, ale na dzisiaj jestem zawodnikiem Los Angeles Clippers. Jestem szczęściarzem - nie mogłem sobie wymarzyć piękniejszego miejsca do gry i życia.

I LeBron James będzie pana sąsiadem.

Fajnie, że LeBron pojawił się w Los Angeles, ale będziemy chcieli go zbić, a nie podziwiać. To będzie bardzo ciekawa rywalizacja, tym bardziej, że nie odstajemy od Lakers. Nawet bym powiedział, że mamy delikatnie lepszą ekipę.

To dla pana awans sportowy?

W NBA nie ma kroków w tył. Trafiłem do zespołu, który chce coś osiągnąć. To że nie ma Jordana, Griffina i Paula, nie oznacza, że ta drużyna jest słaba. Mam dużo talentu.

Zobacz inne teksty autora

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 84. Rafał Fronia: Denis Urubko na K2 przywłaszczył sobie miesiące naszej pracy. Ma dwie osobowości

Źródło artykułu: