Przypomnijmy, iż w środę doszło do długo wyczekiwanego transferu, którego głównym "elementem" był Kawhi Leonard. Niezadowolony gwiazdor San Antonio Spurs, został wymieniony wraz z Dannym Greenem za DeMara DeRozana, Jakoba Poeltla oraz chroniony pick w drafcie do Raptors. Najwięcej uwagi w związku z tą transakcją poświęcono rzecz jasna byłym już liderom swoich ekip. Niejako z boku tego wszystkiego znalazł się Green, który w ostatnich latach był niemniej bardzo ważnym punktem rotacji Spurs.
Nie do końca można powiedzieć, że 31-latek był legendą klubu z Teksasu. To bowiem duże słowo, które przypisać można Timowi Duncanowi, Tony'emu Parkerowi, Davidowi Robinsonowi czy grającemu jeszcze w SAS, Manu Ginobiliemu. Bez wątpienia pasuje jednak stwierdzenie, że Green był symbolem zespołu z San Antonio w ostatnim czasie. Poświecił mu najlepszy okres kariery, występował w nim 8 sezonów, zdobył jedno mistrzostwo, od 6 lat był graczem pierwszej piątki. Teraz opuszcza drużynę, co jest dla niego bardzo trudne.
Wyraz swojego przywiązania do całego klubu dał na swoim profilu na Instagramie, gdzie napisał: "San Antonio, nie potrafię wyrazić miłości, którą mam do ciebie, miasta, kibiców i całej organizacji. Chciałbym podziękować wszystkim za to, że pozwolili mi być częścią czegoś niesamowitego przez tyle lat. Mam wiele wspaniałych wspomnień, które zabiorę ze sobą. Wzloty i upadki zawsze sprawiały, że czułem się wyjątkowo. Chcę osobiście podziękować Popowi i RC za to, że jako pierwsi uwierzyli we mnie i dali mi szansę [...] Czekam na mój następny rozdział w Toronto".
Za wszystko podziękował mu także klub, czyniąc to miedzy innymi na Twitterze. To, co rzuciło się od razu w oczy, to pogrubiona czcionka z jego imieniem, zaś Leonarda już nie. Może to i mała rzecz, ale bardzo zauważalna. W ciągu ostatnich miesięcy Kawhi stał się dla SAS raczej balastem. Zupełnie inaczej było natomiast z zawsze grającym dla dobra zespołu Dannym. I widać dzięki temu, kto został bardziej doceniony w chwili odejścia.
— San Antonio Spurs (@spurs) 18 lipca 2018
— San Antonio Spurs (@spurs) 18 lipca 2018
Może się jednak stać i tak, że Green jeszcze kiedyś ponownie zagra w trykocie San Antonio Spurs. Ostatnio do klubu z Teksasu - po 3 latach - powrócił bowiem Marco Belinelli, czyli bardzo ważny punkt mistrzowskiej ekipy Ostróg z 2014 roku. Być może podobny los spotka także nowego gracza Raptors, tym bardziej, że po nadchodzącym sezonie, stanie się on niezastrzeżonym wolnym agentem.
ZOBACZ WIDEO Problemy triumfatorki juniorskiego Wimbledonu przed turniejem. Świątek: "W Polsce nie ma warunków"