4 kwarty z gwiazdą: Hanno Mottola

Grał w czołowych klubach Europy, NCAA i NBA. Z Żalgirisem Kowno zdobył Mistrzostwo Litwy, a w swojej karierze ma również złoty medal za zwycięstwo w Pucharze ULEB czy drugie miejsce Euroligi, ligi włoskiej i ligi akademickiej. Hanno Mottola, ikona fińskiej koszykówki, w wywiadzie z cyklu "4 kwarty z gwiazdą" specjalnie dla portalu SportoweFakty.pl opowiedział o swojej sportowej karierze oraz o życiu na emeryturze.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Maj roku 1995. Kończy się właśnie sezon w fińskiej lidze Korisliiga, NMKY Helsinki po raz czwarty z rzędu wygrywają Mistrzostwo Finlandii, a Hanno Mottola zdobywa nagrodę dla najlepszego debiutanta ligi. Nic dziwnego, w końcu kilka miesięcy temu, jako osiemnastolatek podpisał swój pierwszy kontrakt w lidze, a w całym sezonie notował natomiast 11,2 punktu i 7,1 zbiórki.

Tamten oraz późniejszy (16,1 punktu i 6,1 zbiórki) sezon były tylko zapowiedzią wspaniałej kariery mierzącego 208 cm wzrostu skrzydłowego, który z lekkością grał na pozycji skrzydłowego. W roku 1996 Mottola postanowił wyjechać do USA i jak sam dzisiaj wspomina - był to dla niego najlepszy okres w sportowej karierze. Przepaść pomiędzy tym co wpajano mu w Finlandii, a tym czego uczył się od trenera Ricka Majerusa była ogromna. Fin okazał się być jednak pojętnym uczniem i już w na drugim roku notował ponad 10 oczek i 5 zbiórek na mecz. W tym też sezonie jego uczelnia, Uniwersytet Utah, awansowała do Final Four NCAA. W półfinale pokonała aktualnego wówczas obrońcę trofeum, lecz w decydującej batalii została pokonana. Pomimo, że Mottola zakończył spotkanie z dorobkiem 15 punktów i 7 zbiórek.

W lidze uczelnianej koszykarz spędził jeszcze dwa lata, notując 17,5 punktu oraz 4,7 zbiórki na ostatnim roku. Nic więc dziwnego, że dobre występy zaowocowały wyborem w drafcie. Numer 40. poświęciła dla niego Atlanta Hawks, w której barwach wystąpił 155 razy. Kiedy jednak zaczął odgrywać coraz bardziej marginalną rolę, zdecydował się na powrót do Europy. Na Starym Kontynencie mógł przebierać w ofertach. Ostatecznie zdecydował się na tą z TAU Ceramiki Vitoria, lecz w kolejnym sezonie przywdziewał już trykot Fortitudo Bolonia. Z klubem tym bardzo liczył na wywalczenie dubletu - mistrzostwa Włoch oraz zwycięstwa w Eurolidze, lecz w obu przypadkach musiał zadowolić się "tylko" drugim miejscem. Rzucając jednak ponad 10 oczek dla włoskiej ekipy, nie narzekał na brak propozycji po sezonie i na kolejne rozgrywki pozostał na Półwyspie Apenińskim - tym razem jako zawodnik Scavolini Pesaro.

Następnie Mottola grał jeszcze dla Dynama Moskwa, Żalgirisu Kowno i Arisu Saloniki. Z rosyjskim zespołem sięgnął po triumf w Pucharze ULEB, choć w wielkim finale nie wystąpił ani minuty. Co ciekawe, ówczesnym przeciwnikiem Dynama był Aris - jego późniejszy pracodawca. Zanim jednak trafił do Grecji, z kowieńskim Żalgirisem zdobył Mistrzostwo Litwy, a dzięki 11 punktom i 4 zbiórkom został wybrany do Meczu Gwiazd tamtejszej ligi.

We wrześniu roku 2008 stało się jednak coś zupełnie nieoczekiwanego. Mottola, mając zaledwie 32 lata, ogłosił, że rozstaje się z koszykówką na dobrą. Argumentował, że chce więcej czasu spędzać z rodziną, a wieczne przenosiny z klubu do klubu temu nie służą. Ostanie punkty rzucił dla reprezentacji swojego kraju w meczu przeciwko Węgrom, spinając w sposób symboliczny swoją karierę, bowiem w roku 1995, mając zaledwie 19 lat, był liderem kadry Finlandii na Mistrzostwach Europy w Grecji.

PRZEDSTAWIENIE:

1. Nazywam się… Hanno Mottola, choć mam jeszcze drugie imię - Aleksanteri. W sumie nie ma jakichś specjalnych historyjek związanych z moim imieniem. Mogę powiedzieć jedynie ciekawostkę przy okazji mojego nazwiska. Grałem w wielu krajach, w wielu ligach, ale żaden spiker nigdy nie wymówił poprawnie mojego nazwiska (śmiech). Według zasad fińskiej wymowy nazywam się Me-tu-la, a nie jakoś inaczej.
2. Urodziłem się… w stolicy mojego kraju, Helsinkach. Życie koszykarza wiąże się ciągłymi przeprowadzkami i zmianami środowiska, tymczasem nigdy nigdzie nie żyło mi się lepiej, niż w Helsinkach. Dlatego po zakończeniu sezonu nadal tutaj mieszkam i jestem niezmiernie szczęśliwy z tego powodu.
3. Kiedy byłem dzieckiem zawsze… uprawiałem wiele sportów z moimi kolegami i bratem. Bardzo lubiłem sporty typowe dla mojego kraju - biegi narciarskie, hokej. Pasjonowałem się też, poza koszykówką, piłką nożną oraz futbolem amerykańskim. Zresztą kiedy grałem w NCAA, bardzo często wybieraliśmy się z kolegami na mecze futbolu. Moją ulubioną drużyną była ekipa Dallas Cowboys.
4. Teraz, kiedy jestem starszy… jestem bardzo szczęśliwy, że mogę koncentrować się już tylko na rodzinie, którą bardzo kocham. Jestem zadowolony, że dotychczas życie przeżyłem tak, jak chciałem oraz nadal z radością i nadzieją spoglądam w przyszłość.
5. Kiedy byłem dzieckiem moim koszykarskim idolem był… Hakeem Olajuwon, były środkowy Houston Rockets. Uwielbiałem oglądać go w akcji i patrzeć z jaką gracją porusza się po parkiecie oraz w jakim rytmie gra całe spotkania. On z koszykówki uczynił taniec i poezję w jednym. Wprowadził lekkość i zwiewność w erze, kiedy coraz więcej zaczynało zależeć od nadludzkiej siły i mięśni.

POCZĄTKI:

1. W koszykówkę zacząłem grać… kiedy miałem 6 lat, czyli mniej więcej w tym samym czasie, kiedy zaczął grać mój brat, choć był ode mnie starszy o trzy lata.
2. Wybrałem koszykówkę, ponieważ… zaczął grać w nią Matias. Ja, będąc młodszy, zawsze naśladowałem swojego starszego brata. A później pokochałem ten sport i chyba z wzajemnością (śmiech).
3. Trenerem, który wpłynął na mnie w największym stopniu był… Rick Majerus na Uniwersytecie Utah. On jest jednym z najlepszych nauczycieli i teoretyków koszykówki, jakich spotkałem podczas swojej kariery. Wiem, że dwa lata temu przeniósł się do Saint Louis i wypowiedzią na temat usuwania ciąży podpadł tamtejszemu biskupowi, ale to nie ma nic do tego, że jest świetnym trenerem. Wszystko co było teorią potrafił wdrożyć w praktykę. To głównie dzięki niemu graliśmy w Final Four.
4. Kiedy byłem młodszy chciałem przerwać przygodę z koszykówką, bo… początki były dla mnie bardzo trudne. Jak już wspominałem, miałem kilka lat gdy poszedłem w ślady starszego brata i zacząłem grać w koszykówkę. No cóż, pierwszy kontakt z nią był sporym zderzeniem z rzeczywistością. Muszę przyznać, że trochę to trwało zanim wszystko się ułożyło, ale pierwsze kilka lat mojej przygody z basketem było raczej udręką, niż przyjemnością. Tylko to, że kochałem ten sport sam w sobie sprawiało, że dalej kontynuowałem swoją karierę. Cała otoczka była bez sensu...
5. Będąc młodym graczem zawsze marzyłem, że pewnego dnia będę grał w… w fińskiej ekstraklasie Korisliiga. Mając osiemnaście lat, ziściłem te marzenia, gdyż podpisałem profesjonalny kontrakt z NMKY Helsinki. A później przyszły marzenia o NBA, o lidze hiszpańskiej... Bardzo miło wspomina się to wszystko teraz, kiedy jest się już na sportowej emeryturze.

DOŚWIADCZENIE:

1. Najlepszy mecz mojej kariery miał miejsce… w roku 1998 podczas ogólnokrajowego turnieju NCAA. Graliśmy przeciwko uczelni Arizona i w przypadku zwycięstwa wchodziliśmy do Final Four. To był nasz wielki dzień, wygraliśmy aż 76:51 i każdy z nas dołożył swoją cegiełkę do sukcesu. Arizona była wówczas zespołem broniącym tytułu, lecz my mieliśmy naprawdę świetną ekipę w składzie z Michaelem Doleakiem, Keithem van Hornem czy Andre Millerem. Każdy z nich gra, bądź grał później w NBA z powodzeniem. Pamiętam również mecz w barwach TAU, kiedy przeciwko Maccabi rzuciłem 31 punktów i w rankingu eval miałem 40 oczek. Też fajne wspomnienie.
2. Najgorszy mecz mojego życia miał miejsce… generalnie najgorsze mecze to takie, kiedy wiesz, że mogłeś zrobić więcej, a tego nie zrobiłeś. Staram się nie pamiętać takich spotkań, choć niektóre wyjątkowo uparcie siedzą w mojej głowie. Mecz o złoto Final Four Euroligi w roku 1994 i przegrana z Maccabi, czy przegrana w finale Final Four NCAA z uczelnią Kentucky w roku 1998. Dzień wcześniej Kentucky męczyło się ze Stanford, a my pewnie pokonaliśmy Karolinę Północną, lecz w najważniejszym meczu to oni okazali się lepsi.
3. Największy sukces mojego życia to… moja córeczka Mariatta i mój synek Kari. Moje dwie iskierki, który zawsze wprawiają mnie w dobry nastrój.
4. Największa porażka mojego życia to… chyba nie ma takiej. Mógłbym wspomnieć właśnie przegrany finał w NCAA, ale czy kwalifikuje się do miana największej porażki życiowej? Nie wiem...
5. Najlepszy klub, w którym miałem okazję grać to… hm… ciekawe pytanie. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Wszędzie mi się podobało, choć... No tak, najwięcej znaczy dla mnie przecież Uniwersytet Utah i gra w NCAA. To było coś wspaniałego. Wspaniali trenerzy, świetna, rozumiejąca się na parkiecie i poza nim, drużyna oraz sukces w postaci gry w finale ligi uczelnianej. Z klubów europejskich wybrałbym za to Aris Saloniki lub Foritudo Bolonię, bo organizacją były bardzo podobne do NBA. Co prawda grałem również w Atlancie czy zdobywałem Mistrzostwo Litwy z Żalgirisem, ale mimo wszystko nie było tak przyjemnie, jak w Grecji i Włoszech.

PRZYSZŁOŚĆ:

1. Swoją karierę skończyłem… mając 32 lata, więc przez dwanaście lat mojej kariery koszykarskiej nie było mnie w domu, w Helsinkach, a ogółem w koszykówkę na najwyższym poziomie grałem przez czternaście sezonów. Oczywiście jestem szczęśliwy z tego, jak się potoczyła, ale jednak dom to dom i bardzo się cieszę, że teraz jestem razem z rodziną.
2. Po zakończeniu kariery koszykarskiej zamierzam… siedzieć w domu ile tylko się da i biernie oczekiwać tego co przyniesie mi i mojej rodzinie los. Tak, dobrze zrozumiałeś - biernie. Jak każdy Fin jestem senny, ospały i mało temperamentny, więc to, że nic nie chce mi się robić, to nic nadzwyczajnego (śmiech).
3. Mamy rok 2019. Widzę siebie… mieszkającego nadal w Helsinkach i... nie robiącego nic (śmiech)? Nie, no aż tak dobrze to pewnie nie będzie. Myślę, że będę związany w jakiś sposób z koszykówką, lecz mam również nadzieję, że nie tylko w sporcie potrafię odnosić sukcesy. Mam na oku kilka biznesów i zobaczymy, jak to będzie za dekadę.
4. Marzę, że pewnego dnia… nie mam szczególnych marzeń. Chcę widzieć jak dorastają moje dzieci. Wówczas wszystko będzie dobrze.
5. Mając 60 lat będę żałował jedynie, że… niczego nie będę żałował! Patrzenie wstecz i wspominanie czego to by się nie zrobiło, gdyby... jest po prostu głupim marnotrawieniem czasu. Nic już się nie da zrobić. Finito. Game over. The end. Życie pełne jest wzlotów i upadków, więc trzeba nauczyć się z nimi żyć. Niczyje jest idealne. Moje również. Ale to nie powód by czegokolwiek żałować.

W następnym odcinku: Ed Cota - obecnie bez klubu, były gracz Żalgirisu Kowno, FC Barcelony, Dynama Sankt Petersburg i Atlasa Stali Ostrów Wlkp.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×