Przed tygodniem zespół Asseco Arki Gdynia w fatalnym stylu przegrał w sparingu z Treflem Sopot (63:75) i pojawiło się mnóstwo wątpliwości, czy podopieczni Przemysława Frasunkiewicza zdążą z formą na pierwszy mecz w Pucharze Europy z Lokomotivem Kubań Krasnodar.
Gdynianie na tle rosyjskiego giganta wypadli jednak nadspodziewanie dobrze. Niemal przez cały mecz toczyli wyrównany bój z finalistą rozgrywek z ubiegłego sezonu. Krótki przestój w trzeciej kwarcie zadecydował o tym, że to Lokomotiw z Mateuszem Ponitką mógł cieszyć się ze zwycięstwa.
- Sparingi nie zawsze odzwierciedlają aktualną formę zespołu. Poza tym w meczach o stawkę jest nieco inna koncentracja, zwłaszcza u graczy doświadczonych. Dużo dał nam mecz z Barceloną. To było świetne przetarcie. Rywale pokazali nam wtedy, jak gra się w Europie. Dlatego do spotkania z Lokomotiwem byliśmy dobrze przygotowani. Trener w szatni nam powiedział, że graliśmy dobrą koszykówkę przez 37 minut. Niestety z taką drużyną trzeba być czujnym przez cały mecz, jeśli chce się odnieść zwycięstwo - uważa kapitan Krzysztof Szubarga, który rozegrał bardzo dobre zawody. 34-letni rozgrywający zanotował 14 punktów i 5 asyst.
Z niezłej strony pokazał się także inny gdyński weteran, Filip Dylewicz. 38-letni skrzydłowy, dla którego był to powrót do europejskich pucharów po kilku latach przerwy, zdobył 10 punktów i miał 6 zbiórek. Dobrze radził sobie z podkoszowymi rywalami. Złą informacją jest to, że z boiska zszedł z kontuzją ręki, w środę koszykarz przejdzie szczegółowe badania.
- Nawiązaliśmy równorzędną walkę z bardzo renomowanym rywalem, który jest faworytem do wygrania EuroCupu. W teorii powinni nas wysoko pokonać, ale my różnicę sportową nadrobiliśmy charakterem, wolą walki i dobrym przygotowaniem taktycznym. Nie ukrywam, że emocje były ogromne. W pierwszej połowie popełniłem kilka błędów. Z biegiem czasu było coraz lepiej. Wszedłem w swój rytm, starałem się pomóc drużynie - tłumaczy Dylewicz.
Ambicji i woli walki gdynianom odmówić nie można, ale martwi skuteczność. Żółto-niebiescy trafili tylko 8 z 32 rzutów z dystansu. A to ma być właśnie największy atut zespołu Przemysława Frasunkiewicza. Nie jest tajemnicą, że więcej oczekuje się od zawodników zagranicznych, którzy grają na obwodzie. Josh Bostic przestrzelił 12 rzutów z gry, Deividas Dulkys w 18 minut miał 1/5 z gry.
- Wierzę, że wróci skuteczność, bo z tym mamy spory problem. Jesteśmy taką drużyną, która potrafi seryjnie trafiać "trójki". Tego trochę zabrakło. Gdyby była nieco lepsza skuteczność, to być może udałoby się wygrać ten mecz - uważa Szubarga.
Świetne na tle Lokomotivu wypadł Robert Upshaw, który był o krok od skompletowania double-double (15 punktów, 9 zbiórek). Amerykański środkowy popisał się kilkoma efektownymi zagraniami, które poderwały gdyńską publiczność z krzesełek.
- Pokazaliśmy w tym meczu, że jesteśmy w stanie bić się z najlepszymi zespołami. To nas cieszy i napawa optymizmem przed kolejnymi spotkaniami - potwierdza kapitan Asseco Arki Gdynia.
Następnym rywalem gdyńskiego zespołu w EuroCupie będzie turecki Tofas Bursa. W niedzielę za to podopieczni Frasunkiewicza w hicie Energa Basket Ligi zagrają z Anwilem Włocławek.
ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Wielicki: Zachowanie Denisa Urubko mnie zaskoczyło. Wszyscy mieli do niego pretensje