Zielonogórzanie od zwycięstwa rozpoczęli nowy sezon Energa Basket Ligi, na dzień dobry wygrywając z MKS-em Dąbrowa Górnicza 87:81. Wygrana Stelmetowi Enei BC nie przyszła jednak łatwo, bo drużyna Jacka Winnickiego wysoko zawiesiła poprzeczkę. - Myślę, że nic nas nie zaskoczyło. Wiedzieliśmy, jak gra MKS. Na początku w obronie brakowało nam komunikacji, być może też trochę koncentracji. Rywale poczuli krew, zaczęli trafiać. Po prostu źle podeszliśmy do tego meczu - mówi nam Michał Sokołowski.
Z czego wynikało wspomniane przez niego złe podejście do spotkania z MKS-em? - Dobre pytanie. Nie wiem, z czego to wynikało. Na pewno chcieliśmy wygrać ten mecz, zagrać dobrze od pierwszej minuty. To się nie udało, ale najważniejsze, że na koniec wygraliśmy - podkreśla.
Pierwszą kwartę Stelmet Enea BC przegrał 19:32, ostatnią zaś wygrał 22:7. Właśnie dzięki udanej pogoni w decydującej fazie spotkania zespół Igora Jovovicia może cieszyć się ze zwycięskiej inauguracji nowego sezonu. - Zagraliśmy dwie różne połowy. Do tego trochę za dużo faulujemy. Musimy to ustabilizować, ale potencjał mamy naprawdę duży. Przed nami wiele meczów, by poprawić naszą grę w ataku i obronie. Bądźmy optymistami - przyznaje reprezentant Polski.
Stelmetowi wyraźnie brakuje jeszcze zgrania. Z drugiej strony nie ma się co temu dziwić. - W tym składzie zagraliśmy chyba trzy pełne mecze we Włoszech. Nie mamy za sobą dwóch pełnych miesięcy razem i 10 rozegranych sparingów, dzięki czemu gładko wchodzimy w sezon. To jeszcze trochę potrwa - tłumaczy Sokołowski.
Dodajmy, że 25-latek ma za sobą świetny debiut w nowej drużynie. Sokołowski rzucił 21 punktów, trafiając 7 na 9 rzutów z gry.
ZOBACZ WIDEO: Urszula Radwańska: Potrzebowałyśmy z Agą odciąć się od taty. To była dobra decyzja