Biorąc pod uwagę budżety obu drużyn i doświadczenie, wydawało się, że włocławianie nie będą mieli wiele do powiedzenia w starciu z rosyjskim zespołem. Sam początek meczu nie napawał optymizmem - włocławianie nie mogli się odnaleźć na boisku, popełniali straty i pudłowali spod kosza.
Słaba komunikacja w obronie Rottweilerów sprawiła, że kilka akcji z rzędu goście zdobywali łatwe punkty spod kosza. W środę na boisku świetnie czuł się Walerij Lichodiej. Rosyjski skrzydłowy pokazał swoją uniwersalność i udowodnił, że potrafi nie tylko rzucać z dystansu. Doświadczony zawodnik uzbierał 28 punktów (9/11 z gry).
- Spotkania nie zaczęliśmy na pewno tak, jak byśmy tego chcieli. Trenerzy uczulali nas na pewne rzeczy i przygotowali nas inaczej niż to, co zaprezentowaliśmy na boisku. Taka gra sprawiła, że rywale szybko osiągnęli przewagę i mogli kontrolować mecz. Nasza pogoń w dalszej części spotkania się nie udała, strata w pewnym momencie była już nie do odrobienia - mówił po meczu Rosjanin.
Również Igor Milicić jest zdania, że jego drużyna źle weszła w to spotkanie. Warto wspomnieć, że dla sztabu trenerskiego włocławian jest to pierwsza styczność z europejskimi pucharami. Choć w pewnym momencie wydawało się, że Anwil Włocławek wróci do gry (po jednej z akcji Szymona Szewczyka włocławianie tracili tylko dwa punkty), to zabrakło koncentracji w kolejnych akcjach. W trudnych momentach zespół BK Niżny Nowogród pociągnął Kendrick Perry, który został zawodnikiem meczu.
- Wydaje mi się, że moi zawodnicy byli zbyt nerwowi po rozpoczęciu spotkania. Może miał na to wpływ fakt, że było to dla nas pierwsze spotkanie Ligi Mistrzów we Włocławku. Nerwowość i brak koncentracji sprawiły, że Niżny Nowogród nam odjechał już w pierwszej kwarcie i to poniekąd ustawiło to spotkanie. Ciężko jest gonić wynik przeciwko tak dobrej drużynie - skomentował to spotkanie z kolei Igor Milicić.
Już w sobotę mistrzowie Polski zmierzą się w Sopocie z miejscowym Treflem, kilka dni później drużyna wyleci do Włoch na kolejny mecz pucharowy z Sidigas Avellino.
ZOBACZ WIDEO Kamil Glik: Właśnie w takich momentach rodzi się drużyna. Krytykę trzeba przyjąć