Deividas Dulkys: Wrócić do formy sprzed kontuzji. Asseco Arka to dobre miejsce na odbudowanie kariery

Newspix / Piotr Matusewicz / Na zdjęciu: Deividas Dulkys
Newspix / Piotr Matusewicz / Na zdjęciu: Deividas Dulkys

- Anwil też był mną zainteresowany, prowadziliśmy rozmowy. Kibice mnie prosili, żebym wrócił. Uznałem, że Asseco Arka to najlepsze miejsce na odbudowanie swojej kariery. Chcę wrócić do formy sprzed kontuzji - mówi Deividas Dulkys, litewski gracz.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Dlaczego wrócił pan do Polski po czterech latach i podpisał kontrakt z Asseco Arką?[/b]

Deividas Dulkys, koszykarz Asseco Arki Gdynia: Nie da się ukryć, że moja sytuacja na rynku zmieniła się po tym, co stało się na początku poprzedniego sezonu. Doznałem poważnej kontuzji kolana i nie byłem aż tak atrakcyjnym zawodnikiem dla wielu klubów. To jest jednak normalne, bo byłem przecież wyłączony z gry przez wiele miesięcy.

Inaczej było w przypadku Asseco Arki, która od początku przejawiała zainteresowanie. Uznałem, że to dobre miejsce na odbudowanie swojej kariery. EuroCup to świetne rozgrywki, do tego Energa Basket Liga, którą doskonale znałem z lat ubiegłych. Wiedziałem, czego mogę się spodziewać.

Jednak warto powiedzieć o tym, że w Asseco Arce nie zagrałby pan, gdyby nie... kontuzja Benjamina Emelogu. To Amerykanin był pierwszą opcją gdyńskiego klubu. Później jednak sprawy szybko się potoczyły, bo w ciągu kilku dni ogłoszono podpisanie z panem kontraktu.

Nie mam wiedzy, co się z nim stało. Mogę powiedzieć, że luźne rozmowy z Asseco Arką prowadziłem już na początku wakacji. Wtedy jednak nie doszło do konkretów. Po jakimś czasie wznowiliśmy rozmowy i faktycznie dość uzyskaliśmy porozumienie.

Z Anwilem Włocławek też prowadził pan rozmowy?

Tak. Anwil był jednym z klubów, który chciał mnie zatrudnić. Nie ukrywam, że brałem pod uwagę ponowną grę we Włocławku. Co prawda spędziłem tam tylko kilka miesięcy, ale mam bardzo dobre wspomnienia z pobytu w tym klubie.

Kibice mają podobne zdanie. Bardzo chcieli pana widzieć ponownie w koszulce Anwilu. Do pana też dotarły takie informacje?

Tak. Gdy pojawiły się informacje o możliwym powrocie do Anwilu, to otrzymałem kilka wiadomości od kibiców z Włocławka. "Przyjdź do nas", "nie zawiedziesz się", "czekamy na ciebie" - tak one mniej więcej brzmiały. Mogę zdradzić, że praktycznie co roku w wakacje fani do mnie pisali z pytaniami, czy biorę pod uwagę powrót do Anwilu. To było bardzo miłe, bo to świadczy o tym, że ludzie doceniali moją grę dla tego klubu. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że Anwil ma świetnych kibiców, którzy tworzą niezapomnianą atmosferę podczas meczów.

Trener Milicić w rozmowie z WP SportoweFakty wyjaśnił, dlaczego finalnie nie doszło do podpisania kontraktu. Mówił tak: "Była w pewnym momencie opcja pozyskania go, ale nie do końca naszej organizacji pasowały warunki umowy. Klub, sprzedając Dulkysa do Turcji, w trudnym momencie zarobił sporo pieniędzy i spłacił długi, ale społeczeństwo we Włocławku bardzo źle przyjęło tę informację, dlatego teraz Anwil nie chce doprowadzić do podobnej sytuacji." Jak to wyglądało z pana perspektywy?

Uważam, że mój transfer do Turcji wyszedł na dobre każdej ze stron. Anwil, który miał problemy organizacyjne, mógł wyjść na prostą dzięki otrzymanej sporej gotówce. Ja poszedłem do lepszej ligi i mogłem zrobić kolejny krok do przodu w karierze. Kibice muszą zrozumieć, że koszykówka to jest biznes. Mnie osobiście cieszy fakt, że Anwil wrócił do walki o mistrzostwo, czyli do miejsca, w którym powinien być.

Tofas, później Umana Reyer Wenecja, Yeşilgiresun Belediye, Obradoiro i znów Turcja. Jest pan zadowolony z przebiegu kariery?

Oczywiście. Grałem przecież w najlepszych ligach w Europie. Myślę, że pokazałem się z dobrej strony. Teraz jestem w Asseco Arce. Jestem zadowolony z tego, że wróciłem do Polski. Tutaj mogę odbudować swoją karierę po ciężkiej kontuzji.

W jaki sposób nabawił się pan poważnej kontuzji? To było podczas meczu?

Tak. W trakcie wejścia pod kosz na tyle źle postawiłem nogę, że moje kolano wygięło się i zerwałem przez to więzadła. Nie mogłem się z tym pogodzić, bo przecież zawsze byłem świetnie przygotowany pod względem fizycznym. Pytałem później wielu specjalistów, dlaczego akurat to się mnie zdarzyło. Odpowiedź była krótka: to był wypadek, taki jest po prostu sport.

Zobacz także: Łapeta: Z Szubargą jak z Johnsonem

Później była długa i żmudna rehabilitacja...

Zgadza się. To trudny proces dla zawodowego sportowca. Tym bardziej, że to była tak naprawdę pierwsza poważna kontuzja w mojej karierze. Miałem operację na Litwie, później spędziłem tam sześć tygodni rehabilitacji. Następnie przeniosłem do Stanów Zjednoczonych. Profesjonalnie podszedłem do tematu, bo od samego początku powtarzałem, że chcę wrócić do tego poziomu, który prezentowałem przed odniesieniem kontuzji. Przez sześć dni w tygodniu ciężko pracowałem nad powrotem do zdrowia. Uważam, że atletycznie jestem przygotowany jeszcze lepiej niż to było wcześniej.

A pod względem koszykarskim? Jak pan ocenia powrót na boisko?

Są lepsze i gorsze momenty. Na pewno potrzebuje czasu, żeby wrócić do tego odpowiedniego rytmu. Nic w tym dziwnego, bo przecież miałem ponad 9-miesięczną przerwę w grze. W okresie przedsezonowym trener Frasunkiewicz dawał mi sporą liczbę minut w sparingach, by powrót do formy nastąpił jak najszybciej. Z meczu na mecz czuję się coraz lepiej, podobnie jak cała drużyna. Poznajemy się, zgrywamy i myślę, że wszystko będzie w porządku.

[b]

Jak Deividas Dulkys zmienił się na przestrzeni lat? Mam wrażenie, że w Anwilu grał pan częściej na kontakcie z rywalami, więcej penetrował. Teraz gra pan nieco ostrożniej, decydując się głównie na rzuty z dystansu.[/b]

Nawet już w Tofasie grałem inaczej niż we Włocławku. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że rola danego zawodnika w każdym zespole jest inna. Trenerzy mają różne wizje, wymagają innych rzeczy na boisku. Trzeba się do tego dopasować. Może mi nie uwierzysz, ale w niektórych klubach grałem jako rozgrywający, a nawet jako... silny skrzydłowy. W Gdyni staram się dopasować do zespołu, bo wiem, że jest tutaj ogromny potencjał. Mamy sporo utalentowanych zawodników. Kwestią czasu jest jak zaczniemy grać na miarę tego potencjału.

Wielu czeka jednak na ten moment, w którym pan odpali i zdobędzie np. 25-30 punktów i zagra jak za dawnych lat.

Tak jak powiedziałem: w tym zespole jest 5-6 zawodników, którzy są w stanie to zrobić. Nigdy nie wiesz, kiedy nastąpi właśnie twój dzień. Czekam cierpliwie na swój dzień. Pamiętaj, że za nami dopiero pięć meczów w tym sezonie. Tych spotkań do rozegrania jest ogromna liczba. Robię swoje, ciężko pracuję, żeby ustabilizować formę na równym poziomie. Też chciałbym dodać jedną rzecz. W koszykówce nie liczy się to, kto zdobędzie 20 czy 30 punktów, ale to kto wygrywa mecze. Ja wolę cieszyć się ze zwycięstw niż z indywidualnych popisów.

Wiem, że w pana kontrakcie jest zapisana kwota wykupu. Czy po zakończeniu EuroCupu zamierza pan z niej skorzystać?

Kompletnie o tym teraz nie myślę. Ja żyję z dnia na dzień. Staram się myśleć o rzeczach, które mam do zrobienia w najbliższym czasie. Jestem zawodnikiem Asseco Arki i to jest obecnie dla mnie najważniejsze. Nie wybiegam w przyszłość, bo to nie ma sensu. EuroCup jest na pewno dobrym miejscem do pokazania swoich umiejętności. I to dla każdego zawodnika. Nie jest to żadna tajemnica.

Zobacz inne teksty autora

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga przerywa milczenie. "Długo gryzłem się w język. Tym ludziom powinno być wstyd i głupio" [cały odcinek]

Komentarze (0)