Historia tej miłości była bardzo krótka. W 2016 roku właściciel R8 Basket Kraków założył sobie, iż zbuduje wielki klub w Polsce. Zaczął pompować duże pieniądze w II-ligowy zespół, zatrudniając graczy z przeszłością w ekstraklasie oraz I lidze. Szastał kasą na lewo i prawo. Oferował każdemu zawodnikowi 3-4 razy lepsze pieniądze niż w innych klubach. Doszło do paradoksu, iż gracze, którzy byli w hierarchii kadry na 15-16 miejscu, nie musieli odchodzić z klubu. Mogli zostać i pobierać pieniądze, wiedząc, że nawet przez minutę "nie powąchają parkietu".
Najpierw Europa, potem PLK
W barwach R8 pojawili się Michał Baran, Wojciech Pisarczyk, Marcin Malczyk, Patryk Pełka i inni. Właściciel nie liczył się z kosztami. - Na treningach organizował konkursy rzutu z połowy. Zwycięzca zgarniał tysiąc złotych - mówił nam jeden z koszykarzy. W grodzie Kraka wszyscy mieli jak w raju. Przelewy pojawiały się zgodnie z planem a prezes Dominik Kotarba-Majkutewicz szumnie zapowiadał, że jego zespół zagra w FIBA Europe Cup.
- Awansujemy do ekstraklasy z ambitnym założeniem walki o największe sukcesy. Chcemy budować naprawdę mocny klub i zespół - taki, jak miał Ryszard Krauze, gdy jego Prokom walczył o ćwierćfinał Euroligi - mówił w rozmowie z Łukaszem Ceglińskim Kotarba-Majkutewicz.
ZOBACZ WIDEO: Fajdek o mały włos nie zabił trenera. "Gdyby nie wstał, skończyłoby się zgonem"
Pierwsze kłopoty zaczęły się w 2017 roku. W Krakowie nie pojawił się wielki sponsor, który miał sfinansować grę w europejskich pucharach. Z tego powodu oferty nie przyjęli... Krzysztof Szubarga czy Thomas Kelati, którzy mieli być twarzami krakowskiego projektu. - Wydaje mi się, że klub z Krakowa chciał moim nazwiskiem nieco napompować ten cały projekt. Z perspektywy czasu wyszło to średnio - mówił Szubarga.
Na wielkie pieniądze skusił się jednak Amerykanin z polskim paszportem Michael Hicks, który z pewnością pożałuje tej decyzji do końca życia. - R8 zalega mi 42 procent kontraktu - powiedział nam zawodnik.
Z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. - Czuć było, iż zainteresowanie prezesa zdecydowanie zmalało - mówili zawodnicy. Gdy pojawiły się pierwsze porażki, atmosfera w Krakowie zgęstniała. Zaczęły się opóźnienia w wypłatach, które dla zawodników były wielkim szokiem. - Pierwszy sezon był świetny, wszystko idealnie. Potem od początku miałem zaległości - podkreśla Michał Hlebowicki, który odszedł z drużyny w trakcie sezonu 2017/18.
Kasa będzie jutro
Od początku 2018 roku wszystko runęło z gruzach. Zawodnicy czuli "pismo nosem" i chcieli uciec z Krakowa. Jeden z nich powiedział. "Prezesie, ja rozumiem, że mogą być problemy finansowe. Odejdę, zrzeknę się reszty kontraktu. Dominik Kotarba-Majkutewicz zapewniał. "Spokojnie, wszystko będzie na czas, nie odchodź".
Kotarba-Majkutewicz obiecywał gruszki na wierzbie. Zawodnicy byli zwodzeni z tygodnia na tydzień. Praktycznie dwa razy w miesiącu prezes zapewniał im przelew i wypłatę zaległych pieniędzy. Nikt się ich nie doczekał.
- Nie spodziewałem się taki problemów - mówił nam kilka miesięcy temu Jakub Dłuski. Według naszych ustaleń, ostatni kontakt koszykarze z prezesem mieli w marcu. Padły zapewnienia, że kasa jest tylko kwestią czasu. Termin upływał w kwietniu. Wtedy jednak już się nikt nigdy nie odezwał.
Żaden z koszykarzy oficjalnie nie chce się wypowiadać. Każdy z nich ma chociaż cień nadziei, że uda mu się odzyskać swoje pieniądze. A suma jest ogromna.
Większość graczy ostatnią wypłatę dostała w styczniu - kilku z nich w prywatnych rozmowach przyznało nawet, że w listopadzie. Dwanaście miesięcy temu! Gdy podliczymy wszystkie koszta wychodzi, iż dług w stosunku do zawodników wynosi około 400-500 tysięcy złotych.
Atmosfera pod koniec rozgrywek była fatalna. Koszykarze czuli, że dzieje się coś złego. W trakcie sezonu kosze i bandy reklamowe były wystawione na sprzedaż. Wszyscy czuli, iż jest to początek końca "ambitnego" projektu.
Pozostał żal
Zawodnicy nie kryją rozczarowania. Każdy z nich jest na wielkim minusie. Musieli na własną rękę wynajmować mieszkania, co w stolicy Małopolski nie jest tanie. Kilku z nich musiało czekać do czerwca, aby dzieci dokończyły rok szkolny.
"Myślę, że przez cały kolejny sezon nie zarobie tyle, ile jest mi winny Dominik Kotarba-Majkutewicz" - podsumował jeden z nich. Piękny sen prysnął jak bańka mydlana. Szkoda, bo szalony plan prezesa mógł imponować. Kibicowali mu wszyscy.