LeBron eksplodował w Miami. 51 punktów "Króla". Warriors z trzecią porażką z rzędu

Getty Images / Harry How / Na zdjęciu: LeBron James
Getty Images / Harry How / Na zdjęciu: LeBron James

LeBron James wrócił do Miami, gdzie zdobywał dwa tytuły mistrzowskie i przypomniał kibicom, co potrafi. Rzucił 51 punktów, a Lakers pokonali Heat 113:97. Źle dzieje się w obozie mistrzów NBA, ci doznali trzeciej porażki z rzędu.

LeBron James eksplodował w Miami. 33-latek absolutnie zdominował wydarzenia na parkiecie, trafił 19 na 31 rzutów z pola, w tym 6 na 8 za trzy i miał w sumie aż 51 punktów. Skrzydłowy przekroczył barierę 50 "oczek" po raz 13. w karierze. Miał też osiem zbiórek, a to wszystko w 38 minut, które spędził na parkiecie. - Grał z wielką klasą. On po prostu przejął ten mecz - komentował jego występ Lonzo Ball.

Los Angeles Lakers przy takich okolicznościach naturalnie pokonali Miami Heat 113:97, dla Jamesa, co ciekawe, to pierwsze zwycięstwo na Florydzie, odkąd opuścił tę drużynę w 2014 roku po finałach NBA. Przed tym triumfem jego Cleveland Cavaliers przegrywali w hali American Airlines Arena siedmiokrotnie, w czterech spotkaniach LeBron brał udział. A więc wreszcie opuszcza Miami w roli zwycięzcy.

Kiedy James zakładał się z Lancem Stephensonem czy zakończy mecz celnym rzutem za trzy punkty, Miami Heat odchodzili od zmysłów. Dla nich to 10. porażka w sezonie, a już szósta na własnym parkiecie. Josh Richardson był tak sfrustrowany po jednej z decyzji sędziów, że schodząc na ławkę rezerwowych, rzucił butem w widownię. Jeden z liderów "Żaru" został odesłany do szatni. LeBron zakład wygrał, bo ustalił wynik meczu 17 sekund przed końcem, trafiając właśnie zza łuku.

- Zawsze świetnie być w tym miejscu ponownie. Mieliśmy tu czasami niezbyt dobre momenty, ale zdecydowanie więcej było tych pozytywnych rzeczy. Ja osobiście zawsze będę szanował i kochał ludzi z Miami, szczególnie tych pracujących w klubie - mówił po meczu James.

Golden State Warriors niedawno notowali serię ośmiu zwycięstw, ale teraz wszystko zmieniło się diametralnie. Brak Stephena Curry'ego boli, teraz w dwóch ostatnich meczach zabrakło również Draymonda Greena, a trzeba pamiętać o jego spięciu z Kevinem Durantem, które na pewno wpłynęło na atmosferę w szatni. Mistrzowie NBA z ostatnich siedmiu spotkań, wygrali tylko dwa. Teraz ponieśli trzecią porażkę z rzędu, bo nie dotrzymali kroku mocnym San Antonio Spurs.

Teksańczycy obronili własny parkiet, a w zasadzie to oni byli w ofensywie. Świetny mecz zaliczył LaMarcus Aldridge, zdobywca 24 punktów i 18 zbiórek, a 20 "oczek" dodał DeMar DeRozan. Kluczowy rzut za trzy trafił za to Patrick Mills, było to dokładnie 39 sekund przed końcem, po tym trafieniu Spurs prowadzili 101:92. Dla obrońców tytułu 26 punktów wywalczył Durant, lecz to było zdecydowanie za mało. Skrzydłowy wykorzystał tylko 8 na 25 oddanych rzutów z gry, choć miał też 10 zbiórek i sześć asyst. Warriors trafili zaledwie 5 na 26 prób zza łuku.

- Przez ostatnie cztery lata robiliśmy naprawdę fantastyczne rzeczy, teraz przed nami najtrudniejszy moment. To jest prawdziwe NBA. W ostatnich latach nie byliśmy w realnym NBA, byliśmy we wspaniałym śnie. Teraz musimy stawić czoła przeciwnościom - mówił trener Steve Kerr.

Damian Lillard rzucił 40 punktów i popsuł humory stołecznym kibicom koszykówki. Jego Portland Trail Blazers pokonali Washington Wizards 119:109, którzy legitymują się kiepskim bilansem 5-11. Czy czas Johna Walla w stolicy USA dobiega końca?

Wyniki:

Minnesota Timberwolves - Memphis Grizzlies 87:100 (20:17, 23:30, 19:28, 25:25)
(Rose 18, Covington 15, Towns 15, Wiggins 14, Saric 14 - Gasol 26, Conley 17, Jackson Jr. 13)

Miami Heat - Los Angeles Lakers 97:113 (21:34, 31:33, 24:25, 21:21)
(Ellington 19, Richardson 17, Johnson 17, McGruder 14 - James 51, Caldwell-Pope 19, Kuzma 15)

Orlando Magic - New York Knicks 131:117 (44:31, 23:35, 31:26, 33:25)
(Gordon 31, Vucevic 28, Fournier 19 - Hardaway Jr. 32, Burke 31, Kanter 21)

Washington Wizards - Portland Trail Blazers 109:119 (25:32, 16:30, 29:29, 39:28)
(Wall 24, Oubre Jr. 19, Porter Jr. 13 - Lillard 40, McCollum 25, Nurkic 13)

San Antonio Spurs - Golden State Warriors 104:92 (33:27, 23:21, 23:22, 25:22)
(Aldridge 24, DeRozan 20, Gay 19 - Durant 26, Thompson 25, Cook 16)

ZOBACZ WIDEO Dawid Kubacki: Wiem, że stać mnie na miejsca w "10"

Komentarze (3)
avatar
Katon el Gordo
19.11.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
avatar
KSSG1947-Koto
19.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Miód na moje serce gdy widzę jak GSW dostają wciry mecz za meczem, a moje kochane Miśki wygrywają kolejny mecz i są wyżej w tabeli. Go Go Memphis Grizzlies! 
mireczek
19.11.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
w sumie fajnie się czyta, że na 39 s przed końcem dopiero rzut na 102-91 dał bezpieczne prowadzenie, bo tylko 99-91 bezpieczne nie było...