Do końca pozostawało 25 sekund, a Polski Cukier Toruń prowadził 94:92. Trener Kinga, Łukasz Biela poprosił o ostatnią przysługującą mu przerwę. Po zmianie przepisów dokonanej przed obecnym sezonem szkoleniowcy mogą w ostatnich dwóch minutach decydować, czy ich zespół będzie wznawiał grę z pola ataku, czy z pola obrony. Gospodarze ostatecznie mieli piłkę na połowie rywala, co oznaczało, że na oddanie rzutu pozostanie im tylko 14, a nie 24 sekundy.
- Odpowiedzialność spada na mnie. Są nowe przepisy. Przyznaję się, że kompletnie o tym nie pomyślałem. Byłem pewien, że będziemy grali długą akcję. Jest sporo nowych przepisów, a takie sytuacje nie zdarzają się codziennie. Znam te przepisy natomiast zagubiłem się w tej sytuacji - przyznał Łukasz Biela. Jednocześnie dodawał, że jego zespół i tak miał grać szybko, aby zostawić sobie jeszcze szanse na kolejne akcje.
King nie chciał wszystkiego sprowadzać do jednej decydującej akcji. Nie zdobył jednak punktów, a faulowani rywale nie mylili się z linii rzutów wolnych i pomimo "trójki" Pawła Kikowskiego zwyciężyli 98:95. Oczywiście nie była to jedyna przyczyna porażki. Zespół, który prowadził nawet 79:60 łatwo pozwolił rywalom odrobić straty i w czwartej kwarcie wypuścił pewne zwycięstwo z rąk.
- Był to dobry telewizyjny mecz z tym, co kibice lubią chyba najbardziej. Efektowna gra. Z naszej strony szczególnie w pierwszej połowie. Graliśmy bardzo dobrze, agresywnie w ataku. Wydawało się, że mieliśmy kontrolę. Trochę spaliśmy w obronie. Niestety Polski Cukier Toruń przechylił ten mecz na swoją korzyść. Gratulacje dla nich, ponieważ wrócili z dalekiej podróży - ocenił trener Kinga.
- Wiedzieliśmy, że z taką drużyną nie ma bezpiecznej przewagi. Duży moment rozluźnienia na początku czwartej kwarty. Oddaliśmy im kilka piłek. W momencie, kiedy postawili pseudo strefę, zagubiliśmy się kompletnie. Zdobyli kilka punktów za darmo. Nasza przewaga stopniała i do końca nie mogliśmy opanować nerwowości - analizował Łukasz Biela.
Dlaczego dobrze dysponowane w niedzielę Wilki nagle zaczęły popełniać błąd za błędem? - Zabrakło trochę sił, chłodnej głowy i wyrachowania w ataku, gdy przeciwnik postawił strefę. Nieważne, jak się zaczyna. Ważne, jak się kończy. Kolejnego meczu z rzędu nie udało się wygrać. Pozostaje nam zachować optymizm i wolę walki z trzech kwart - tłumaczył koszykarz Kinga, Łukasz Diduszko.
W niedzielę rywalizował on z bratem Bartoszem, który dla Polskiego Cukru zdobył 15 punktów. - Bardzo dobre zawody zagrał w pierwszej połowie. Myślałem, że zrobimy mu psikusa i wygramy z nimi, ale wyszło, jak wyszło - podsumował skrzydłowy Kinga Szczecin.
ZOBACZ WIDEO Puchar Ligi Angielskiej: Manchester City zdemolował Burton 9:0! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]