Arka Gdynia pokazała moc na tle Anwilu, trener Frasunkiewicz chwali zawodników

Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Florence i Simon
Newspix / Piotr Kieplin / PressFocus / Na zdjęciu: Florence i Simon

Niespodzianka we Włocławku. Mistrz Polski wysoko przegrał na własnym parkiecie z Asseco Arką 66:83. - Taki zespół chciałbym widzieć w każdym spotkaniu - mówi trener Przemysław Frasunkiewicz. Gdynianie, mimo zwycięstwa, chcą jeszcze wzmocnić drużynę.

Przed meczem z Anwilem Włocławek Arka Gdynia z bilansem 12:3 zajmowała miejsce w czołówce Energa Basket Ligi, ale do gry zespołu było sporo zastrzeżeń. Nie inaczej było po spotkaniu ze Spójnią Stargard, które gdynianie wygrali dopiero po dramatycznej końcówce 89:88.

Trener Przemysław Frasunkiewicz mówił o nierealizowaniu przez zawodników założeń taktycznych, bujaniu w obłokach i graniu swojej koszykówki. - Testem będzie mecz we Włocławku - dodawał jednocześnie.

Mało kto spodziewał się tego, że w ciągu kilku dni gdynianie przejdą metamorfozę i będą w stanie podjąć wyrównaną walkę z mistrzem Polski, który wygrał 10. ostatnich meczów w Energa Basket Lidze. Początek spotkania na to wskazywał, bo włocławianie dość szybko odskoczyli na 10-punktowe prowadzenie (29:19). Bardzo dobrze wśród gospodarzy spisywał się Vladimir Mihailović, z kolei goście nie potrafili celnie przymierzyć z dystansu, mimo dość dogodnych pozycji do rzutu.

ZOBACZ WIDEO: Kamil Stoch o swojej formie: "Czasem czuję, że oddalam się od optymalnej dyspozycji"

Przełamanie nastąpiło na niecałe trzy minuty przed końcem kwarty. Gdynianie od stanu 28:36 poprawili defensywę, przyspieszyli grę i zdołali doprowadzić do remisu po 41 przed końcem pierwszej połowy. Mocny sygnał do odrabiania strat dali rezerwowi: Marcel Ponitka (11 punktów, 3 asysty, +22 we wskaźniku "+/-") i Dariusz Wyka (11 pkt, 9 zb, +20).

Po przerwie na boisku istniała już tylko jedna drużyna. Gdynianie rozbijali włocławską strefę i stopniowo powiększali przewagę. Duża w tym zasługa Jamesa Florence'a i Josha Bostica. Amerykański duet zdobył na terenie mistrza Polski aż 43 punkty. Anwil raził z kolei nieskutecznością, pudłując rzut za rzutem z dystansu (w całym meczu 7/30).

- Ostatnio mieliśmy duże problemy w defensywie. Wyglądało to trochę tak, jakbyśmy się oszczędzali na grę w ataku. Z meczu z Anwilem było kompletnie inaczej. Każdy dał z siebie 100 procent. Taki zespół chciałbym widzieć w każdym spotkaniu - trener Przemysław Frasunkiewicz nie kryje swojego zadowolenia po takim zwycięstwie.

- Mecz nam wyszedł. Zagraliśmy bardzo dobre zawody. Anwil miał problemy ze skutecznością, dlatego ten wynik nie do końca oddaje to, co działo się na parkiecie. Cieszy fakt, że mimo absencji dwóch podkoszowych, nie przegraliśmy walki na tablicach. To jest najlepszy dowód na to, że byliśmy zaangażowani i skupieni - podkreśla szkoleniowiec Arki Gdynia.

Osiem zbiórek zanotował Deividas Dulkys, który w tym meczu wystąpił na własne życzenie. Litwin był ostatnio chory, ale chciał się pokazać przed włocławską publicznością. W przeszłości był jedną z gwiazd Anwilu. Kibice nagrodzili go brawami tuż przed rozpoczęciem spotkania.

- Koncentracja na ten mecz była prawie jak w fazie play-off. Cieszę się, że wygraliśmy na tak trudnym terenie - mówi kapitan Krzysztof Szubarga.

Gdynianie, mimo zwycięstwa, chcą jeszcze wzmocnić drużynę. Mówi się o poszukiwaniach skrzydłowego, który łączyłby grę na pozycjach trzy i cztery. Pod koszem zrobiła się spora dziura po tym jak z gry wypadli Robert Upshaw i Mikołaj Witliński. Szybciej do treningów wróci Amerykanin, który ma być gotowy na Puchar Polski. Polaka zobaczymy na parkiecie w połowie marca.

Arka z bilansem 13:3 zajmuje trzecie miejsce w tabeli Energa Basket Ligi. Anwil ma jedno zwycięstwo mniej.

Źródło artykułu: