Przed ostatnim ćwierćfinałem mało kto stawiał na Arkę Gdynia, która do Warszawy przyjechała bez czterech kontuzjowanych zawodników: Josha Bostica, Filipa Dylewicza, Mikołaja Witlińskiego i Krzysztofa Szubargi.
Na dodatek z urazami walczą Marcel Ponitka i Deividas Dulkys. To nie przeszkodziło jednak drużynie prowadzonej przez Przemysława Frasunkiewicza rozegrać jedno z najlepszych spotkań w tym sezonie.
Gdynianie od samego początku kontrolowali przebieg wydarzeń na parkiecie, osiągając w pewnym momencie ponad 20-punktową przewagę. Co prawda włocławianie w czwartej kwarcie rzucili się do odrabiania strat, ale różnica była już na tyle duża, że nie zdołali odwrócić losów spotkania.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 101. Rafał Marton o wypadku z Małyszem: Życie przeleciało nam przed oczami
- To był bardzo dobry mecz w naszym wykonaniu. Realizowaliśmy założenia, robiliśmy to, co trener od nas wymagał, do tego graliśmy z dużą energią. Nawet w trudnych momentach wierzyliśmy w siebie, jeden zawodnik napędzał drugiego - mówi Marcus Ginyard, który zagrał rewelacyjne zawody. Zdobył 26 punktów (7/10 z gry, 11/12 za jeden), dziewięć zbiórek i trzy asysty. Do tego dołożył sporo dobrej pracy w obronie, mocno uprzykrzył życie Ivanowi Almeidzie. Swoje zrobił także debiutujący w drużynie z Gdyni Bartłomiej Wołoszyn.
Zobacz także: Suzuki Puchar Polski. Łukasz Koszarek: Jest rozczarowanie. Przegraliśmy sami ze sobą
- To są zawodnicy bardzo uniwersalni, którzy mogą grać na wielu pozycjach w ataku, jak i w obronie. Są bardzo zespołowi, żaden z nich nie patrzy na swoje statystyki. Liczy się wynik końcowy. Mamy coraz lepiej ustawioną hierarchię w zespole, co może być kluczowe w najważniejszym momencie sezonu - podkreśla trener Przemysław Frasunkiewicz.
- Jestem bardzo zadowolony ze wszystkich zawodników. Pokazali, że drzemie w nas ogromny potencjał. Dali z siebie wszystko, oddali serce. Czuję dumę, że prowadzę taki zespół - otwarcie przyznaje.
Warto odnotować, że 83 z 84 punktów zdobyło... czterech zawodników! Rzadko taki obrazek można spotkać na koszykarskich boiskach, a tym bardziej w momencie, gdy drużyna wygrywa i to z mistrzem danego kraju. Ginyard miał 26, James Florence dołożył 22, Dulkys 20, a Jakub Garbacz 15. - Wszyscy wiedzą, że czekamy na powrót zawodników kontuzjowanych. To jednak otwiera szansę dla graczy, którzy dostawali wcześniej mniej szans. Mogą się pokazać i dać sygnał, że są gotowi. Z Anwilem każdy dołożył cegiełkę do tego zwycięstwa. Nikt nie odpuszczał - przyznaje Frasunkiewicz.
Jego Arka po raz trzeci w tym sezonie pokonał zespół mistrza Polski. Tym razem w Suzuki Pucharze Polski 84:80. - Jest jedna rzecz, którą mamy na Anwil, ale nie mogę tego zdradzić. Przeciwko Anwilowi często zmieniamy krycie w obronie. Poza tym z tak systemową drużyną nie możemy sobie pozwolić na szachy. Często decydujemy się na nieustawiane akcje, zawodnicy mają wolną rękę - tłumacz trener żółto-niebieskich.
W półfinale Arka Gdynia zagra z MKSem Dąbrowa Górnicza.
Zobacz także: Suzuki Puchar Polski. Stal w półfinale. Mateusz Kostrzewski: Nasi prezesi to sportowi wariaci