Łzy i potworna złość. James Florence mocno przeżył porażkę. "To bardzo ambitny chłopak"

Newspix / Maciej Biały / Na zdjęciu: James Florence
Newspix / Maciej Biały / Na zdjęciu: James Florence

Tuż po zakończeniu przegranego spotkania w finale Pucharu Polski z Arged BM Slam Stalą (74:77) James Florence usiadł koło ławki i zakrył twarz rękoma. Pojawiły się łzy. Amerykanina pocieszali koledzy i trener Przemysław Frasunkiewicz.

W dwóch pierwszych meczach Suzuki Pucharu Polski James Florence prezentował się wyśmienicie. W spotkaniach z Anwilem i MKS-em zdobył łącznie 40 punktów i 16 asyst.

Sporo ciepłych słów padło pod jego adresem, choć niektórzy sugerowali, że być może za długo piłka jest w jego rękach w poszczególnych akcjach.

- Można odnieść takie wrażenie, ale to nam się bardzo podoba. Chcemy grać w ten sposób. Proszę nie oczekiwać, że nagle Florence stanie się Johnem Stocktonem i zacznie podawać wszystkim piłkę. Jesteśmy z niego bardzo zadowoleni - skomentował jego postawę trener Przemysław Frasunkiewicz.

Zobacz także: Suzuki Puchar Polski. 250 tysięcy do podziału - wielka premia dla zespołu Arged BM Slam Stali!

Przed finałowym spotkaniem było niemal pewne, że jeśli Florence utrzyma formę i Arka wygra, to Amerykanin otrzyma pamiątkową statuetkę MVP turnieju. Jednak niedziela nie okazała się jego dniem. Koszykarz sporo pudłował (4/15, 0/7 za trzy), a w samej końcówce popełnił bardzo kosztowną stratę. Piłkę wyrwał mu Daniel Szymkiewicz.

Florence miał do siebie po meczu ogromne pretensje. Usiadł nawet koło ławki i zakrył twarz rękoma. Pojawiły się łzy. Jego reakcja może świadczyć o tym, że bardzo mu zależy na wynikach i sukcesach Arki Gdynia. Dla Amerykanina to już trzeci sezon w Polsce - wcześniej grał w Stelmecie Enei BC.

Florence'a pocieszali koledzy, ale także trener Frasunkiewicz, który na konferencji prasowej przyznał się, co mówił zawodnikowi tuż po zakończeniu spotkania. - Florence to bardzo ambitny chłopak. Nie mógł poradzić sobie z tym, że przez cały mecz był trzymany i nie mógł nic zrobić. Rywal go notorycznie faulował. Wytłumaczyłem mu jasno, że tak już jest, że w 9 na 10 spotkań sędziowie będą to gwizdać, a w jednym właśnie nie. I to był ten mecz - zdradził.

W Gdyni nie ukrywają, że sam udział w finale jest sporym sukcesem. W składzie brakowało bowiem kilku podstawowych zawodników: Bostica, Dylewicza i Szubargi. A z kontuzją walczył Ponitka. Arka w turnieju pokonała Anwil i MKS.

- Jestem bardzo dumny z moich chłopaków. Było widać, że nie byli w stanie nawet stać na nogach. Zaczęliśmy ten turniej w piątek i  krótka rotacja odbiła się na naszym zespole. To oczywiście nie umniejsza sukcesu rywali. Teraz czekamy na powrót naszych pozostałych graczy i na kolejne mecze ligowe - zaznaczył trener Frasunkiewicz.

Zobacz także: Nowy Anwil po transferach. Michał Michalak zapowiada: Nie zmieni się moja mentalność

Źródło artykułu: