W dwóch pierwszych meczach Suzuki Pucharu Polski James Florence prezentował się wyśmienicie. W spotkaniach z Anwilem i MKS-em zdobył łącznie 40 punktów i 16 asyst.
Sporo ciepłych słów padło pod jego adresem, choć niektórzy sugerowali, że być może za długo piłka jest w jego rękach w poszczególnych akcjach.
- Można odnieść takie wrażenie, ale to nam się bardzo podoba. Chcemy grać w ten sposób. Proszę nie oczekiwać, że nagle Florence stanie się Johnem Stocktonem i zacznie podawać wszystkim piłkę. Jesteśmy z niego bardzo zadowoleni - skomentował jego postawę trener Przemysław Frasunkiewicz.
Zobacz także: Suzuki Puchar Polski. 250 tysięcy do podziału - wielka premia dla zespołu Arged BM Slam Stali!
Przed finałowym spotkaniem było niemal pewne, że jeśli Florence utrzyma formę i Arka wygra, to Amerykanin otrzyma pamiątkową statuetkę MVP turnieju. Jednak niedziela nie okazała się jego dniem. Koszykarz sporo pudłował (4/15, 0/7 za trzy), a w samej końcówce popełnił bardzo kosztowną stratę. Piłkę wyrwał mu Daniel Szymkiewicz.
Florence miał do siebie po meczu ogromne pretensje. Usiadł nawet koło ławki i zakrył twarz rękoma. Pojawiły się łzy. Jego reakcja może świadczyć o tym, że bardzo mu zależy na wynikach i sukcesach Arki Gdynia. Dla Amerykanina to już trzeci sezon w Polsce - wcześniej grał w Stelmecie Enei BC.
Łzy @JimmyFl0 to jest znak ze gość nie wpadł do Polski na frytki i burgera!
— Michał Górny (@swiatkoszykowki) 17 lutego 2019
Basketball isn’t risking your life for your country like soldiers or police do. It’s not teaching children for little money or any job so noble. It’s not anything like that. But it’s SO much more than a game!
— James Florence (@JimmyFl0) 18 lutego 2019
Florence'a pocieszali koledzy, ale także trener Frasunkiewicz, który na konferencji prasowej przyznał się, co mówił zawodnikowi tuż po zakończeniu spotkania. - Florence to bardzo ambitny chłopak. Nie mógł poradzić sobie z tym, że przez cały mecz był trzymany i nie mógł nic zrobić. Rywal go notorycznie faulował. Wytłumaczyłem mu jasno, że tak już jest, że w 9 na 10 spotkań sędziowie będą to gwizdać, a w jednym właśnie nie. I to był ten mecz - zdradził.
W Gdyni nie ukrywają, że sam udział w finale jest sporym sukcesem. W składzie brakowało bowiem kilku podstawowych zawodników: Bostica, Dylewicza i Szubargi. A z kontuzją walczył Ponitka. Arka w turnieju pokonała Anwil i MKS.
- Jestem bardzo dumny z moich chłopaków. Było widać, że nie byli w stanie nawet stać na nogach. Zaczęliśmy ten turniej w piątek i krótka rotacja odbiła się na naszym zespole. To oczywiście nie umniejsza sukcesu rywali. Teraz czekamy na powrót naszych pozostałych graczy i na kolejne mecze ligowe - zaznaczył trener Frasunkiewicz.
Zobacz także: Nowy Anwil po transferach. Michał Michalak zapowiada: Nie zmieni się moja mentalność