Żałuję, że Katzurin nie dawał mi więcej minut - rozmowa z Robertem Tomaszkiem, mistrzem Czech z CEZ Nymburk

Robert Tomaszek przez cały sezon był podopiecznym reprezentacyjnego trenera Muliego Katzurina w CEZ Nymburk, lecz zabrakło dla niego miejsca w składzie na wrześniowe mistrzostwa Europy. Polski podkoszowy w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada między innymi o rywalizacji w lidze czeskiej oraz niełatwej współpracy ze szkoleniowcem reprezentacji Polski.

Jacek Konsek: Cztery mecze i cztery zwycięstwa nad Geofinem Nowy Jiczyn i CEZ Nymburk po raz kolejny jest mistrzem Czech. Jakie to uczucie wygrać ligę z tak ogromna przewagą?

Robert Tomaszek: Jestem zadowolony z wyniku, tak miało po prostu być. Cieszę się, że drużyna pokazała swoją siłę i zdecydowaną dominację w lidze czeskiej. Żałuję jednak, że trener Muli Katzurin nie pozwolił mi mieć większego wkładu w finałową walkę.

Za panem pierwszy rok gry w najlepszej czeskiej drużynie. Jest pan zadowolony ze swojej postawy?

- Ja dałem z siebie tyle, na ile trener dał mi szansę. Chciałbym grać więcej, dawać więcej drużynie i rozwijać się. Zwłaszcza, że miałem okazję grać na szczycie czeskiej ligi.

Wcześniej występował pan w BK Prostejov, gdzie był pan czołowym zawodnikiem z pierwszej piątki, bardzo często popisującym się double-double. Warto wiec było zmieniać otoczenie?

- Oczywiście, że warto. Zmiana na mocniejszą drużynę to szansa na rozwój i nowe doświadczenia. Grając dwa poprzednie sezony w czeskiej lidze, starałem się pokonać Nymburk. Teraz było mi dane grać z 6-krotnym mistrzem, zdobyć z nim puchar Czech i mistrzostwo NBL (Narodni Basketbalova Liga - przyp. red.). Mimo, że moje wyniki indywidualne oraz pozycja w drużynie nie były takie jak w Prostejovie, to nie żałuję. Najważniejsze, to nie stać w miejscu.

Jak układała się panu współpraca z Mulim Katzurinem?

- Trener Muli Katzurin jest specyficzny. Współpraca układała się nie najgorzej, ale żałuję, że nie dawał mi więcej minut i okazji do tego żeby pokazać jak gram i jakim jestem zawodnikiem.

Miał pan na co dzień styczność ze szkoleniowcem reprezentacji Polski, lecz jednak nie udało się wywalczyć miejsca w składzie na wrześniowe Mistrzostwa Europy...

- Decyzje kadrowe podejmuje trener, więc jeśli to miało być pytanie "dlaczego?", to należałoby je skierować do Katzurina. Ja mogę tylko powiedzieć, że żałuję, że nie będę mógł wspierać naszej reprezentacji na boisku, a jedynie na trybunach...

Jak więc ocenia pan szanse naszej kadry na Eurobaskecie?

- Trafiliśmy na wymagających przeciwników, zwłaszcza Litwa wzbudza niepokój. Ale wierzę, że zawodnicy będą przygotowani i dobrze zmotywowani. Poza tym nie można zapominać, że mamy przewagę własnego parkietu i trzymam kciuki, żeby koledzy wykorzystali ją w 100 proc.

Ostatni raz występował pan w kadrze w 2007 roku, podczas spotkań towarzyskich z Bułgarią. Grał pan także z orłem na piersi w 2004 roku. Jakie wspomnienia zostały z tamtych występów?

- Cieszę się, że dostałem wtedy szansę. Niewątpliwie było to niesamowite przeżycie i emocje. Muszę przyznać, że miałem ciarki na plecach. Spełniło się marzenie z młodości i rozpierała mnie duma, że mogłem reprezentować swoją ojczyznę. Takich chwil się nie zapomina...

A' propos polskich zawodników. Jak pan ocenia grę pozostałych graczy z naszego kraju w lidze czeskiej (Skibniewski, Mielczarek, Korytek)?

- Niestety nie miałem okazji widzieć wszystkich meczów tych zawodników, jedynie konfrontacje między naszymi drużynami. Dostali szanse pokazania się poza polską ligą i mam nadzieję, że należycie je wykorzystali. Na uwagę zasługuje gra Roberta Skibniewskiego, a zwłaszcza jego forma w półfinałach. Zaprezentował się bardzo dobrze, jednak koszykówka to gra zespołowa, a jego drużyna nie miała z nami większych szans (śmiech). Życzę Robertowi utrzymania formy na Eurobasket i trzymam kciuki za jego dalsze sukcesy.

Dlaczego tak naprawdę Robert Tomaszek jeszcze nigdy nie zagrał w lidze polskiej?

- Moja kariera zaczęła się za granicą, ale miałem propozycję grania w polskiej lidze, na przykład w Prokomie w zeszłym sezonie. W tym przypadku nie doszło jednak do sfinalizowania kontraktu. Oczywiście polska liga budzi we mnie duże emocje. Odpowiada mi styl gry w Polsce, a poza tym to moja ojczyzna. Niewykluczone, że kiedyś jeszcze zagram w naszej lidze, może nawet w nadchodzącym sezonie...

Nie mogę więc nie zapytać o pana przyszłość. Zostanie pan w Nymburku czy szykuje się zmiana klubu?

- W Nymburku już nie będę grał, a na pewno nie w najbliższym sezonie. Mam kilka propozycji, również z Czech. Jednak nie podpisałem jeszcze żadnego kontraktu, więc nic więcej nie mogę powiedzieć.

Komentarze (0)