Były spore nadzieje, ale skończyło się wielką klapą. Los Angeles Lakers, prowadzeni przez LeBrona Jamesa, mieli bez większych problemów awansować do fazy play-off na Zachodzie. Nikt nie wymagał od nich od razu zdetronizowania Golden State Warriors, ale wydawało się, że czołowa ósemka konferencji jak najbardziej znajduje się w zasięgu Jeziorowców. Stało się jednak zupełnie inaczej.
Jednym z największych problemów okazały się kontuzje. Do momentu, gdy sam LBJ musiał rozpocząć przymusową pauzę, Lakers radzili sobie nieźle i plasowali się w czołówce stawki. Świąteczne zwycięstwo nad Wojownikami w ich hali 25 grudnia, okazało się jednak jednym z ostatnich bardzo miłych akcentów rozgrywek dla ekipy z Miasta Aniołów.
Czytaj także: Wielkie wzruszenie i emocje w AT&T Center. Manu Ginobili uhonorowany
Uraz Jamesa, a także Rajona Rondo, był początkiem problemów LAL ze zdrowiem, które ciągną się do dziś. LeBron właśnie zakończył bowiem rozgrywki, a już jakiś czas temu z gry do końca sezonu wypadli Brandon Ingram i Lonzo Ball. Tym samym już zaczęły pojawiać się pierwsze spekulacje na temat tego, jak będzie wyglądał skład Lakers w przyszłości. Jeden ze znaków zapytania stoi przy nazwisku Rondo, który jednak nadal widzi dla siebie rolę w zespole.
- Nie wiem, co przyniesie lato, bo są to rzeczy poza moją kontrolą, ale z całą stanowczością mogę przyznać, że jest to wspaniały klub i czuję się w nim naprawdę dobrze - stwierdził rozgrywający dla serwisu ESPN. - Jeśli będzie mi to dane, bardzo chciałbym pozostać w tym miejscu i pomagać organizacji w dalszym rozwoju - dodał.
33-letni zawodnik rozgrywa właśnie swój 13. sezon na parkietach najlepszej ligi świata. Notuje w nim po 9,1 punktu, 8 asyst i 5,2 zbiórki. Całkiem nieźle rzuca także z dystansu (37 procent), co nigdy nie było jego wybitną stroną. Czy jednak dane mu będzie nadal reprezentować barwy Jeziorowców?
ZOBACZ WIDEO Andrew Cole: Robert Lewandowski idealny dla Manchesteru United