NBA: Rockets się nie poddali, jest pierwsze zwycięstwo z Warriors. Harden znów wielki

Getty Images / Harry How / Na zdjęciu od lewej: Chris Paul i James Harden
Getty Images / Harry How / Na zdjęciu od lewej: Chris Paul i James Harden

Heroiczny wysiłek Houston Rockets nie poszedł na marne, Teksańczycy pierwszy raz w play offach pokonali Golden State Warriors (126:121) i jeszcze wszystko jest możliwe. O wyniku w trzeci meczu serii zadecydowała dogrywka.

Houston Rockets pokazali charakter. Wiedzieli doskonale, że porażka oznaczałaby totalne fiasko i koniec marzeń. Oni wspięli się na wyżyny, nie podłamali się nawet kiedy Andre Iguodala trafił za trzy i doprowadził do wyniku 112:110 na 45 sekund przed planowanym zakończeniem spotkania. James Harden wymusił faul, wykorzystał dwa osobiste i wyrównał. Jak się okazało, o wszystkim zadecydowało dodatkowe pięć minut.

Tam Teksańczycy od razu zaatakowali. W dogrywce prym wiódł wspomniany Harden, a wsparcie dali mu Eric Gordon i P.J. Tucker. Golden State Warriors odpowiadali, ale tylko do czasu. Stephen Curry oraz Klay Thompson chybili w sumie dwa rzuty z rzędu, które powinni trafić, a "Brodacz" w następnym posiadaniu zaaplikował im próbę zza łuku. Fani obecni w hali Toyota Center oszaleli z radości, zrobiło się 124:118 i to był kluczowy moment w sobotnim spotkaniu.

Kevin Durant trzema skutecznymi osobistymi zniwelował deficyt mistrzów NBA do trzech "oczek" (121:124), aczkolwiek James Harden floaterem dał Houston prowadzenie 126:121 i było po wszystkim. Tak zakończyło się trzecie spotkanie serii półfinału Zachodu, podopieczni Mike'a D'Antoniego wykonali pierwszy krok. W nocy z poniedziałku na wtorek o godz. 3:30 czasu polskiego spróbują wyrównać rywalizację.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Raków już w Lotto Ekstraklasie. Będzie nowa jakość w lidze czy "druga Sandecja"?

Teksańczycy mówili, że bardzo ważna będzie walka pod tablicami, bo obrońcy tytułu w poprzednich spotkaniach notowali zbyt wiele ofensywnych zbiórek. I faktycznie, Rockets zdecydowanie poprawili ten element. Golden State zebrali tylko siedem piłek w ataku, a Houston 17 - po pięć P.J. Tucker oraz Clint Capela. Co więcej, Rockets zwyciężyli w zbiórkach 55-35.

- Wiemy, że oni są mistrzami, ale przegraliśmy te dwa mecze w bardzo prosty sposób - oni oddali więcej rzutów, niż my. To my rzucamy nawet trochę lepiej, bardziej skutecznie, ale oni oddali zdecydowanie więcej prób. Dzieje się tak, ponieważ popełniamy za dużo strat i dajemy im zbierać za dużo piłek. Zamierzamy poprawić te dwa elementy i odnieść zwycięstwo - mówił przed sobotnim spotkaniem w rozmowie z dziennikarzami trener Rockets, Mike D'Antoni. - Jeśli to zrobimy, wszystko będzie dobrze. Jeśli nie, to ta seria może nie być dla nas tak udana, jak chcieliśmy - dodawał D'Antoni. Wiemy już, że poprawa jego podopiecznych pod tablicami przyniosła oczekiwane efekty.

Czytaj także: Sarunas Jasikevicius może trafić do NBA. Chce go Memphis Grizzlies

James Harden był świetny, trafiał w ważnych momentach, zdobył w sumie 41 punktów (14/32 z gry, 5/13 za trzy, 8/8 za 1), dziewięć zbiórek oraz sześć asyst. Ale warto wspomnieć też o występie Erica Gordona. Obwodowy zanotował aż 30 "oczek", trafiając rekordowe dla siebie w play offach 7 na 14 oddanych rzutów za trzy. - Chodzi przede wszystkim o to, żeby wnieść do meczu coś ekstra, w obronie, w ataku. Tak, żeby dać sobie szansę na odniesienie zwycięstwa - mówił dla ESPN Eric Gordon, określany mianem cichego bohatera. Komplementował go nawet Kevin Durant.

A MVP z 2014 roku wie, co mówi. Sam Durant był świetny, zaliczył aż 46 punktów (14/31 z gry, 6/10 za trzy, 12/12 za 1). Draymond Green zanotował triple-double na poziomie 19 punktów, 11 zbiórek oraz 10 asyst, ale zbyt mało dali od siebie Stephen Curry czy Klay Thompson. Ten pierwszy trafił zaledwie 7 na 23 wykonane próby, w tym 2 na 9 zza łuku. Klay miał 16 "oczek", tyle samo co Andre Iguodala.

James Harden przyznał, że po uderzeniu Greena w twarz pozostał ślad, ale tylko wizualny. Przekrwione oczy nie przeszkadzały mu w sobotę. - To właśnie James. To jest to, co robi - chwalił postawę swojego lidera trener D'Antoni w rozmowie z ESPN.

Czytaj także: Marcin Gortat szykuje wielką imprezę. Będą gwiazdy sportu i estrady

Wynik:

Houston Rockets - Golden State Warriors 126:121 po dogrywce (25:26, 33:23, 33:35, 21:28, 14:9)
(Harden 41, Gordon 30, Paul 14 - Durant 46, Green 19, Curry 17)

Stan serii: 2-1 dla Warriors

Komentarze (2)
avatar
Atomic
5.05.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Bardziej Warriors ten mecz przegrali niż Houston wygrało...Dwa pudła sam na sam z koszem Curry'ego w dogrywce plus zaliczenie 2 pkt Hardenowi pomimo ewidentnego faulu w ataku w końcówce to za d Czytaj całość
avatar
SY91
5.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Do 4 kw nie dało się oglądać tego meczu. Hjuston grało swoje czyli najbrzydszy do oglądania basket. Gsw raziło nieskutecznością. Durant jednak pokazał klasę. W końcówce wyszła nonszalancja curr Czytaj całość