EBL. Eksperyment nie wypalił. Casper Ware nie zbawił Stali

Newspix / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Casper Ware
Newspix / Jakub Janecki / Na zdjęciu: Casper Ware

Transfer Caspera Ware'a rozbudził apetyty kibiców Stali, którzy liczyli na grę w finale. Takie też zapowiedzi płynęły z ust władz klubu, które wydały na Amerykanina olbrzymie pieniądze. Transfer nie wypalił, bo zespół odpadł już w ćwierćfinale.

Działacze ostrowskiego klubu poszli va banque i do ostatnich godzin okienka transferowego walczyli o pozyskanie klasowego zawodnika.

W negocjacje zaangażowany był sam prezes Paweł Matuszewski, któremu bardzo zależało na ściągnięciu gracza, który zrobi różnicę. Amerykanin miał na stole intratne propozycje z Chin i innych klubów europejskich, ale ostatecznie wybrał grę dla wicemistrza Polski.

Do tego przekonał go... lukratywny kontrakt. Nieoficjalnie mówi się, że wartość jego umowy wynosi między 80 a 100 tysięcy dolarów. To imponująca kwota jak na polskie warunki. Jego transfer odbił się szerokim echem w Energa Basket Lidze.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Finał Pucharu Polski rozczarował. "Mecz nie był fenomenalny, a otoczka pozostawia dużo do życzenia"

Zobacz także: Stefański spisał się w roli strażaka. W Treflu czas na doświadczonego trenera. Winnicki idealnym kandydatem

- Tylko należy się cieszyć, że takie osoby chcą inwestować swoje pieniądze w koszykówkę. Prezesi w Ostrowie zbudowali mocną drużynę, podpisują duże kontrakty. Takich ośrodków w Polsce trzeba jak najwięcej - mówi z uznaniem trener Igor Milicić.

Transfer Ware'a rozbudził apetyty kibiców Stali, którzy liczyli na grę w finale. Takie też zapowiedzi płynęły z ust władz klubu, ale i samego zawodnika. - Władze klubu mają duże plany, a ja chcę im w tym pomóc. Przyjechałem do Polski w jasnym celu: chcę zdobyć mistrzostwo. Nie interesują mnie inne pozycje. Liczy się tylko złoto - deklarował Amerykanin.

Ware miał być brakującym elementem w układance Arged BM Slam Stali w walce o mistrzostwo Polski. W tych najważniejszych meczach miał brać odpowiedzialność na swoje barki i pociągnąć drużynę do sukcesów. Na papierze wszystko się zgadzało, bo Ware do Polski przyjechał ze świetnym CV, jako były gracz NBA, mistrz Francji i Australii.

Jednak już pierwszy mecz pokazał, że Amerykanin jest typem zawodnika, który owszem lubi i umie zdobywać punkty, ale jest nastawiony na grę zespołową i kreowanie pozycji innym graczom. Tylko problem w tym, że Ware miał zerową wiedzę na temat swoich kolegów. Nie znał ich ulubionych pozycji, nie wiedział, kto i jak reaguje na poszczególne zagrania. Taką wiedzę miał z kolei Mike Scott, którego drużyna przez cały sezon zdążyła się nauczyć, ale on po transferze Ware'a kompletnie zniknął. Został nawet zawieszony, po tym jak wdał się w sprzeczkę z jednym z trenerów na treningu.

Z nieoficjalnych rozmów wiemy też, że ściągnięcie Ware'a zaburzyło nieco hierarchię i rotację w zespole. Niektórzy zawodnicy - w tym także Scott - stracili swoje miejsce w zespole, kompletnie nie umieli odnaleźć się w nowej sytuacji. Nie wiedzieli, jak będą wyglądać ich minuty w poszczególnych meczach. Wyjście ze strefy komfortu, którą mieli przez cały sezon, okazało się zadaniem trudnym do przeskoczenia. Sam trener Wojciech Kamiński po ostatnim spotkaniu z Anwilem wprost powiedział, że w play-off musiał kombinować, szukać najlepszych rozwiązań. A dobrze wiemy, że play-off to nie jest czas eksperymentów.

Statystycznie Ware wypadł znakomicie, bo w każdym z dziewięciu meczów przekroczył granicę 10 i więcej oczek. Średnio notował 18,7 punktu i 5,3 asyst. Problem w tym, że drużyna z nim w składzie odniosła tylko 3 zwycięstwa w 9 spotkaniach. Kiepski wynik jak na zawodnika, który miał zbawić drużynę i zaprowadzić ją aż do wielkiego finału. - Ware to świetny gracz, ale ten transfer był przeprowadzony za późno - uważa (cytat z rozmowy z klubową telewizją) Łukasz Majewski.

- Trener Kamiński miał za mało czasu, żeby go odpowiednio wprowadzić do drużyny. To nie jest na zasadzie wkręcenia żarówki. Tutaj musi to wszystko potrwać. Wdrożenie takiego zawodnika to proces. Zwłaszcza, że przyjechał pełnić rolę lidera. Ale mimo wszystko trzeba jeszcze raz powiedzieć, że duże gratulacje należą się władzom klubu za przeprowadzenie takiego transferu - podkreśla były kapitan ostrowskiej drużyny.

- Będzie mi brakowało ostrowskich fanów. Oni są rewelacyjni, w każdym meczu nas głośno wspierali. Duże też uznania dla ludzi z klubu, którzy świetnie się mną zajęli. Nie mogłem na nic narzekać - powiedział Ware przed kamerami Polsatu Sport.

Ware niedawno podpisał nowy, dwuletni kontrakt z Sydney Kings. Jego klubowym kolegą będzie m.in. zawodnik Golden State Warriors, Andrew Bogut. Ten serdecznie go powitał na Twitterze.

Zobacz także: Energa Basket Liga. Wojciech Kamiński: Piąte miejsce jest sukcesem

Komentarze (11)
Gabriel G
11.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Zdarza mi sie i to często krytykować redaktora Waśka ale akurat ten tekst to strzał w dziesiątkę. Dokładnie tak to sie odbyło. Zbyt póżny transfer, zachwiana hierarchia i zrozumiałe w tej sytua Czytaj całość
avatar
Geographic
10.05.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Zupełnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że sprowadzenie Ware'a okazało się niewypałem. Gość był dwa poziomy ponad zespołem, kreował mnóstwo okazji, a to, że Kostrzewski, Chyliński czy Żołnie Czytaj całość
avatar
sindbad
10.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
O jednego koguta za dużo w kurniku! Tak sądziłem, że będą to pieniądze wyrzucone w błoto. Przykład Legii pokazuje dobitnie, że nie zawsze dołożenie nowego gracza pomaga! 
avatar
marrey
9.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A że prezesy ze stali to mięśniaki :) to inna rzecz :) 
avatar
SlavicPride
9.05.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie zbawił Stali, bo to sport ZESPOŁOWY! Jeśli ktoś liczył w Ostrowie że jeden zawodnik zbawi klub koszykarski, to może sobie ściągnąć nawet LeBrona... NIC TO NIE DA...