NBA. Rockets potwornie rozczarowali i odpadli. Stephen Curry znów był wielki!

Getty Images / Ronald Martinez / Na zdjęciu: Stephen Curry
Getty Images / Ronald Martinez / Na zdjęciu: Stephen Curry

Houston Rockets zakończyli sezon przy pustych trybunach. Golden State Warriors, dzięki wielkim trafieniom Stephena Curry'ego pokonali ich 118:113, a w serii triumfowali 4-2.

Jeszcze do przerwy nie miał ani punktu, a po zmianie zdominował wydarzenia na parkiecie i wprowadził Golden State Warriors do finału Zachodu. Piąty raz z rzędu. Stephen Curry zdobył 33 "oczka", trafiał wielkie rzuty w końcówce spotkania, a drużyna z Oakland pokonała Houston Rockets 118:113 i zakończyła serię wynikiem 4-2. - Nigdy nie lekceważ serca mistrza - napisał na swoim Twitterze LeBron James.

Kto twierdził, że Golden State bez Kevina Duranta nie będzie w stanie pokonać Teksańczyków, mocno się pomylił. A twierdziło tak wielu specjalistów i fachowców. Rockets przede wszystkim mieli zwyciężyć na własnym parkiecie i doprowadzić do siódmego meczu, co było wręcz niekwestionowane. Tymczasem mamy duże rozczarowanie. Wszystkie słowa i obietnice nie zdały się na wiele, Houston w momencie najważniejszej próby nie podołali wyzwaniu.

Podopieczni Mike'a D'Antoniego przez całe spotkanie sprawiali wrażenie, jakby jeszcze mieli czas, żeby zaatakować. Mogli szybciej podkręcić obroty i spróbować wypracować sobie kilka punktów zaliczki, ale tak się nie stało. I zapłacili za to wysoką cenę. Był remis na pięć minut przed końcem (97:97), ale następnie mistrzowie NBA zdobyli pięć punktów z rzędu - wielki rzut za trzy trafił Stephen Curry. On okazał się katem rywali, sam doprowadził do stanu 107:102, a Klay Thompson trafieniem zza łuku na niespełna 36 sekund przed końcem rozwiał wszelkie wątpliwości.

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz: Kiedy słuchałem Włodzimierza Szaranowicza, miałem łzy w oczach

Curry wszystkie 33 punkty zdobył w drugiej połowie, Klay Thompson dorzucił 27 "oczek", a świetnie spisali się też inni zawodnicy obrońców tytułu. Środkowy Kevon Looney miał 14 punktów, a Shaun Livingston 11. Golden State trafili przede wszystkim blisko połowę oddanych rzutów z pola (42/85), co było kluczem do sukcesu.

Czytaj także: Blazers i Sixers nie składają broni. Będą siódme mecze!

Fani w hali Toyota Center opuszczali mecz przed jego zakończeniem, niepocieszeni byli też słynni Jay-Z i Beyonce. Houston Rockets zakończyli sezon przy pustych trybunach. James Harden miał 35 punktów, osiem zbiórek, pięć asyst i cztery przechwyty, ale też sześć na 15 strat drużyny. Chris Paul zagrał najlepszy mecz w serii przeciwko Warriors (27 punktów, 11 zebranych piłek, sześć kluczowych podań) i finalnie to wszystko na niewiele się zdało.

Czytaj także: Szykują się wielkie transfery w NBA. Gwiazdy mogą zmienić kluby

Wynik:

Houston Rockets - Golden State Warriors 113:118 (28:27, 29:30, 30:25, 26:36)
(Harden 35, Paul 27, Tucker 15 - Curry 33, Thompson 27, Iguodala 17)

Stan serii: 4-2 dla Warriors

Komentarze (9)
Gabriel G
11.05.2019
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Zawsze się cieszę jak Rakiety przegrywają. Nie lubie ich stylu gry a Hardena wręcz nie znoszę. Widziałem przez te parę ładnych lat obserwowania basketu wielu cwaniaków ale byli wśród nich i tac Czytaj całość
avatar
SY91
11.05.2019
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
bardzo dobrze ze ta pseudo koszykowka spod znaku Antoniego przegrala. Wszyscy stoja, jeden klepie, po kilku sekundach odpala trojke. Jakby ta taktyka przeszla dalej to nie mialbym co ogladac.. 
WuMike
11.05.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Nikomu w tej serii nie kibicowałem - na zachodzie mam swoich ulubionych Blazers - ale Houston zasłużyli na porażkę swoją nieodpowiedzialnością. Harden i d’Antoni to głowni ojcowie przegranej. C Czytaj całość
avatar
Gekon
11.05.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Widać jacy specjaliści i fachowcy skoro lekceważą przeciwnika. 
avatar
R77
11.05.2019
Zgłoś do moderacji
1
4
Odpowiedz
I tak nie obronią tytułu.... Kozły ich zmiotą! Ale szacunek za ten mecz:) Tak jak ich nie lubię , to pokazali klasę. Gortat niech żałuje ,bo niby go tam chcieli...(W Bucks)