Jego powrót do Energa Basket Ligi po prawie 13 latach jest największą niespodzianką tego sezonu.
Ignerski wrócił, bo zapragnął walki o mistrzostwo Polski. Ten głód narastał od momentu, gdy koszykarz w styczniu dołączył... do II-ligowego AZS-u Basket Nysa. Tam radził sobie znakomicie i poczuł, że stać go na grę na znacznie wyższym poziomie.
- Gdy podczas treningów i meczów na II-ligowych parkietach poczułem, że ciało funkcjonuje odpowiednio i mam z tego dużą radość, to pomyślałem o grze na wyższym poziomie. Jeżeli te aspekty by nie zafunkcjonowały, to nie pchałbym się do ekstraklasy za wszelką cenę. Nie przyszedłbym do PLK, gdybym miał tylko chodzić po boisku - tłumaczył doświadczony koszykarz (czytaj cały wywiad ->> TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO Serie A: Milan wygrywa, ale Krzysztof Piątek nie strzela [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Można było się spodziewać, że Ignerski pomoże Anwilowi w najważniejszej części sezonu, ale że jego wkład w zwycięstwa będzie aż tak duży, jest pewnego rodzaju zaskoczeniem. Po jego ruchach i zachowaniu na boisku w ogóle nie widać, że miał ponad trzyletnią przerwę od koszykówki. Warto odnotować, że w tym czasie zajmował się firmą deweloperską ("IgnerHome"), którą z miesiąca na miesiąc stopniowo rozwijał. W tym momencie na rynku świdnickim jest jednym z liderów.
Ignerski! Czemu tak długo Michale czekałeś na ten powrót do koszykówki?! To może być kluczowe wzmocnienie @Anwil_official w kontekście dużych rzeczy w tym sezonie. Szewcu znów miał rację: „rzutu nie przepijesz” #plkpl
— Karol Wasiek (@K_Wasiek) 7 maja 2019
Śmiało można przywołać nieco żartobliwe stwierdzenie Szymona Szewczyka, który w momencie podpisywania umowy z Ignerskim mówił: "Kondycję możesz stracić, ale rzutu i inteligencji boiskowej nie przepijesz". Jego słowa okazały się strzałem w dziesiątkę. Tak jak transfer Ignerskiego.
Koszykarz ma za sobą dziewięć meczów w barwach Anwilu. Średnio notuje ponad dziewięć punktów i trzy zbiórki. Z dystansu trafia na znakomitej, 43-procentowej skuteczności. 6 z 9 spotkań kończył z podwójną zdobyczą punktową. W play-off wskoczył na jeszcze wyższy poziom - w serii ze Stalą miał dziesięć oczek na mecz.
Ignerski znakomicie wpasował się w system trenera Igora Milicicia, który już od kilku lat naciskał go na transfer do Anwilu. Doświadczony koszykarz ma u niego zielone światło na oddawanie rzutów (średnio osiem w meczu). Poza tym dobrze radzi sobie w roli... środkowego, po tym jak poważnej kontuzji nabawił się Josip Sobin, podstawowy center włocławskiego zespołu.
- Nie pamiętam go, żeby kiedykolwiek grał jako środkowy. Widać, że dobrze sobie radzi. Rzut? To był zawsze jego największy atut, więc nie jest to dla mnie żadne zaskoczenie - przyznaje Michał Chyliński, kapitan Stali.
Ignerski w serii ćwierćfinałowej umiejętnie wyciągał Shawna Kinga, który nie umiał dopasować się do gry na obwodzie. Z tego mistrzowie Polski mieli prawdziwą kopalnię punktów. Nowy Anwil jest jeszcze groźniejszy dla rywali. Na każdej pozycji jest zawodnik, który dysponuje solidnym rzutem z dystansu. - Każdy zrobił krok do przodu. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że trzeba wypełnić tę lukę po Josipie - tłumaczy Kamil Łączyński.
Teraz Ignerski i spółka sprawdzą formę Arki w półfinale Energa Basket Ligi.
Zobacz także: EBL. Tane Spasev, trener Legii: Florence wygrał mecz