EBL. Tane Spasev, trener Legii: Florence wygrał mecz

Newspix / Tomasz Zasiński / Na zdjęciu: James Florence (na pierwszym planie)
Newspix / Tomasz Zasiński / Na zdjęciu: James Florence (na pierwszym planie)

James Florence w meczu numer pięć w serii z Legią (94:75) zdobył 35 punktów, wprowadzając tym samym Arkę do strefy medalowej. - On sam wygrał ten mecz - chwali go Tane Spasev, trener warszawskiego zespołu.

To był pokaz jednego aktora. James Florence udowodnił, że nieprzypadkowo został uznany przez trenerów MVP rundy zasadniczej. Amerykanin był rewelacyjnie dysponowany w piątym meczu ćwierćfinałowym, w którym Arka Gdynia pokonała Legię Warszawa 94:75.

Florence zdobył 35 punktów, trafiając 10 z 24 rzutów z gry. Amerykanin sześciokrotnie celnie przymierzył z dystansu. - Moja skuteczność nie była najlepsza. Spudłowałem za wiele rzutów - żartował na konferencji prasowej.

- On wygrał mecz, wziął piłkę do rąk i trafiał jak szalony. Pokazał, że zasłużył na nagrodę MVP - chwalił go Tane Spasev, macedoński trener Legii Warszawa.

ZOBACZ WIDEO Osiem tysięcy biegaczy pobiegło w szczytnym celu w Wings for Life w Poznaniu. Ścigał ich Adam Małysz

- To był ten dzień, w którym James trafiał niemal każdy rzut. Wiem, że wszyscy mówią o jego grze w ataku, ale on świetnie pracował także w defensywie. Zostawił mnóstwo zdrowia - podkreślił z kolei Przemysław Frasunkiewicz, szkoleniowiec zwycięskiej drużyny.

Arka po raz kolejny w tym sezonie mogła liczyć na świetną dyspozycję Florence'a, który rozgrywa w Gdyni życiowy sezon. Średnio w każdym meczu zdobywa 17,4 punktu. Śmiało można powiedzieć, że trener Frasunkiewicz znalazł klucz do wykorzystania jego nieprzeciętnych umiejętności.

- Nadajemy na tych samych falach - przyznał Florence.

Zobacz także: EBL. "Hosley zamordował Stelmet". Zespołowy Anwil też morduje

Statystycznie nie był to jego najlepszy mecz w tym sezonie. Amerykanin w meczu z Kingiem Szczecin uzyskał także 35 punktów, trafiając 10 z 15 rzutów z dystansu (czytaj o tym więcej --> TUTAJ). Florence w samej trzeciej kwarcie trafił aż pięć "trójek". Rzucał bez względu na to czy obrońca był blisko, a on sam od kosza bardzo daleko - rzucał i po prostu trafił.

Źródło artykułu: