To był pokaz jednego aktora. James Florence udowodnił, że nieprzypadkowo został uznany przez trenerów MVP rundy zasadniczej. Amerykanin był rewelacyjnie dysponowany w piątym meczu ćwierćfinałowym, w którym Arka Gdynia pokonała Legię Warszawa 94:75.
Florence zdobył 35 punktów, trafiając 10 z 24 rzutów z gry. Amerykanin sześciokrotnie celnie przymierzył z dystansu. - Moja skuteczność nie była najlepsza. Spudłowałem za wiele rzutów - żartował na konferencji prasowej.
- On wygrał mecz, wziął piłkę do rąk i trafiał jak szalony. Pokazał, że zasłużył na nagrodę MVP - chwalił go Tane Spasev, macedoński trener Legii Warszawa.
ZOBACZ WIDEO Osiem tysięcy biegaczy pobiegło w szczytnym celu w Wings for Life w Poznaniu. Ścigał ich Adam Małysz
- To był ten dzień, w którym James trafiał niemal każdy rzut. Wiem, że wszyscy mówią o jego grze w ataku, ale on świetnie pracował także w defensywie. Zostawił mnóstwo zdrowia - podkreślił z kolei Przemysław Frasunkiewicz, szkoleniowiec zwycięskiej drużyny.
Arka po raz kolejny w tym sezonie mogła liczyć na świetną dyspozycję Florence'a, który rozgrywa w Gdyni życiowy sezon. Średnio w każdym meczu zdobywa 17,4 punktu. Śmiało można powiedzieć, że trener Frasunkiewicz znalazł klucz do wykorzystania jego nieprzeciętnych umiejętności.
- Nadajemy na tych samych falach - przyznał Florence.
Zobacz także: EBL. "Hosley zamordował Stelmet". Zespołowy Anwil też morduje
Statystycznie nie był to jego najlepszy mecz w tym sezonie. Amerykanin w meczu z Kingiem Szczecin uzyskał także 35 punktów, trafiając 10 z 15 rzutów z dystansu (czytaj o tym więcej --> TUTAJ). Florence w samej trzeciej kwarcie trafił aż pięć "trójek". Rzucał bez względu na to czy obrońca był blisko, a on sam od kosza bardzo daleko - rzucał i po prostu trafił.