Zrobili to. Toronto Raptors pokonali Golden State Warriors trzeci raz w finale na ich parkiecie i zostali mistrzami NBA! Pierwszy raz w historii jesteśmy świadkami, kiedy drużyna z Kanady wygrywa ligę. Kibice w zakochanym w koszykówce Toronto czekali na ten moment 24 lata, od momentu powstania klubu. Teraz zapanowała u nich olbrzymia radość i duma, ich drużyna zwyciężyła 4-2.
Szósty mecz Finałów NBA trzymał w niepewności do ostatnich sekund niczym świetny thriller. Goście prowadzili 109:105 po trafieniu z linii rzutów wolnych Pascala Siakama, a następnie 111:108, aczkolwiek Golden State udało się zniwelować straty do stanu 111:110. Toronto mieli piłkę, a do końca meczu pozostawało niespełna 20 sekund. Ich trener, Nick Nurse poprosił o przerwę.
Drużyna z Oakland teoretycznie musiała faulować, ale w praktyce dała sobie czas i postawiła na agresywną obronę. Ta przyniosła skutki, bo Danny Green podał niedokładnie do Siakama, który nie złapał piłki i "Dinozaury" popełniły stratę. Hala ORACLE Arena zamarła w niepewności, mecz przerwał tym razem Steve Kerr, żeby rozrysować ostatnie posiadanie.
ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Polska na autostradzie do Euro 2020. Czy Jerzy Brzęczek znalazł optymalne ustawienie?
Kluczowy rzut przy wyniku 111:110 oddawał Stephen Curry. Trzykrotny mistrz NBA nie trafił za trzy osiem sekund przed końcem spotkania. Gracze obu drużyn walczyli o zbiórkę, a piłka trafiła ostatecznie w ręce Greena na środku parkietu, który upadając prosił sędziów o przerwę. Warriors nie mieli już jednak żadnej do wykorzystania, więc ci musieli uznać to za przewinienie techniczne. Gdyby skrzydłowy tego nie zrobił, najprawdopodobniej tak zakończyłby się mecz, a jego drużyna nie zdołałaby nawet oddać rzutu - na zegarze pozostawała wówczas tylko sekunda.
Kawhi Leonard finalnie wykorzystał trzy rzuty wolne, był jeszcze faulowany przez Andre Iguodalę i przypieczętował pierwszy sukces w historii Kanady oraz drużyny Toronto Raptors. Szósty mecz serii zakończył się wynikiem 114:100, a Leonard został wybrany MVP Finałów. To jego drugie takie wyróżnienie w karierze, został nagrodzony też w 2014 roku, kiedy zdobywał mistrzostwo z San Antonio Spurs. Skrzydłowy dołączył do LeBrona Jamesa, Kobego Bryanta czy Kareema Abdul-Jabbara, którzy także mają na swoim koncie dwie nagrody najlepszego zawodnika najważniejszych meczów w sezonie.
- Dorastaliśmy do tego, chcieliśmy udowodnić coś światu. Byliśmy jednym zespołem. Ogromny szacunek dla zawodników, trenerów i działaczy. Chcieliśmy wygrać dla Toronto i wygraliśmy dla Toronto! - mówił z rozmowie z reporterką ESPN, Doris Burke podczas mistrzowskiej ceremonii prezydent ds. sportowych "Dinozaurów", Masai Ujiri.
Dla Golden State Warriors, którzy stracili ostatnio Kevina Duranta, ciosem w samo serce podczas meczu był uraz Klaya Thompsona. Gospodarze prowadzili 83:80 w trzeciej kwarcie, 29-latek pobiegł do kontry i chciał wsadzić piłkę do kosza. Przeszkodził mu w tym Green, a Thompson upadł na parkiet i momentalnie chwycił się za kolano. Już nie wrócił do gry, a halę opuszczał o kulach. W 32 minuty zdążył rzucić 30 punktów i zanotować pięć zbiórek, trafił 4 na 6 rzutów za trzy i wszystkie 10 osobistych.
Stephen Curry prowadził na swoich barkach drużynę z Oakland do wielu sukcesów, z nim w składzie Warriors trzykrotnie zostali mistrzami NBA. Tym razem także starał się z całych sił, ale spisał się słabo. 31-latek zanotował 21 "oczek", ale trafił tylko 6 na 17 oddanych rzutów z gry, w tym 3 na 11 zza łuku. Golden State na nic zdało się nawet triple-double Greena, który miał 11 punktów, 19 zbiórek, 13 asyst, trzy przechwyty, dwa bloki i osiem na 16 strat drużyny.
DeMarcus Cousins w końcówce meczu utrzymywał GSW "przy życiu", chociaż spudłował wówczas dwa na cztery wykonywane rzuty osobiste. Środkowy w sumie w 19 minut uzbierał 12 "oczek". Bardzo dobrze w czwartek spisywał się Andre Iguodala, weteran miał 22 punkty przy skuteczności 9 na 15 z pola. Był to ostatni mecz w hali Oracle Arena, gdzie Warriors zdobywali trzy tytuły mistrzowskie. Drużyna przenosi się do nowego obiektu w San Francisco.
Toronto Raptors znów udowodnili, że są prawdziwym kolektywem. Trafili 13 rzutów za trzy, więcej niż Golden State (11), a czwórka ich koszykarzy przekroczyła barierę 20 zdobytych punktów. Pascal Siakam miał ich 26 oraz 10 zbiórek, tyle samo zanotował Kyle Lowry, który wreszcie zdobył upragniony tytuł. Rozgrywający na otwarcie meczu zaaplikował rywalom 11 "oczek" z rzędu, ponadto miał siedem zebranych piłek oraz 10 asyst. - Nigdy nie pozwól wmówić sobie, że nie dasz rady zrobić czegoś wyjątkowego. Trudno mi cokolwiek teraz powiedzieć, to naprawdę niesamowite. Toronto, wracamy do domu! - mówił podczas ceremonii Lowry.
Kawhi Leonard zapisał przy swoim nazwisku 22 punkty - tyle samo miał też rezerwowy rozgrywający, Fred VanVleet. On natomiast trafił 5 na 11 oddanych rzutów za trzy. - Zeszłego lata sporo się wydarzyło. Otrzymywałem dużo wsparcia, moja głowa była we właściwym miejscu. Dużo poświęciłem, żeby być tu teraz. Cieszę się, że praca przed i w trakcie sezonu popłaciła. Moi koledzy wykonali świetną pracę i dziękuję im za to - komentował Kawhi Leonard zaraz po ogłoszeniu, że został MVP Finałów.
- Ci chłopacy dużo razem przeszli, przez cały sezon nie byliśmy samolubni. Każdy się wspierał, walczyliśmy w obronie. Zżyliśmy się ze sobą - mówił w rozmowie z Doris Burke trener mistrzów NBA, Nick Nurse.
Czytaj także: Padł rekord w Kanadzie. 8,5 miliona osób oglądało końcówkę meczu Finałów NBA
Czytaj także: Kevin Durant zerwał ścięgno Achillesa. Jest już po operacji
Wynik:
Golden State Warriors - Toronto Raptors 110:114 (32:33, 25:27, 31:26, 22:28)
(Thompson 30, Iguodala 22, Curry 21 - Siakam 26, Lowry 26, Leonard 22, VanVleet 22, Ibaka 15)
Stan serii: 4-2 dla Raptors
Jedziemy dziś z Anwilem.