NBA. Golden State Warriors schodzą na ziemię. Nowa rzeczywistość byłych mistrzów

Getty Images / Na zdjęciu: Stephen Curry (z lewej)
Getty Images / Na zdjęciu: Stephen Curry (z lewej)

Tercet Curry-Green-Thompson (jeszcze) się ostał, jednak w raptem dwa miesiące sytuacja byłych już mistrzów NBA wywróciła się niemal do góry nogami. Nowy sezon rozpoczną w nowej hali, w mocno odmłodzonym składzie i także w zupełnie innej atmosferze.

Wraz ze zwolnieniem Shauna Livingstona Warriors pozbyli się ostatniego spoza trójki Stephen Curry, Klay Thompson, Draymond Green członka mistrzowskiej ekipy z 2015 roku. Zrobili to, aby nie musieć płacić mu pełnej kwoty (7,7 mln) wynikającej z kontraktu, a jedynie jej niewielką, gwarantowaną część. Dokładnie 2 miliony dolarów, które ze względów budżetowych dodatkowo za pomocą tzw. stretch provision rozbili sobie na trzy kolejne lata.

Jeszcze dwa miesiące temu, 8 maja, przy okazji piątego meczu drugiej rundy play-off przeciwko Houston Rockets w pierwszej piątce Steve Kerr mógł umieścić swój słynny line-up śmierci. Dziś Kevin Durant z zerwanym ścięgnem Achillesa jest już na Brooklynie. Klay Thompson podpisał nowy, 5-letni kontrakt, ale czeka go długa rehabilitacja po kontuzji kolana. Andre Iguodala został przehandlowany do Memphis, Andrew Bogut wraca do Australii, DeMarcus Cousins i Quinn Cook dogadali się z Lakers, Jordan Bell z Timberwolves, a Damiana Jonesa zamieniono na dwa lata młodszego Omariego Spellmana, który w minionych rozgrywkach wystąpił w raptem 46 meczach i miał problemy z nadwagą.

Czytaj także: Kevin Durant chce pozwać swój klub na miliard dolarów 

Większość ruchów kadrowych podyktowana była finansami. Po tym, jak Durant postanowił po raz drugi w karierze zmienić barwy klubowe, generalny menedżer Bob Myers musiał jakoś uzupełnić siłę rażenia i sięgnął po D'Angelo Russella, który w ramach nowej umowy za 4 lata gry zarobi łącznie 117 milionów dolarów. A oznacza to mniej więcej tyle, że w nadchodzących rozgrywkach na samą czwórkę Russell-Curry-Thompson-Green "Wojownicy" wydadzą w sumie aż 119 milionów! Stąd w składzie na kampanię 2019/20 znaleźli się tacy gracze jak Glenn Robinson III, Alec Burks czy Willie Cauley-Stein, którzy zgodzili się zagrać u nich na minimalnych umowach.

ZOBACZ WIDEO Ekstremalny wysiłek i niepowtarzalne wrażenia. Niecodzienne zawody w Zakopanem

Sprowadzenie Russella to ciekawe posunięcie. Do drużyny przychodzi wciąż młody, bo 23-letni zawodnik, który po burzliwych pierwszych dwóch latach w lidze dzięki zmianie otoczenia i przeprowadzce do Nowego Jorku całkowicie zmienił etykę pracy, notując ogromne postępy zwieńczone powołaniem do Meczu Gwiazd. Może więc w San Francisco, dokąd od nowych rozgrywek wracają Warriors, dalej będę próbować szlifować ten diament, a może potraktują go jedynie jako tymczasowe zastępstwo dla kontuzjowanego Thompsona, a gdy ten dojdzie już do zdrowia, postanowią wykorzystać jako element potencjalnego transferu.

Ciężki czas czeka bowiem Warriors nie tylko na parkiecie, wszak można się spodziewać, że przynajmniej na początku porażek będzie więcej niż w latach poprzednich, ale także w kontekście dalszej przebudowy zespołu. Trzeba pamiętać, że lada chwila nowej umowy i, jak łatwo się domyślić, także tłustej wypłaty będzie domagał się Green, dla którego nadchodzący sezon będzie ostatnim rozgrywanym w ramach poprzedniego kontraktu. Kontraktu, przy którym poszedł klubowi na rękę i zgodził się wziąć mniejsze pieniądze, aby dało się spiąć finanse przy sprowadzeniu Duranta. Jeśli tym razem Myers nie położy na stole maksymalnej oferty, lojalność podkoszowego może takiej próby nie wytrzymać.

29-letni Green będzie w roku kontraktowym i w obliczu zaistniałych okoliczności indywidualnie można się po nim nawet spodziewać najlepszego sezonu w karierze. Na wyżyny wchodził będzie także Curry, który również będzie na misji i może przypomnieć nam swoje kosmiczne wyczyny z rozgrywek 2015/16, gdy prowadził Warriors do rekordowego bilansu 73-9 i został pierwszym w historii jednogłośnie wybranym MVP rundy zasadniczej. Głównych kandydatów do przyszłorocznego triumfu na ten moment upatruje się gdzie indziej, ale ci dwaj z pewnością całemu światu będą chcieli udowodnić, jak bardzo pomylił się, wyłączając ich z grona faworytów.

Niemniej po pięciu fantastycznych latach, pięciu kolejnych wizytach w finałach NBA i w sumie trzech wywalczonych tytułach mistrzowskich, Warriors znaleźli się w całkiem nowej rzeczywistości. Jeszcze przed chwilą tworzyli prawdopodobnie najbardziej gwiazdorską ekipę w historii ligi, aby w ułamku sekundy zostać sprowadzonymi na ziemię i wśród "zwykłych śmiertelników" na nowo szukać swojej tożsamości. Po szaleństwie, jakie towarzyszyło pierwszym dniom lipca, liga bardzo się wyrównała, przez co odmłodzonym "Wojownikom", którzy na kolejny sezon przeniosą się do 18-tysięcznej, nowoczesnej hali Chase Center, wrócić na szczyt może być niezwykle trudno.

Komentarze (1)
turkam
10.07.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czyli mecze z udziałem GSW to będzie strzelanina za 3 w ataku i Green w obronie. Na pewno będzie wesoło...