Całkiem niedawno jeden wpis na Twitterze Daryla Moreya, dyrektora generalnego Houston Rockets, wywołał burzę w sieci, bowiem dotyczył trwających w Hongkongu protestów tamtejszych obywateli, przeciwko zwiększeniu w tym regionie wpływów Chin odnośnie możliwości ekstradycji. Morey odniósł się do tego wprost, pisząc, że popiera Hongkong.
Na reakcje władz Państwa Środka długo nie trzeba było czekać, co wywołało konflikt na linii Chiny-NBA. Najpierw był on bardzo mocny i niemal każdego dnia się zaostrzał, ale ostatnio jakby lekko malał na sile. W międzyczasie temat został przemilczany przez kilka znanych postaci, które zazwyczaj chętnie wypowiadają się na temat polityki, np. tej prowadzonej przez prezydenta USA, Donalda Trumpa. Mowa w tym wypadku chociażby o Stephenie Currym, Greggu Popovichu czy też LeBronie Jamesie.
W przysłowiową bawełnę postanowił z kolei nie owijać Shaquille O'Neal, który wprost zgodził się ze stanowiskiem managera "Rakiet". W noc otwarcia 74. sezonu ligi NBA, były mistrz w barwach LA Lakers i Heat zabrał głos w tej kwestii. - Tutaj, w Ameryce, wolność słowa jest jedną z naszych najważniejszych wartości - podkreślił Shaq.
- Mamy prawo do wyrażenia tego, co chcemy powiedzieć i jest tak choćby w temacie niesprawiedliwości. Daryl Morey miał więc rację. Zawsze, gdy widzisz, że coś złego dzieje się gdziekolwiek na świecie, powinieneś mieć prawo powiedzieć, że to jest nie w porządku i on to właśnie uczynił - zaznaczył ekspert stacji TNT.
Słowa O'Neala są w pewnym sensie tym, czego oczekiwali kibice ligi NBA od jej największych gwiazd, czyli bardzo klarownego stanowiska w tej sprawie i usłyszenia od nich, że są zdecydowanie przeciwni ograniczaniu wolności słowa. Stało się jednak zupełnie inaczej, gdyż wiele najbardziej znanych postaci ze świata NBA wysoko ceni interesy ligi lub też bezpośrednio swoje w Państwie Środka.
ZOBACZ WIDEO: Serie A. Napoli - Hellas: Milik się odblokował! Dwie bramki Polaka [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]