EBL. Gorąco w Stargardzie. Trener nie komentuje reakcji kibiców PGE Spójni

Materiały prasowe / Dariusz Górski / e-stargard.pl / Na zdjęciu: Trener Kamil Piechucki
Materiały prasowe / Dariusz Górski / e-stargard.pl / Na zdjęciu: Trener Kamil Piechucki

- Mecz miał kilka oblicz. Prowadziliśmy już w ważnych momentach. Niestety końcówka nam nie wyszła. Otwarte rzuty nie znalazły drogi do kosza i musieliśmy uznać wyższość Śląska - mówi trener PGE Spójni Stargard, Kamil Piechucki.

Stargardzianie, którzy mają duże aspiracje doznali trzeciej domowej porażki. W 6. kolejce przegrali 79:82 z rywalem, który był w ich zasięgu. Dodatkowo był to prestiżowy mecz, bo w Energa Basket Lidze PGE Spójnia najczęściej mierzyła się właśnie ze Śląskiem Wrocław.

- Wróciła rywalizacja pomiędzy dwoma klubami. Bardzo piękna atmosfera całego meczu. Trzeba podziękować naszym zawodnikom, że się nie załamali po pierwszej kwarcie i walczyli. Potrafili wyjść na prowadzenie. Niestety nie zamknęliśmy meczu. Takie sytuacje nas nie cieszą, ale nikt tu nie będzie spuszczał głów - twierdzi trener Kamil Piechucki.

Czytaj też: Sensacja w Gdyni. Przemysław Frasunkiewicz: Tylko dwóch zawodników zagrało na swoim poziomie

Po wyjazdowym zwycięstwie z GTK Gliwice (97:93) w Stargardzie panował względny spokój. Porażka ze Śląskiem ponownie podgrzała nastroje. W ostatnich sekundach oraz po zakończeniu meczu miejscowi kibice krzyczeli: "polski skład mamy, na zagraniczny czekamy" oraz "do widzenia" (po polsku i niemiecku). Te słowa oczywiście były skierowane do trenera.

ZOBACZ WIDEO MŚ w koszykówce. Polacy zagrali świetny turniej! Czas na igrzyska olimpijskie? "To będzie piekielnie trudne zadanie"

- Nie jest moją rolą to komentować. Przychodzimy tu z grupą chłopaków do pracy. Skupiamy się na swoim zespole. Nie rozdajemy medali ani zwycięstw przed sezonem i w trakcie. Patrzymy tylko na każdy kolejny mecz i to nas interesuje. Ten zespół pokazuje, że przy odpowiedniej pracy i zaufaniu, które mam dla tych ludzi jest w stanie wygrywać mecze w ważnych momentach - zapewnia szkoleniowiec PGE Spójni Stargard.

- Nie pracuję na zasadzie presji. Staram się wykonywać swoją pracę, jak najlepiej i dawać chłopakom możliwości w zdobywaniu punktów i ustalać, jak będziemy bronić. Proszę mnie nie mieszać w tematykę wirtualnej rzeczywistości. Stoję mocno na ziemi. Przychodzę do pracy i to mnie interesuje. Każdy ma jakieś swoje zdanie. Sezon ma 30 meczów a nie pięć. Nie będziemy się teraz za bardzo nad tym zastanawiać, komu się to podoba, a komu nie - dodaje Kamil Piechucki.

Jego sytuacji nie ułatwiają transferowe perypetie. W sobotę miało zadebiutować dwóch nowych koszykarzy. Tymczasem William Graves IV wrócił już do domu (czytaj więcej tutaj). Klub potwierdził te informacje w czwartek. - Nie jest tajemnicą, że przyjechał zawodnik, który był polecany. Miał przyjechać w odpowiedniej formie żeby nam pomóc. Realia okazały się inne. Niestety nie przeszedł badań i musiał jechać do domu. Oczywiście na jego miejsce chcieliśmy kogoś sprowadzić, ale i tak nie było szansy żeby zagrał w tym meczu - tłumaczy Kamil Piechucki.

Zadebiutował natomiast Darnell Jackson. Podkoszowy zaczął mecz w pierwszej piątce. Na parkiecie spędził 19 minut (dwa punkty i pięć zbiórek). W pierwszym spotkaniu doświadczony gracz niczym pozytywnym nie zaskoczył. Trener jednak wierzy w jego umiejętności. - Darnell odbył z nami dwa pełne treningi. Cudów się nie spodziewałem. Oczywiście od każdego zawodnika można trochę więcej wymagać, ale nie będę wyciągał jednostek z zespołu. Musimy razem iść do przodu. Zagrał na tyle, na ile mógł i starał się nam pomóc. Wiem, że w przyszłości ten zawodnik może zrobić różnicę - mówi Kamil Piechucki. Następny mecz PGE Spójnia Stargard rozegra 11 listopada w Lublinie ze Startem.

Źródło artykułu: