W niedzielę zadebiutował w barwach Legii Warszawa, a stołeczny klub sięgnął po pierwszą wygraną w Energa Basket Lidze ogrywając w Dąbrowie Górniczej tamtejszy MKS 103:95. On sam przywitał się z nowym klubem 22 punktami, 6 asystami i 5 zbiórkami.
Krzysztof Kaczmarczyk, WP SportoweFakty: Pana debiut zbiegł się w czasie z pierwszą wygraną Legii Warszawa w sezonie. Można powiedzieć, że Michał Michalak odmienił zespół jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki?
Michał Michalak, skrzydłowy Legii Warszawa: Myślę, że nie można mówić w ten sposób. Czasem przyjście jednego nowego zawodnika może po prostu wprowadzić trochę świeżości. Zaczęliśmy dobrze, była duża energia. Każdy dał pozytywny "flow", dużo biegaliśmy, graliśmy zespołowo kreując sobie fajne pozycje. Grało się przyjemnie i wypracowaliśmy sobie przewagę.
Zobacz także. EBL. Przełamanie Legii w Dąbrowie, Michał Michalak już robi różnicę
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio #9: Artur Mikołajczewski. Powrót z zaświatów
Potem jednak MKS trochę szaloną taktyką i odsunięciem od gry "wysokich" zdołał się zbliżyć, a przewaga Legii z 24 punktów stopniała do zaledwie sześciu.
MKS zaskoczył, próbował coś zmienić, żeby odrobić straty i wrócić. Trochę nas zatrzymali swoim niskim ustawieniem w czwartej kwarcie. W obronie wszystko zmieniali. Musieliśmy odpowiedzieć. Utrzymaliśmy się w grze, wymusiliśmy kilka fauli, zdobyliśmy kilka ważnych punktów. Cieszę się, że udało się wygrać, bo w końcówce zrobiło się trochę gorąco.
Legia do tej pory miała problemy w ofensywie, a pan swoim przyjściem ten atak trochę "otworzył". Wystarczyły dwa dni, dwa treningi z nowymi kolegami. Szybko udało się wkomponować z taktykę.
Generalnie założenia były w miarę proste. Skupiliśmy się na tym, żeby grać agresywnie, z dużą energią i pomagać sobie na boisku. Z moim przyjściem pojawiło się kilka opcji więcej, a innym zaczęło się może trochę łatwiej grać. Dużo punktów zdobyli Filip Matczak, Drew Brandon czy Michael Finke. Fajnie to wyglądało, bo nawzajem kreowaliśmy sobie pozycje.
Sześć kolejek Legia musiała czekać na pierwszą wygraną w sezonie. Rozumiem, że nikt nie załamuje rąk - jest przełamanie i walka o realizację celów, bo za wcześnie żeby mówić o straconym sezonie.
Wiadomo, że kiedy się przegrywa kolejne mecze, to mentalność zaczyna iść w dół i człowiek się zagrzebuje. Gra się po to, żeby wygrywać. Ten pierwszy sukces na pewno da dużo pozytywnej energii i sprawi, że odbijemy się od dna, na którym byliśmy. Generalnie trzeba żyć z meczu na mecz...
...a tych jeszcze dużo przed waszym zespołem, tak w Energa Basket Lidze, jak i FIBA Europe Cup.
Zdecydowanie dużo grania jeszcze przed nami. Każdy kolejny mecz jest ważny tak w lidze, jak i w pucharach. Mamy nawet więcej grania, niże trenowania. Skupiamy się na kolejnych spotkaniach. Nie ma czasu na celebrowanie czegokolwiek.
Pan długo czekał z wyborem klubu. Celem był wyjazd z Polski i gra dla klubu zagranicznego. Z tego jednak nic nie wyszło i ostatecznie padło na kontrakt w Legii Warszawa.
Nie ma wielkiej filozofii. Generalnie moje chęci i założenia każdy znał, a ułożyło się tak, jak się ułożyło. Nie ma co patrzeć wstecz. Długo to trwało, aż podpisałem kontrakt. Mam duży głód gry, a to, że przez tyle miesięcy nie grałem sprawiło, że chcę szybko wejść w rytm meczowy.
Trener Tane Spasev nie czekał. Mecz w Dąbrowie Górniczej pan w pierwszej piątce, a na parkiecie spędził ostatecznie prawie 30 minut.
Zależało mi na tym, aby mieć możliwość grania więc cieszę się, że mam taką okazję w Legii. Faktycznie od razu, od pierwszego meczu, dostałem szansę od trenera, który we mnie uwierzył.
Negocjacje trwały długo?
Jak to negocjacje... (uśmiech). Każda strona ma przy nich swoje racje i oczekiwania, ale same negocjacje nie trwały zbyt długo.
Zobacz także. EBL. Frustracja sięgnęła zenitu. Chris Dowe wyrzucony z boiska!
Z tyłu głowy pojawiły się już nerwy, że już późno, a kontraktu i nowego klubu nadal brak?
Generalnie taki proces może być w pewnym sensie frustrujący, bo faktycznie jest już stosunkowo późno. Minęło przecież pięć kolejek ligowych, więc na pewno trochę czasu uciekło. Aczkolwiek gdybym był poddenerwowany czy poirytowany, to ten kontrakt podpisałbym dużo wcześniej, czyli w sierpniu, kiedy miałem taką okazję. W tamtym momencie miałem jednak inne cele i priorytety.
Z perspektywy czasu żałuje pan, że wtedy się jednak nie skusił?
Szczerze mówiąc nie, nie żałuję tego, co zrobiłem. Łatwo jest oceniać z perspektywy czasu, kiedy wiemy, co się wydarzyło. Generalnie każdy podejmuje swoje decyzje i żyje z ich konsekwencjami.
Kontrakt w Legii jest do końca sezonu czy jest może "furtka" w razie ciekawej oferty zagranicznej?
Zapisy kontraktowe są zapisami kontraktowymi. Tak jak zostało to ogłoszone, podpisaliśmy umowę do końca sezonu i mam zamiar ją wypełnić.
Zobacz także. EBL. Co za pech Polskiego Cukru Toruń. Kolejna kontuzja w zespole!