EBL. Stelmet - Anwil, czyli taniej nie znaczy słabiej

Materiały prasowe / Tomasz Browarczyk / basketzg.pl / Na zdjęciu: Joe Thomasson i Ricky Ledo
Materiały prasowe / Tomasz Browarczyk / basketzg.pl / Na zdjęciu: Joe Thomasson i Ricky Ledo

Napakowany gwiazdami Anwil Włocławek został upokorzony w Zielonej Górze. Mistrzowie Polski przegrali różnicą aż 24 punktów (77:101). Dostali lekcję koszykówki od "Eco Stelmetu", który w tym roku postawił na graczy za znacznie mniejsze pieniądze.

W koszykarskich kuluarach mówi się, że tylko jeden zawodnik w Stelmecie Enea BC Zielona Góra zarabia więcej niż 10 tysięcy dolarów. Chodzi o Drew Gordona, który w przeszłości wystąpił w dziewięciu meczach NBA.

Pod względem koszykarskiego "CV" to największa gwiazda w zespole Żana Tabaka, ale na ten moment to inni grają "pierwsze skrzypce".

W niedzielnym hicie Energa Basket Ligi Stelmet Enea BC dał popis zespołowej i poukładanej koszykówki. To był prawdziwy koncert ze strony czterokrotnych mistrzów Polski.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: czapki z głów! Fantastyczne nożyce piłkarza z Izraela

Gospodarze świetnie dzielili się piłką, notując aż 32 asysty. Anwil popełnił w tym spotkaniu 17 strat, po których Stelmet zdobył 22 punkty. Sześciu zawodników po zielonogórskiej stronie zanotowało 10 i więcej oczek. Najwięcej (18) uzbierał Przemysław Zamojski, który pięciokrotnie celnie przymierzył z dystansu.

Zobacz także: EBL. Radosław Piesiewicz o zmianie godzin meczów TV: Mamy "prime-time" dla koszykówki

Solidnie zaprezentował się Jarosław Zyskowski (12+5), który latem długo rozmawiał z Anwilem, ale ostatecznie klub z Włocławka wybrał Michała Sokołowskiego (8+4 asysty). Nie można też zapominać o Łukaszu Koszarku, który w 18 minut zdobył osiem punktów i rozdał siedem asyst.

- Jestem bardzo zadowolony z tego, że pokonaliśmy jedną z najlepszych ekip w Polsce. W wielu momentach meczu pokazaliśmy swoją tożsamość. Mam na myśli agresywność, grę w obronie i świetne dzielenie się piłką w ataku. Cały zespół na to zapracował - podkreśla trener Żan Tabak.

"Eco Stelmet" (bo tak w tym roku nazywany jest zespół z Zielonej Góry) udowodnił, że pieniądze nie zawsze robią różnicę. Bo gdyby tak było, to Anwil Włocławek powinien pokonywać każdego rywala w EBL z dużą łatwością (ma dużo większy budżet). Tak nie jest, bo jak na razie włocławianie nie tworzą zespołu. Są zlepkiem indywidualności.

Na dodatek kilka z nich mocno pokazuje swoją frustrację i niezadowolenie. W połowie czwartej kwarty ciśnienia nie wytrzymał Chris Dowe, który został wyrzucony z boiska. Zaskakująco zachowywał się Tony Wroten, który nie oddał ani jednego rzutu, w pewnych momentach nie wracał też do obrony.

"To nie był Anwil, to nie była koszykówka. To nie była obrona. Gwiazdeczki chodziły po parkiecie" - mówił w transmisji Tomasz Jankowski, były reprezentant Polski, obecnie ekspert telewizyjny.

- Wyszliśmy kompletnie bez energii. Zabrakło nam jaj w każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła. W kilku akcjach pokazaliśmy zespołową, ułożoną grę, ale później znów wkradł się chaos i zamieszanie. To wykorzystywał Stelmet, który miał wiele otwartych pozycji. Przykro się na to patrzyło - przyznał przed kamerami Polsatu Szymon Szewczyk, kapitan Anwilu.

Trener Milicić musi szybko zapanować nad drużyną, bo przed nią niezwykle istotne mecze w rozgrywkach Basketball Champions League. Anwil nie może sobie pozwolić na porażki, jeśli chce awansować do kolejnej fazy.

Zobacz także: Koszykówka. Mike Taylor zostaje w reprezentacji Polski na dłużej! Są zmiany w sztabie szkoleniowym

Źródło artykułu: