Koniec Polfarmeksu Kutno w 1. lidze! Jarosław Krysiewicz: klub zostaje wycofany z rozgrywek!

Materiały prasowe / Polfarmex Kutno / Na zdjęciu: koszykarze Polfarmeksu Kutno
Materiały prasowe / Polfarmex Kutno / Na zdjęciu: koszykarze Polfarmeksu Kutno

Polfarmex Kutno nie dokończy sezonu na pierwszoligowych parkietach! We wtorek odbyło się spotkanie "ostatniej szansy" trenera Jarosława Krysiewicza z przedstawicielem miasta. Ratunku dla drużyny już nie ma, a władze klubu "zniknęły".

Dzisiaj otrzymaliśmy jasny komunikat - klub zostaje wycofany z rozgrywek 1.ligi - mówi Jarosław Krysiewicz, trener kutnowskiego zespołu.

- Nie mam zielonego pojęcia jak to ma wyglądać. Z tego co wiem, klub jako klub będzie funkcjonował, ponieważ ma pod sobą grupy młodzieżowe. My byliśmy pod spółką (KKS Pro-Basket S.A - przyp. red.). Od strony prawnej nie wiem jak to będzie się odbywało dalej. Jeszcze dziś mamy dostać pisma z rozwiązaniem umów z winy klubu. Właściwie za 3-4 godziny będziemy ludźmi bez klubów - dodał.

Zobacz także. EBL. Michał Michalak: Nie żałuję decyzji. Każdy je podejmuje i żyje z ich konsekwencjami

- W sytuacji kiedy jechaliśmy do Poznania na mecz z tamtejszym Biofarmem, tak naprawdę do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy czy ten mecz się w ogóle odbędzie. Nie mieliśmy żadnych informacji od zarządu. To była nasza inicjatywa, aby Krystian, przyjaciel drużyny, który ma firmę transportową, zawiózł nas na ten mecz za darmo. Natomiast nie mieliśmy powiedziane czy mamy środki na rozegranie tego meczu i co dalej. Byliśmy w próżni. Nikt się z nami nie kontaktował. Prezes był nieobecny - nie było go nawet w Polsce. Ludzie z zarządu z kolei albo nie odbierali telefonów, albo po prostu nas ignorowali. Nie potrafię tego wytłumaczyć. To jest tak kuriozalna sytuacja. Podjęliśmy decyzję, że dzięki pomocy Krystiana jedziemy na mecz. Rozegraliśmy to spotkanie, wyszły inne komplikacje. Tak naprawdę byliśmy na pograniczu. Wzięliśmy sprawy w swoje ręce, próbowaliśmy we własnym zakresie ratować klub - mówi.

Miasto stawia ultimatum

- Cała sprawa rozgrywała się o to, że potrzebowaliśmy konkretnej sumy pieniędzy, które umożliwiłyby uruchomienie dotacji miejskiej i przetrwanie pierwszej drużyny do końca sezonu. Suma była spora, bo około 120 tysięcy złotych. Z Krystianem objeździliśmy pół Kutna, byliśmy w bardzo wielu firmach prosić o pomoc. W każdej z tych firm ludzie tej pomocy nie odmówili. Powiedzieli, że jeżeli znajdzie się podmiot, który zapłaci do miasta, dzięki czemu odblokowana zostanie dotacja, będą nas później wspierać. Mieliśmy zagwarantowane konkretne kwoty od każdej osoby, z którą rozmawialiśmy. Żeby te pieniądze wdrożyć, trzeba było jednak rozliczyć się z miastem. To było ultimatum. W ciągu tygodnia nie byliśmy w stanie zebrać takich pieniędzy - opisuje sytuację Krysiewicz.

[b]ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Piękny gol Carlosa Teveza dla Boca Juniors

[/b]

- Te 120 tysięcy też mogło w pewnym momencie nie pozwolić na granie dalej, to jest bardzo wiele rzeczy, które się na siebie nakładają. Była deklaracja "ktoś płaci 120 tysięcy, ludzie chcą nam dawać pieniądze, drużyna dokończy sezon". Ciężko powiedzieć co byłoby później. Mieliśmy już nawet pomysł na to, co zrobić, aby koszykówka na poziomie 1. ligi w Kutnie przetrwała. Niestety z racji braku przelewi do miasta, dzisiaj zarząd zakomunikował, że wycofuje drużynę z rozgrywek - kontynuuje.

Sponsor bez gwarancji

- Kwestia sponsora spowodowała całe to zamieszanie. Dostałem informację, że sponsor jest pewny na 100%. Każdy zawodnik, który decydował się tutaj przyjść usłyszał od zarządu to samo. Na tej podstawie się zdecydowali. Tu jest pies pogrzebany. Teraz okazuje się, że te wszystkie zapewnienia były nieprawdziwe. Rzeczywiście były prowadzone rozmowy na ten temat, natomiast nigdy ze strony człowieka, który załatwiał tego "sponsora", nie padła deklaracja, że jest on "zaklepany". Cała sytuacja - podejrzewam - dziś wyglądałaby zupełnie inaczej, gdyby zawodnicy dostali jasny komunikat, że są prowadzone rozmowy ze sponsorem, ale nie jest pewne czy on będzie. Jak mogły paść słowa, że ten sponsor będzie na pewno, nie mając żadnej gwarancji? - zastanawia się trener.

- Każdy z taką wiedzą mógłby zastanowić się i podjąć decyzję: zaryzykować lub nie. O to my, czyli ja i zawodnicy, jesteśmy najbardziej źli. Nie wiem jak to nazwać. Zostaliśmy okłamani? Oszukani? Jak zwał tak zwał... Jest to dziwna sytuacja. Przez kilka ostatnich dni zorganizowaliśmy potrzebne środki. Ludzie chcieli naprawdę nam pomóc. Koniec końców to wszystko się nie udało. Było bardzo blisko aby Polfarmex dołożył brakującą kwotę. Na to jednak się ostatecznie nie zdecydował. Broń Boże nie można mieć żadnych pretensji do tej firmy. Do dziś przelała na konto klubu pieniądze z transzy, która jest na ten sezon. Wywiązali się ze swoich zobowiązań i z umowy, ale drużyna tak naprawdę nie może istnieć dalej - twierdzi Krysiewicz.

Zobacz także. Tokio 2020. Turniej kwalifikacyjny do igrzysk nie odbędzie się w Polsce. Powodem pieniądze

Co dalej z pierwszoligowym zespołem?

- Wiem jaka mniej więcej jest kwota zadłużenia klubu. Część zawodników odzyskała swoje pieniądze lub chociaż część. I to nie tylko z poziomu 1. ligi, ale jeszcze z czasów ekstraklasy. Z tego co wiem, niektórzy dostali nawet całość. Jest jednak spore grono tych zawodników, myślę, ok. 20-30 osób, którzy dzwonili do klubu i cały czas otrzymywali informację "już za chwilę, niedługo, będzie sponsor to dostaniecie". Część z nich dzwoniła do mnie, a ja się opierałem na informacjach od zarządu. Przyszedł jednak moment, że to wszystko można było włożyć między bajki. Ja ostatnią wypłatę dostałem w połowie marca. I to jeszcze 50%. Zdecydowałem się na pozostanie w klubie po zapewnieniach, że pieniądze będą i będzie szansa je odzyskać. Nawet te z czasów gry w PLK. Teraz wiem, że to jest nierealne. Raczej jesteśmy bez żadnych szans, a swoich pieniędzy nie odzyskamy - komentuje.

- Czekamy na informację, kiedy możemy zgłosić się po dokument z rozwiązaniem umowy. Po jego otrzymaniu, każdy może ewakuować się z Kutna i szukać dla siebie nowego klubu. Co ważne. Niektórzy w swoich kontaktach mieli zapis, dzięki któremu dostając swoje wynagrodzenie, dodatkowo byli spłacani za poprzedni sezon. Ich kontrakty były po prostu podwyższone o dług. Mieli opłacać jeszcze z tego swoje mieszkanie. Nie dostając pensji, płacili za nie z własnych oszczędności. To jest bardzo ciężkie. Trudno wytłumaczyć co ci chłopacy teraz przeżywają. Jak na nich patrzę, to jest jakiś dramat - kontynuuje.

- Proszę mi wierzyć. Dwa tygodnie temu, kiedy chciałem już odejść, byłem pod ścianą, to oni mieli łzy w oczach. A to są dorośli mężczyźni, po dwa metry. W naszym zespole było kilku chłopaków po 20 lat i na początku swojej seniorskiej kariery dostają strzał w twarz. To jest przykre. W tym wszystkim jest jeszcze jedno. Dobiło nas to, że nikt, przez cały ten okres nie zainteresował się nami. Nie było żadnego oficjalnego spotkania, nikt nie pojawiał się na naszych treningach. Nikt nie przyszedł i nie przeprosił, że są zaległości. Czasami ciężko jest uwierzyć jaka panuje znieczulica. Mówię o wszystkich, którzy przy tej koszykówce byli i mieli jakikolwiek wpływ. Dla mnie jest to porażające. Niektórzy moi zawodnicy mieli w kontrakcie po 1500 czy 2000 zł i znaleźli się w sytuacji, kiedy dosłownie nie mają co włożyć do garnka. Drużyna upada i mam wrażenie, że nikt się tym nie przejmie, jest to traktowane jak coś normalnego - dodaje zdruzgotany szkoleniowiec.

- Jestem pełen podziwu, że oni w tym wszystkim wytrwali, chcieli dalej walczyć. I w tak ciężkich warunkach udało nam się być w środku tabeli. Można powiedzieć, że wynik był ponad stan. Ich charakter sportowy jest na wysokim poziomie. Wielki szacunek dla tych chłopaków. Mam tylko nadzieję, że znajdą nowego pracodawcę - zakończył Krysiewicz.

Jeszcze we wtorek można spodziewać się oficjalnego komunikatu ze strony klubu. Jednak pewne jest już, że to koniec pierwszoligowego Polfarmeksu Kutno...

Zobacz także. EBL. Anwil Włocławek. Czas uderzyć pięścią w stół (komentarz)

Źródło artykułu: