EBL. Michał Michalak wartością dodaną. Legia Warszawa wraca do gry o play-off

PAP / Marcin Obara / Na zdjęciu: Michał Michalak (z prawej)
PAP / Marcin Obara / Na zdjęciu: Michał Michalak (z prawej)

Drugie zwycięstwo z rzędu w Energa Basket Lidze i kluczowe role odrywają Polacy. Legia Warszawa weszła na właściwe tory, a jej gra może imponować.

Warto zainwestować większe pieniądze tylko w jednego zawodnika, który na parkiecie zrobi różnicę. Takim przykładem jest Michał Michalak, który zarabia w stolicy bardzo dobrze. Były gracz Anwilu Włocławek znacząco podniósł jednak jakość drużyny. Legioniści z Michalakiem w składzie pokonali MKS Dąbrowa Górnicza (103:95) oraz King Szczecin (95:87). W ostatnim meczu rzucił aż 29 punków.

- Ofensywne możliwości Michalaka robią różnicę. Znacznie poprawił naszą rotację, a oprócz tego może grać nie tylko na pozycji trzy, ale również jako dwójka i czwórka - podkreśla trener Tane Spasev.

Przy Michalaku pewniej czują się także młodsi zawodnicy, którzy bez respektu weszli do Energa Basket Ligi. Najlepszym przykładem jest tutaj Przemysław Kuźkow, który jeszcze kilka miesięcy temu łączył grę w koszykówkę z pracą zawodową. - Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że będę odgrywał ważną rolę w meczu FIBA Europe Cup, zareagowałbym śmiechem - mówi nam Kuźkow.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Dramatyczne sceny na mistrzostwach świata. Artur Mikołajczewski: Dałem z siebie więcej niż mogłem

- On ma niesamowite czucie rzutu i ofensywnej koszykówki. Oczywiście musi jeszcze pracować nad obroną - tłumaczy Macedończyk.

Zobacz także: Zobacz gwiazdy ostatniej kolejki

Nie ma aktualnie drugiego zespołu w ekstraklasie, w którym tak znaczącą rolę odgrywają Polacy. W meczu z Kingiem Szczecin zdobyli oni łącznie 80 z 95 "oczek" całej drużyny. Dwóch obcokrajowców: Drew Brandon oraz Michael Finke rzucili łącznie 15 punktów.

- Młodzi zawodnicy, jak Kuźkow, czy Nizioł, dali radę. To będą bardzo fajni polscy gracze - mówi z całą stanowczością Spasev, który tłumaczy również niepowodzenie Isaaca Sosy w Legii Warszawa. Portorykańczyk kreowany był na lidera, jednak po kilku meczach musiał odejść ze stolicy.

- Isaac Sosa może trafił na zły terminarz. Fajnie zagrał z Anwilem, ale później miał uraz, nie grał przeciwko Astorii. Później przyszedł słaby mecz ze Stelmetem. Jak przychodzą porażki, zawsze ktoś jest winny, raz zawodnik - dodaje.

Zobacz także: Problemy gwiazd w NBA. Kontuzje nękają zawodników

Komentarze (0)