W swoim ostatnim meczu w 2019 roku GTK przegrało we własnej hali z nowym liderem Energa Basket Ligi 74:83.
Stelmet Enea BC dopiero w czwartej kwarcie zdołał złamać mecz i wypracować sobie bezpieczną przewagę, dzięki której zapewnił sobie 11. z rzędu triumf na krajowym podwórku.
- Widać było że, był to ciężki mecz dla Stelmetu. Szkoda, bo moi zawodnicy się bili, ale po meczu liczą się tylko zwycięzcy - komentuje szkoleniowiec GTK Paweł Turkiewicz.
ZOBACZ WIDEO: Stacja Tokio. Piotr Małachowski zdradził, co będzie robił po zakończeniu kariery
Zobacz także. EBL. Maratony im nie straszne, Stelmet kończy rok na szczycie. "To wielka nagroda za naszą pracę"
- Myślę, że trochę radości kibicom daliśmy. Gościom należy jednak pogratulować, bo gra dużo meczów - dwa dni temu w VTB. Na spokoju kontrolowali te zawody mimo naszych zrywów. Mieli jakość, nie było nerwowości, a ci gracze, którzy mieli trafić ważne rzuty zrobili to - dodaje.
GTK zaczęło doskonale. W pierwszej kwarcie wpadało niemal wszystko w ataku i w efekcie tego prowadziło 32:22. Problemy zaczęły się po przerwie, gdy obrona rywala nie pozwalała już na łatwe punkty.
Dodatkowo gliwiczanie przestali też trafiać z dogodnych pozycji. - Po przerwie nie trafiliśmy żadnego otwartego rzutu zza łuku, który by nas mógł porwać. Wtedy mogliśmy być cały czas blisko przeciwnika. Tego zabrakło - komentuje Turkiewicz.
- Kiedy jest mecz "na styku" liczą się detale. U nas zabrakło jakości, która pozwoliłaby przepchnąć to. Z taką drużyną, jak Stelmet, nie da się wygrać, jeżeli nie wykorzystujesz swoich szans i w kluczowych momentach nie trafiasz ważnych rzutów - zakończył.
Zobacz także. EBL. Licznik Stelmetu bije dalej, 11. wygrana z rzędu stała się faktem