Detroit Pistons zaskoczyli Los Angeles Lakers, bo mało brakowało, a purpurowo-złoci pierwszy raz w tym sezonie musieliby uznać wyższość drużyny z ujemnym bilansem. Goście walczyli do końca, ale na finiszu przypomniał o sobie Anthony Davis. Skrzydłowy 11 ze swoich 24 punktów rzucił w ostatnie 3 minuty i 40 sekund meczu, dzięki czemu "Jeziorowcy" triumfowali 106:99.
To był prawdziwy rollercoaster. Detroit Pistons w pewnym momencie prowadzili 79:74, ale Lakers błyskawicznie zanotowali zryw 17-0, doprowadzając do wyniku 90:79. I wtedy znów wydarzył się niespodziewany zwrot akcji, bo to Pistons po dwóch skutecznych rzutach wolnych Derricka Rose'a odzyskali prowadzenie (92:91) na niespełna pięć minut przed końcem spotkania.
Wtedy uaktywnił się wspomniany Davis, efektowny wsad zanotował LeBron James, a drużyna z Hollywood zaczęła wchodzić na odpowiednie obroty. James w całym meczu skompletował 21 punktów, 14 zbiórek i 11 asyst, co dało mu dziewiąte w tym sezonie, a 90. w karierze triple-double.
ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek: Warto doceniać inne dyscypliny
Anthony Davis trafił kluczowy rzut za trzy, po którym Lakers prowadzili 101:97. Dwight Howard popisał się równie ważnym blokiem, a chwilę później raz jeszcze skuteczny był Davis. Gospodarze zwyciężyli ostatecznie 106:99, a 26-letni skrzydłowy zapisał przy swoim nazwisku 24 punkty, 11 zbiórek, dwie asysty, trzy przechwyty i aż osiem bloków.
Cały zespół Franka Vogela zablokował 20 rzutów rywali. JaVale McGee czynił to sześć razy, a Howard pięć. Detroit Pistons nie mieli łatwej drogi do kosza, a jednak wręcz do samego końca liczyli się w walce o końcowy sukces. To duża zasługa Derricka Rose'a, który w niespełna 30 minut wywalczył 28 punktów i miał pięć asyst. MVP z 2011 roku trafił 8 na 19 oddanych rzutów z pola, w tym 2 na 3 za trzy oraz wszystkie 10 wolnych.
Lakers player with 24+ PTS, 11+ REB, 8+ BLK in a game since 1982:
— StatMuse (@statmuse) January 6, 2020
- AD tonight
- Shaq
- Kareem pic.twitter.com/AzmFqyJ2kA
Dla drużyny z Miasta Motoryzacji, która poniosła 24. porażkę w sezonie 14 "oczek" dodał z ławki rezerwowych ukraiński zawodnik Svi Mykhailiuk, a 12 punktów i 18 zbiórek zanotował Andre Drummond. Środkowy "Tłoków" miał jednak duże problemy w ofensywie, bo wykorzystał tylko 2 na 11 wykonanych prób. Trafił też 8 na 9 wolnych. Zła wiadomość dla "Jeziorowców" jest taka, że w niedzielnym meczu kostkę skręcił Avery Bradley.
New York Knicks po pierwszych 12 minutach prowadzili z Los Angeles Clippers 45:29. Ale jeszcze szybciej pozwolili rywalom odrobić straty. Gospodarze po niespełna połowie drugiej kwarty mieli już 54:51, a finalnie schodzili do szatni z wynikiem 76:69.
Podopieczni Doca Riversa pewnie zwyciężyli partię numer trzy (38:31) i prowadzili wówczas 114:100. Wydawałoby się, że faworyzowani Clippers nie powinni pozwolić Knicks na powrót do meczu, ale nowojorczycy jeszcze 42 sekundy przed końcem tracili do przeciwników tylko trzy punkty (128:131). Wtedy pod nieobecność Kawhiego Leonarda odpowiedzialność na swoje barki wziął Lou Williams.
33-latek zdobył sześć ostatnich "oczek" dla LA Clippers i poprowadził ich do triumfu 135:132. Trafił najpierw na wynik 131:125, a następnie 133:128. Wykorzystał też dwa rzuty wolne niespełna dziesięć sekund przed końcem meczu. Williams zdobył w sumie imponujące 32 punkty, tyle samo co Paul George.
Duet Williams - George trafił w sumie 11 na 16 oddanych rzutów za trzy, a wszyscy Clippers 18 na 32. Montrezl Harrell dodał 34 "oczka" i sześć zbiórek. Dla nowojorczyków 38 punktów wywalczył Marcus Morris. Przewrotnie Clippers odnieśli 26. zwycięstwo, a Knicks opuszczali parkiet na tarczy po raz 26.
Wyczyn Harrella i Williamsa, to pierwszy przypadek w NBA od sezonu 1970/1971, kiedy dwóch z ławki rezerwowych zdobywa po minimum 30 punktów. - Montrezl i Lou byli fantastyczni. Historia jest dobra. Ktoś musi ją pisać - mówił Doc Rivers, cytowany przez ESPN.
Portland Trail Blazers bez C.J. McColluma, Miami Heat bez Jimmy'ego Butlera. Górą okazali się ci drudzy, którzy po triumfie nad PTB mogą pochwalić się u siebie najlepszym bilansem w lidze 17-1. Heat pokonali rywali 122:111, a na nic zdały się im nawet 34 punkty Damiana Lillarda. Dla gospodarzy 29 "oczek" i 13 asyst miał Goran Dragić.
Czytaj także: Przemysław Żołnierewicz trafiony przypadkowo w okolice żeber. "Stal ciężko złamać
Wyniki:
Los Angeles Clippers - New York Knicks 135:132 (29:45, 47:24, 38:31, 21:32)
(Harrell 34, George 32, Williams 32, Green 11 - Morris 38, Barrett 24, Randle 16)
Miami Heat - Portland Trail Blazers 122:111 (31:19, 34:27, 29:35, 28:30)
(Dragic 29, Adebayo 20, Jones Jr. 19 - Lillarde 34, Whiteside 21, Simons 19)
Cleveland Cavaliers - Minnesota Timberwolves 103:118 (20:24, 28:42, 31:28, 24:24)
(Exum 28, Sexton 19, Zizic 15 - Dieng 22, Napier 21, Covington 15, Wiggins 15)
Phoenix Suns - Memphis Grizzlies 114:121 (31:27, 26:35, 20:34, 37:25)
(Booker 40, Oubre Jr. 17, Ayton 14 - Valanciunas 30, Brooks 19, Jackson Jr. 15)
Los Angeles Lakers - Detroit Pistons 106:99 (23:22, 33:25, 19:32, 31:20)
(Davis 24, James 21, Caruso 13 - Rose 28, Mykhailiuk 14, Galloway 13)
Czytaj także: Luka Doncić z triple-double, ale wściekły na siebie po porażce. Grizzlies rozbili Clippers