NBA. Świetny Derrick Rose, ale to za mało na Lakers. Anthony Davis miał 8 bloków!

Getty Images / Chris Graythen / Na zdjęciu: Anthony Davis
Getty Images / Chris Graythen / Na zdjęciu: Anthony Davis

Detroit Pistons walczyli z Los Angeles Lakers, jak z równymi sobie, ale nawet 28 punktów Derricka Rose'a nie zdecydowało o ich zwycięstwie. Anthony Davis i LeBron James obronili Staples Center (106:99).

Detroit Pistons zaskoczyli Los Angeles Lakers, bo mało brakowało, a purpurowo-złoci pierwszy raz w tym sezonie musieliby uznać wyższość drużyny z ujemnym bilansem. Goście walczyli do końca, ale na finiszu przypomniał o sobie Anthony Davis. Skrzydłowy 11 ze swoich 24 punktów rzucił w ostatnie 3 minuty i 40 sekund meczu, dzięki czemu "Jeziorowcy" triumfowali 106:99.

To był prawdziwy rollercoaster. Detroit Pistons w pewnym momencie prowadzili 79:74, ale Lakers błyskawicznie zanotowali zryw 17-0, doprowadzając do wyniku 90:79. I wtedy znów wydarzył się niespodziewany zwrot akcji, bo to Pistons po dwóch skutecznych rzutach wolnych Derricka Rose'a odzyskali prowadzenie (92:91) na niespełna pięć minut przed końcem spotkania.

Wtedy uaktywnił się wspomniany Davis, efektowny wsad zanotował LeBron James, a drużyna z Hollywood zaczęła wchodzić na odpowiednie obroty. James w całym meczu skompletował 21 punktów, 14 zbiórek i 11 asyst, co dało mu dziewiąte w tym sezonie, a 90. w karierze triple-double.

ZOBACZ WIDEO Paweł Fajdek: Warto doceniać inne dyscypliny

Anthony Davis trafił kluczowy rzut za trzy, po którym Lakers prowadzili 101:97. Dwight Howard popisał się równie ważnym blokiem, a chwilę później raz jeszcze skuteczny był Davis. Gospodarze zwyciężyli ostatecznie 106:99, a 26-letni skrzydłowy zapisał przy swoim nazwisku 24 punkty, 11 zbiórek, dwie asysty, trzy przechwyty i aż osiem bloków.

Cały zespół Franka Vogela zablokował 20 rzutów rywali. JaVale McGee czynił to sześć razy, a Howard pięć. Detroit Pistons nie mieli łatwej drogi do kosza, a jednak wręcz do samego końca liczyli się w walce o końcowy sukces. To duża zasługa Derricka Rose'a, który w niespełna 30 minut wywalczył 28 punktów i miał pięć asyst. MVP z 2011 roku trafił 8 na 19 oddanych rzutów z pola, w tym 2 na 3 za trzy oraz wszystkie 10 wolnych.

Dla drużyny z Miasta Motoryzacji, która poniosła 24. porażkę w sezonie 14 "oczek" dodał z ławki rezerwowych ukraiński zawodnik Svi Mykhailiuk, a 12 punktów i 18 zbiórek zanotował Andre Drummond. Środkowy "Tłoków" miał jednak duże problemy w ofensywie, bo wykorzystał tylko 2 na 11 wykonanych prób. Trafił też 8 na 9 wolnych. Zła wiadomość dla "Jeziorowców" jest taka, że w niedzielnym meczu kostkę skręcił Avery Bradley.

New York Knicks po pierwszych 12 minutach prowadzili z Los Angeles Clippers 45:29. Ale jeszcze szybciej pozwolili rywalom odrobić straty. Gospodarze po niespełna połowie drugiej kwarty mieli już 54:51, a finalnie schodzili do szatni z wynikiem 76:69.

Podopieczni Doca Riversa pewnie zwyciężyli partię numer trzy (38:31) i prowadzili wówczas 114:100. Wydawałoby się, że faworyzowani Clippers nie powinni pozwolić Knicks na powrót do meczu, ale nowojorczycy jeszcze 42 sekundy przed końcem tracili do przeciwników tylko trzy punkty (128:131). Wtedy pod nieobecność Kawhiego Leonarda odpowiedzialność na swoje barki wziął Lou Williams.

33-latek zdobył sześć ostatnich "oczek" dla LA Clippers i poprowadził ich do triumfu 135:132. Trafił najpierw na wynik 131:125, a następnie 133:128. Wykorzystał też dwa rzuty wolne niespełna dziesięć sekund przed końcem meczu. Williams zdobył w sumie imponujące 32 punkty, tyle samo co Paul George.

Duet Williams - George trafił w sumie 11 na 16 oddanych rzutów za trzy, a wszyscy Clippers 18 na 32. Montrezl Harrell dodał 34 "oczka" i sześć zbiórek. Dla nowojorczyków 38 punktów wywalczył Marcus Morris. Przewrotnie Clippers odnieśli 26. zwycięstwo, a Knicks opuszczali parkiet na tarczy po raz 26.

Wyczyn Harrella i Williamsa, to pierwszy przypadek w NBA od sezonu 1970/1971, kiedy dwóch z ławki rezerwowych zdobywa po minimum 30 punktów. - Montrezl i Lou byli fantastyczni. Historia jest dobra. Ktoś musi ją pisać - mówił Doc Rivers, cytowany przez ESPN.

Portland Trail Blazers bez C.J. McColluma, Miami Heat bez Jimmy'ego Butlera. Górą okazali się ci drudzy, którzy po triumfie nad PTB mogą pochwalić się u siebie najlepszym bilansem w lidze 17-1. Heat pokonali rywali 122:111, a na nic zdały się im nawet 34 punkty Damiana Lillarda. Dla gospodarzy 29 "oczek" i 13 asyst miał Goran Dragić.

Czytaj także: Przemysław Żołnierewicz trafiony przypadkowo w okolice żeber. "Stal ciężko złamać

Wyniki:

Los Angeles Clippers - New York Knicks 135:132 (29:45, 47:24, 38:31, 21:32)
(Harrell 34, George 32, Williams 32, Green 11 - Morris 38, Barrett 24, Randle 16)

Miami Heat - Portland Trail Blazers 122:111 (31:19, 34:27, 29:35, 28:30)
(Dragic 29, Adebayo 20, Jones Jr. 19 - Lillarde 34, Whiteside 21, Simons 19)

Cleveland Cavaliers - Minnesota Timberwolves 103:118 (20:24, 28:42, 31:28, 24:24)
(Exum 28, Sexton 19, Zizic 15 - Dieng 22, Napier 21, Covington 15, Wiggins 15)

Phoenix Suns - Memphis Grizzlies 114:121 (31:27, 26:35, 20:34, 37:25)
(Booker 40, Oubre Jr. 17, Ayton 14 - Valanciunas 30, Brooks 19, Jackson Jr. 15)

Los Angeles Lakers - Detroit Pistons 106:99 (23:22, 33:25, 19:32, 31:20)
(Davis 24, James 21, Caruso 13 - Rose 28, Mykhailiuk 14, Galloway 13)

Czytaj także: Luka Doncić z triple-double, ale wściekły na siebie po porażce. Grizzlies rozbili Clippers

Komentarze (2)
avatar
smasher30
6.01.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Fajnie oglądać takiego Derricka Rose facet po takich kontuzjach nadal za szybki dla wielu młodszych nawet obrońców tylko szkoda ze trafił do fatalnych Pistons chciałoby sie go widzieć walczaceg Czytaj całość