Metoda kija i marchewki w koszykarskich klubach. "Kontrakt sportowy jest umową starannego działania, a nie rezultatu"

- Niemal w każdym kontrakcie można natrafić na sformułowanie "znaczne pogorszenie formy" – to jest zbyt subiektywna opinia i nie powinno się godzić na taki zapis – mówią jednogłośnie agenci sportowi. Czy ucinanie pensji to dobra metoda motywacji?

Pamela Wrona
Pamela Wrona
Koszykówka Getty Images / Takashi Aoyama / Koszykówka
Problem niewypłacalności w koszykarskich klubach jest na porządku dziennym, chociaż wydaje się, że wszystko mozolnie zmierza w dobrą stronę. To nie jedyna rzecz, z którą niekiedy - poza rywalizacją sportową - trzeba się mierzyć.

Nie bez powodu mówi się, że dobra atmosfera i relacje w klubach idą w parze z satysfakcjonującymi wynikami. Gdy tych wyników nie ma, najpopularniejszą formą "motywacji" w niektórych sportowych ośrodkach jest ucinanie lub mrożenie wynagrodzenia. W innym zawodzie brzmiałoby to absurdalnie, prawda?

Wszyscy chcą wyników, każdy chce wygrywać. Trener, prezes i zarząd klubu, kibice. To zrozumiałe. Po porażkach kibice skandują: "chyba za dużo zarabiają" - takie wypowiedzi wraz z innymi epitetami bardzo często kierowane są w stronę graczy, szczególnie w mediach społecznościowych. Od prezesa w kryzysowych momentach zazwyczaj pada groźba: "macie wygrać 4 z 5 najbliższych spotkań, bo stracicie 25% swojej pensji" - i taki tekst bardzo często kryje się za tymi złymi rezultatami, na które składa się również presja, kiepska atmosfera i inne czynniki pozasportowe, co przeważnie nie wychodzi nawet poza szatnię. Należałoby zadać pytanie, czy zawodnicy też nie chcą zwycięstw? Kontrakt sportowy jest umową starannego działania, a nie rezultatu - w tej sytuacji jest stwierdzeniem jak najbardziej trafnym.

Zostawiając sam wątek niewypłacalności, początkowo w zamyśle osób zarządzających klubem jest motywacja zawodników do większego zaangażowania przez zatrzymanie części pensji bądź komunikat o ewentualnym obniżeniu wynagrodzenia w sytuacji, kiedy postawione warunki nie zostaną spełnione. Należy dodać, że takie metody mimo, że niekiedy nie dochodzą do skutku - co należy podkreślić - stosowane są dość często. Czy z psychologicznego punktu widzenia rzeczywiście możemy mówić o motywacji? Tłumaczy psycholog sportu Daria Abramowicz.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Marcin Wasilewski sprawił żonie prezent

- W tym kontekście użyłabym określenia, że jest to metoda kija i marchewki - zagrożenie karą i potencjalnymi konsekwencjami oraz tworzenie w pewnym sensie atmosfery, która jest kontr-motywująca, czyli w zamyśle mająca zachęcić, a nawet powiedziałabym, że czasami zmusić zawodnika do wykorzystywania maksimum swojego potencjału sportowego w warunkach rywalizacji. W praktyce jednak może okazać się, że spowoduje to odwrotny skutek polegający na tym, że zawodnicy będą odczuwać większe napięcie i z takiej powinności przejdą w stronę poczucia zagrożenia wspomnianymi potencjalnymi konsekwencjami.

Takich sytuacji znam sporo, ten proces pojawia się relatywnie często. I w praktyce, myślę, że warto spojrzeć na niego z kilku perspektyw. Po pierwsze: ze strony w jaki sposób wpływa to na pojedynczych zawodników, jak wpływa to na ich poczucie bezpieczeństwa, ale i tak naprawdę również stabilizacji finansowej i pewnego rodzaju komfortu. Komfortu, ale nie na zasadzie tak zwanych warunków cieplarnianych, ale w postaci tego, że zawodnicy, szczególnie w dyscyplinach drużynowych utożsamiają się z zespołem. Z jednej strony czują się zaangażowani, są zmobilizowani i właśnie zmotywowani do tego żeby dawać z siebie wszystko w momencie, kiedy nie towarzyszą im myśli na przykład nie związane z tym poczuciem zagrożenia. To jest pierwszy kontekst.

Drugi, to właśnie funkcjonowanie drużyny jako całości i zawodników, którzy otrzymują pewnego rodzaju podobny sygnał ze strony osób zarządzających zespołem. I tutaj również warto zastanowić się nad tym, że jest to działanie, które z jednej strony może spowodować, że zespół się łączy ponieważ ma to samo doświadczenie, choć nie jest to doświadczenie konstruktywne i to jest istotne. Sprawia to, że skutek jest podobny, czyli trudniej jest skupić się na samym aspekcie sportowym, szczególnie kiedy pojawią się dodatkowe warunki napięcia czy stresu.

Trzecią perspektywą do której zweryfikowania bardzo zachęcam jest to, w jaki sposób wpływa to na relacje zespół-trener lub zespół-pion zrządzający organizacją, w zależności od tego kto o takich sankcjach informuje lub kto bierze za nie odpowiedzialność. Jest to taka sytuacja, w której może dojść do ograniczenia zaufania, do naruszenia pewnego rodzaju relacji z uwagi na to, że zawodnicy mogą czuć, że tracą grunt pod nogami.

A z ostatniej perspektywy, mimo wszystkiego co powiedziałam wcześniej, nakłaniam także do zrozumienia drugiej strony, czyli tych, którzy zarządzają, którzy spoglądając jak funkcjonuje proces i zespół, obserwują jakie jest zaangażowanie zawodników w pracy, czy doświadczają ich jakieś trudności. Postawienie odpowiedzialność finansowej wydaje się być tym, co z największą dozą prawdopodobieństwa przyniesie skutek. Myślę, że warto odpowiedzieć sobie na pytanie, ile zasobów do tego, aby w sposób szeroki, z szeroką perspektywą spoglądają na taką sytuację właśnie osoby, które zarządzają organizacją sportową. Ile zasobów do tego, aby skutecznie zareagować na taką sugestię nawet będą mieli sami zawodnicy, gdyż jest to fundamentalnie kwestia tego czy istnieje pewnego rodzaju poziom zrozumienia mechanizmów towarzyszących tego typu metodom, czyli nałożenia sankcji na zespół.

Chciałabym zaznaczyć, że jeżeli zespół ma trudności ze skutecznością lub z zaangażowaniem lub z byciem w spójnych i trwałych relacjach wewnątrz zespołu, pytaniem jest czy wprowadzanie sankcji finansowych jest skutecznym narzędziem naprawczym czy może warto jednak skierować się w stronę pracy z psychologiem sportowym tudzież w kierunku stabilnej i długotrwałej współpracy na poziomie sztabu szkoleniowego, aby ten problem rozwiązać strategicznie? Do tego wszystkiego dochodzi sprzeczność z tym co pojawia się tak naprawdę na poziomie prawnym i co zostaje zapisane w takiej fundamentalnej umowie i na poziomie zobowiązania z klubem. Można wywoływać kolejny poziom trudnych emocji z tym związanych, co może być przyczyną konfliktu w relacjach sportowych, prawda?

Istnieje coś takiego jak pozytywne wzmocnienie - coś, co leży na stole w sytuacji, w której będzie to pewnego rodzaju nagrodą i docenieniem wysiłku drużyny, w momencie kiedy dadzą z siebie właśnie więcej niż przysłowiowe 100%. Wprowadzanie kar finansowych i tego poczucia zagrożenia karą nie jest w założeniu, w teorii i w praktyce psychologicznej w żaden sposób motywujące. To wręcz narusza poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, co bardzo często utrudnia wejście na najwyższy możliwy poziom sportowy.

Pozytywne wzmocnienia będą tym, co będzie motywowało zawodników do pracy, większego zaangażowania – mam na myśli potencjalną nagrodę w przypadku awansu, zwycięstw, osiągnięcia celu, który został postawiony przez zarząd. Warto pamiętać też o tym, i to jest coś, co realnie motywuje w kontekście celów, że ważne  jest, by cele stawiane przed zespołem były celami konstruktywnymi i jak najbardziej w zasięgu. Oczywiście stawiającymi wyzwanie, ale z drugiej strony nie takimi, które są nieosiągalne. Dochodzimy do wątku całości efektywnego wyznaczania celów – takie cele także motywują. Idąc dalej, następną rzeczą, która motywuje jest trwałe i bliskie budowanie - w kontekście merytorycznym - relacji w zespołach sportowych. Nawet jeżeli dostrzegane są trudności na płaszczyźnie sportowej czy relacyjnej, motywujące może być właśnie zaangażowanie psychologa sportowego lub osoby zarządzającej klubem w to żeby było lepiej – to daje sygnał zawodnikom, że wszystkim zależy i nie jest uzależnione tylko od nich samych - proponuje Daria Abramowicz.

Na następnej stronie punkt widzenia zawodnika, agentów sportowych oraz prawnika

Czy ucinanie podstawowej pensji zawodnikom jest odpowiednią metodą motywacji i dobrym rozwiązaniem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×