Koszykówka. 17 lat w jednym klubie. Dariusz Oczkowicz: Na tytuł legendy trzeba zasłużyć

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Dariusz Oczkowicz
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Dariusz Oczkowicz

- Legenda to za duże słowo. Absolutnie się tak nie czuję, na to trzeba zasłużyć. Pracuję na to, aby ludzie postrzegali mnie jako osobę, która jakkolwiek miała wpływ na kształt klubu- mówi Dariusz Oczkowicz, zawodnik Miasta Szkła Krosno.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Pamela Wrona, WP Sportowe Fakty: 17 lat w jednym klubie - to zdarza się bardzo rzadko. Choć raz pojawiła się myśl, by spróbować swoich sił w innym miejscu? [/b]

Dariusz Oczkowicz, zawodnik Miasta Szkła Krosno: Oczywiście, nawet była taka możliwość. Te wszystkie sezony mi się zlewają i nie pamiętam kiedy to było. Natomiast była opcja, aby przejść do innego zespołu. Koniec końców, udało się dogadać z szefostwem z Krosna i myślę, że to był dobry ruch i najlepsze rozwiązanie. Klub zawsze był dobrze zorganizowany, z natury funkcjonował na wysokim poziomie i nigdy niczego nie brakowało. Owszem, ostatnie lata związane z ekstraklasą spowodowały, że klub popadł w pewne problemy, które są prostowane. Ale z perspektywy lat oceniam, że to była dobra decyzja. Co więcej, tyle lat w jednym klubie, nie zdarza się zbyt często. Przez te lata nie brakowało mi niczego i jestem wdzięczny, że miałem taką szansę.

Z drugiej strony, tak mi było wygodniej. Pochodzę z miejscowości Gorlice, oddalonej o 60 km od Krosna. Tutaj mam rodzinę i drugą pracę. To było mi na rękę, a klub nigdy nie robił problemów, abym dojeżdżał na treningi. Szli mi na rękę, nie musiałem uczestniczyć we wszystkich jednostkach treningowych, które miały miejsce na porannych sesjach.

ZOBACZ WIDEO Koronawirus. Gwiazdy piłki nożnej apelują do kibiców! "Jestem ujęty odpowiedzialnością piłkarzy"

Mówi się, że pracę powinno zmieniać się co kilka lat. Przez ten czas nie pojawiała się rutyna?

Tak mówią, że trzeba miejsce pracy zmieniać co jakiś czas, aby w taką rutynę nie popaść. Klub cały czas ewoluował. Może to otoczenie jeżeli chodzi o kibiców i sam klub było kluczowe bo pozostawało niezmienne. Jednak sama budowa zespołu, formowanie składu, to wszystko zmieniało się z roku na rok, było nowe. Otaczali mnie różni zawodnicy, których nie jestem w stanie nawet zliczyć, bo było ich od groma. W rutynę nie popadłem, chociaż zdarzało się, że były momenty kryzysu bo dzień wyglądał zupełnie tak samo: praca, trening, dom, dojazdy. To były chwilowe sytuacje, z których zaraz się wychodziło. Najgorzej było w okresie zimowym, gdzie tak naprawdę wychodzi się z domu rano, wraca po treningu wieczorem i za każdym razem jest ciemno. Tutaj mogło być z tym związane małe znudzenie, ale wraz z przyjściem wiosny i play-offów, kiedy zaczyna się najważniejszy okres sezonu, wszystko zawsze mija.

Grał pan na każdym możliwym szczeblu. Jak zmieniała się koszykówka w Krośnie?

Tak naprawdę człowiek uczy się całe życie. Sprawy organizacyjne też z roku na rok były na wyższym poziomie. Tak samo zarząd klubu uczył się na błędach i pewnych niedociągnięciach z poprzednich lat, więc to jest proces. Ci ludzie, mam na myśli prezesów, są też związani z koszykówką od samego początku, czyli mniej więcej od roku 2000. Uczyli się koszykówki, pewnych niuansów, poznawali ten biznes na swojej własnej skórze – i myślę, że z powodzeniem, a mimo upływu tych lat, w dalszym ciągu się uczą.

Czego te sezony pana nauczyły?

Z pełną odpowiedzialnością można stwierdzić, że sport kształtuje charakter. Koszykówka i granie dla Krosna ukształtowało mnie jako dorosłą osobę. Jak przychodziłem do tego klubu, miałem 21 lat, czyli zaczynałem jako młody chłopak, który uczył się życia. Te lata nauczyły mnie pokory, wiary w swoje umiejętności – jak się jej nie ma, to wszystko ciężko przychodzi. Oczywiście samodyscypliny, reżimu treningowego, który potrzebny jest również w życiu, nie tylko w sporcie.

Mówią o panu "legenda". Tak się pan czuje?

(śmiech). Legenda to za duże słowo, ale rzeczywiście często spotykam się z takim określeniem. Absolutnie się tak nie czuję, na to trzeba zasłużyć. Jeszcze gram, nie wiem jak to będzie w przyszłości - za mną może już ostatni mecz w karierze, a może nie. Pracuję na to, aby ludzie postrzegali mnie jako osobę, która jakkolwiek miała wpływ na kształt klubu, jaki jest teraz.

Jednak pierwsze skojarzenie z koszykarskim Miastem Szkła Krosno to Dariusz Oczkowicz.

Ciężko mnie nie kojarzyć i nie utożsamiać z tym klubem, bo przez 17 lat moje nazwisko nieprzerywalnie widniało w składzie, więc trudno, aby było inaczej (śmiech).

Czy tak długi staż w jednym klubie przekłada się jakoś na relacje z trenerami i zawodnikami?

Już sama rola kapitana powoduje, że Ci starsi zawodnicy są bardziej poważnie traktowani przez sztab trenerski. Wiadomo, że czasem warto zaciągnąć opinię od takiego zawodnika. W tym zespole, z tego sezonu mieliśmy już kilku doświadczonych graczy. Trener nie bał się pytać o pewnego rodzaju zagrywki, rzeczy związane z taktyką czy samym przygotowaniem do meczu.

Jednak można powiedzieć, że koszykówkę w Krośnie zna pan jak własną kieszeń.

Tak, ale dodam, że sama koszykówka się zmienia. Jak patrzę na przestrzeni lat, dostrzegam, że zmieniła się nawet bardzo. Teraz jest kształt koszykówki zdecydowanie szybszej opartej na rzutach z dystansu, nie ma typowych pozycji od 1 do 5, wysocy zawodnicy uciekają od kosza, nie ma typowych centrów. To wszystko się zmienia.

Często jest tak, że trenerzy pytają pana o zdanie, a w drugą stronę, chętnie udziela pan rad młodszym kolegom?

Młodzi zawodnicy chyba teraz nie chcą słuchać rad starszych zawodników (śmiech). Relacje w szatni trochę się zmieniły. Jak ja wchodziłem do koszykówki to było zupełnie inaczej. Czuło się respekt, jako młody zawodnik niekiedy strach było się odezwać. Teraz to zanikło. Niemniej jednak, pracowałem z wieloma młodymi chłopakami, którzy przyszli zapytać o pewne rzeczy i dzieliłem się z nimi swoim doświadczeniem. Trzeba zachować zdrowy rozsądek i pewne relacje. Ten klimat z szatni sprzed 15 lat, a teraz, jest zupełnie inny.

A gdyby taką radę miałby pan dać sobie z przeszłości – co by to było?

(śmiech). Ciężko powiedzieć. Tak naprawdę wiara w siebie i trening to podstawa, ale chyba każdy to powie. Teraz są różnego rodzaju odżywki, diety i tak dalej, które ja jako starszy zawodnik nie za bardzo przestrzegałem przez całe życie. Oczywiście, odżywiałem się zdrowo, ale pozwalałem sobie na pewne odstępstwa. Teraz wiedza i dostęp do wszystkiego jest rozszerzony i widzę, że młodzi zawodnicy właśnie na tym się teraz opierają.

Czy poprzez wszystkie lata na Podkarpaciu, kiedykolwiek coś pana zaskoczyło?

Na pewno pozytywnie zaskoczyła mnie frekwencja na finałowym meczu w 1.lidze. Wówczas było olbrzymie zainteresowanie, hala była wypełniona i nie było już miejsca. Negatywne rzeczy się zdarzały –sam spadek do drugiej ligi, ale to jest sport i to się zdarza. Klub podjął rękawicę, w kolejnym sezonie zajęliśmy pierwsze miejsce i wróciliśmy na właściwe tory, w efekcie w późniejszych sezonach awansując nawet do ekstraklasy. To nieodłączny element sportu. Powtarzam, że nigdzie nie jest perfekcyjnie. Chyba, że tam gdzie nas nie ma.

Ale zawieszenie rozgrywek z powodu pandemii wirusa trudno było przewidzieć.

Tak, to zdecydowanie mnie zaskoczyło. Całe życie się zmieniło. Można powiedzieć, że zatrzymał się cały świat, nie tylko sportu. To jest niesamowite. Mimo zawieszonych treningów, jesteśmy cały czas w kontakcie z chłopakami z zespołu i nikt nie może w to wszystko uwierzyć. Dostaliśmy informację, że rozgrywki będą zakończone, cały zespół został odwołany z prośbą o zwolnienie mieszkań i wszyscy rozjeżdżają się do swoich domów. Z dużym wykrzyknikiem, to sytuacja, która nie była do przewidzenia. Oglądaliśmy różne filmy, czytało się o epidemiach, ale teraz to dotyka nas. Trzeba się z tym zmierzyć, a to zdrowie jest najważniejsze.

Kluby otrzymały propozycje rozwiązań, a na początku pojawiał się cień szansy na dokończenie sezonu. Zakończenie rozgrywek wydaje się być najrozsądniejszym wyjściem?

Taką informację otrzymaliśmy, więc jest to uzasadnione. To problem na najbliższe tygodnie, a może i miesiące. Sport powinien zejść na dalszy plan. Myślę, że nie ma sensu ryzykować. Dla mnie jest to rozsądna opcja i będę się tego trzymał.

Mogą pojawić się konflikty, ale jak już wcześniej powiedziałem, są rzeczy ważne i ważniejsze. To jest nasza praca i powinno być zrozumiałe, że oczekujemy wynagrodzenia. Natomiast to jest kwestia dogadania się z zarządem klubu odnośnie realizacji kontraktu, który każdy z nas podpisał. Mam nadzieję, że kluby się z tego wywiążą i podejdą z powagą do zaistniałej sytuacji, bo to jest nasza praca. Musimy o to dbać. Nie ma co od razu popadać w spory, na spokojnie trzeba siąść do stołu i przedyskutować pewne kwestie i możliwe rozwiązania.

Tim Duncan spędził 19 lat w San Antonio Spurs. Pan w tym roku skończy 39 lat. Możliwe są jeszcze kolejne sezony w barwach krośnieńskiego zespołu i pobicie rekordu?

Wszystko zależy od tego jak będzie wyglądała sytuacja, czy to co dzieje się na świecie się uspokoi w ciągu kilku tygodni. Jeżeli chodzi o sam sport, zobaczę jak się będę czuł. Będę przygotowywał się do następnego sezonu, nawet jeżeli miałbym nie zagrać, to dla samego siebie. Reżim treningowy mam już we krwi i wydaje mi się, że nie jestem w stanie tak po prostu przestać trenować i z tego zrezygnować. Musimy poczekać kilka miesięcy, a jak pojawią się sygnały, że klub chciałby kontynuować współpracę ze mną, myślę, że jest to jak najbardziej do przemyślenia.


Zobacz także: 
Koszykówka. Szymon Rduch - O chłopaku z Siemyśla, który podąża szlakiem 3x3

Koszykówka. Wszyscy gramy ten sam mecz. "To jest do bani, że sezon kończy się w ten sposób"

Źródło artykułu: