EBL. Adam Łapeta, King Szczecin i "uczucie niedokończonej misji"

Materiały prasowe / kingwilki.pl / Cichomski / Na zdjęciu: Adam Łapeta
Materiały prasowe / kingwilki.pl / Cichomski / Na zdjęciu: Adam Łapeta

To mogła być kapitalna walka o play-offy w Energa Basket Lidze. O uczuciu niedokończonej misji, pełnym zwrotów akcji sezonie Kinga Szczecin i aktualnej sytuacji rozmawiamy ze środkowym, Adamem Łapetą.

[b]

Patryk Pankowiak, WP SportoweFakty: Zawodowy sport na świecie został sparaliżowany przez pandemię koronawirusa, a sezon koszykarski pewnie już nie zostanie wznowiony. Jak pan na to wszystko spogląda? [/b]

Adam Łapeta, środkowy Kinga Szczecin: Sport zszedł zdecydowanie na dalszy plan. Teraz wszyscy powinniśmy zadbać o siebie i swoje rodziny. Trzeba podejść do tematu bardzo rozsądnie i odpowiedzialnie, ale też ze spokojem. Niepotrzebny stres i panika na pewno nam nie pomogą. Co do sezonu, to już teraz mogę przyznać, iż suma wszystkich zdarzeń z kilku miesięcy spowodowała, że był on dla mnie najbardziej specyficznym w karierze, przeżywaliśmy wiele wzlotów i upadków.

Rzeczywiście w Szczecinie mieliście do czynienia z wyjątkową huśtawką emocji. Zespół wielokrotnie poddawany był różnym próbom. 

Nie ukrywam, że z niecierpliwością oczekiwałem na ten sezon. Zaczęliśmy świetnie i po sześciu kolejkach mieliśmy pięć zwycięstw na koncie. Później coś się zacięło w naszej grze, a wkrótce dowiedzieliśmy się, że naszą drużynę zmuszony jest opuścić Mindaugas Budzinauskas.

To był szok i wielki cios dla nas wszystkich. Dziś, po czasie mogę przyznać, że miałem obawy, czy uda nam się pozbierać. Trzeba jednak głośno podkreślić, że Łukaszowi Bieli udało się zmobilizować drużynę na nowo. Pokazał, że ma swój plan, a my mu zaufaliśmy i wróciliśmy do gry.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Co z igrzyskami w Tokio? "Niektórzy cały czas żyją nadzieją, że odbędą się w terminie"

To jednak nie stało się od razu, bo dopiero od początku nowego roku zanotowaliście kilka zwycięstw z rzędu.

To naturalne, że potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby się dostosować do nowej rzeczywistości. Ale od początku, kiedy przejął nas nowy pierwszy trener wierzyliśmy w to, że wrócimy na właściwe tory. Jesteśmy profesjonalistami, a Łukasz Biela poradził sobie w trudnej sytuacji. 

To prawda, że w pewnym momencie interweniował prezes Krzysztof Król?


To było przed derbowym meczem ze Spójnią Stargard. Można powiedzieć, że właściciel klubu dość dosadnie zmobilizował nas do walki.

Było ostro?

Padły żołnierskie słowa, ale to są tajemnice szatni i zapewniam, że prezes wie, jak właściwie zarządzać klubem. Poza tym nie przypominam sobie, aby w całej historii gry szczecinian w ekstraklasie, były wokół tej drużyny jakieś kontrowersje. Tak samo było również teraz. Najważniejsze, że znowu zaczęliśmy wygrywać.

Na przełomie stycznia i lutego przegrane ze Śląskiem i Startem - zespół opuścił jego lider Ben McCaulley i Jakov Mustapić, doszedł Isaah Briscoe i Jakub Kobel. W Szczecinie znów powiało niepewnością, ale pan zanotował wyraźną zwyżkę formy.

Przede wszystkim decyzja Bena była chyba dla nas wszystkich zaskoczeniem, ale nie mnie to oceniać. Prawdą jest jednak to, że faktycznie czułem się coraz lepiej i pewniej na boisku. Trener Biela po odejściu Bena znalazł kilka nowych rozwiązań i zaczęliśmy się fajnie uzupełniać na parkiecie, grać zespołowo.

Zawsze powtarzam, że dla mnie najważniejsze jest zwycięstwo drużyny i cieszę się jeśli mogę w tym pomóc. Nie były dla mnie istotne indywidualne statystyki, ale to, że wszyscy moi koledzy wyraźnie łapali formę na decydującą fazę rozgrywek.

Czytaj także: Donovan Mitchell nie ma żadnych symptomów choroby. "To najstraszniejsze w koronawirusie"

Dalej przerwa w rozgrywkach, wasz świetny mecz z Legią i wreszcie zawieszenie ligowych zmagań z powodu sytuacji epidemiologicznej. Co się teraz dzieje w Szczecinie?

Sytuacja jest bardzo ciężka nie tylko dla zawodników czy klubów, ale przede wszystkim dla całego społeczeństwa. Czekamy na decyzję i jesteśmy gotowi do powrotu na parkiet. Natomiast nie wydaje mi się, żeby ten sezon mógł być jeszcze kontynuowany.

Pojawiają się różne głosy, jak zakończyć rozgrywki. Prezes PLK, Radosław Piesiewicz wspominał o tym, że być może wyniki zostaną zaliczone, a medale przyznane. To dobre rozwiązanie?

Myślę, że jedyne słuszne i uczciwe ze strony zawodników oraz klubów. Wiem, że wielu osobom może to nie odpowiadać, tabela ustalona po określonej liczbie kolejek, a nie jak zawsze po fazie play off. Niestety przed taką sytuacją postawiły nas obecne wydarzenia na świecie.

Walka o play offy zapowiadała się doprawdy pasjonująco - King, Trefl, WKS, Stal, Spójnia, Astoria, nawet HydroTruck. Wyglądało to bardzo ciekawie. 

Rozłożyło się to bardzo ciekawie, zapowiadała się super końcówka sezonu dla kibiców i klubów. Byliśmy bardzo zmotywowani i dobrze przygotowani na grę o play offy, a także w samej najważniejszej fazie rozgrywek. Niestety to wszystko zostało zahamowane przez wirusa.

Jeśli sezon faktycznie się za chwile zakończy, jak będzie go pan wspominał?

Ten sezon zapadnie chyba nam wszystkim w pamięci. Tak jak wspomniałem, dla mnie był on różny pod wieloma względami. Ze swojej strony będę go jednak dobrze wspominał. Wszystkie te historie, o których rozmawialiśmy miały na pewno pewien wpływ na naszą grę. Pokazaliśmy jednak, że jesteśmy dobrze dobranym kolektywem, rozumiejącym się na parkiecie. Szczecin jest świetnym miejscem do gry w koszykówkę.

Czy już dziś myśli pan o tym co będzie dalej? Jakie plany na najbliższy czas? Zapewne już czuje pan pewien niedosyt albo rozczarowanie. Forma rosła, więc i apetyt został ponownie rozbudzony. 

Czekamy w tym momencie na oficjalną decyzję. W tej chwili nie mamy na nic wpływu, sytuacja jest wyjątkowa i nie ma co się nad tym rozwodzić, ani nakręcać dodatkowymi emocjami. Nie zastanawiam się jakoś intensywnie nad przyszłością, ale mam coś w rodzaju poczucia niedokończonej misji w Szczecinie.

Czytaj także: Andrzej Urban ma dopiero 28 lat, pracował już z Kamińskim i Winnickim. "Nie można mówić ani za dużo, ani za mało" 

Komentarze (0)