EBL. Niedosyt Enea Astorii, ale sezon zakończony na czysto. "Nie mamy choćby złotówki zaległości" (wywiad)

Materiały prasowe / Ryszard Wszołek / www.astoria.bydgoszcz.pl / Na zdjęciu: Bartłomiej Dzedzej
Materiały prasowe / Ryszard Wszołek / www.astoria.bydgoszcz.pl / Na zdjęciu: Bartłomiej Dzedzej

Enea Astoria Bydgoszcz, w przedwcześnie zakończonym sezonie EBL, uplasowała się na 11. miejscu. II rundę beniaminek zaczął jednak od bilansu 5-1, a więc obiecująco. - Mamy spory niedosyt i niedokończone sprawy - mówi prezes klubu, Bartłomiej Dzedzej.

Dawid Siemieniecki, WP SportoweFakty: Jak całościowo może pan podsumować sezon 2019/20 w wykonaniu Enea Astorii Bydgoszcz, beniaminka Energa Basket Ligi?

Bartłomiej Dzedzej, prezes zarządu Enea Astorii Bydgoszcz: Na pewno słowo, które najlepiej podsumowuje te rozgrywki, to - niestety - niedosyt. I niedokończone sprawy, bo z powodu pandemii koronawirusa nie było nam dane udowodnić, że dobra gra zespołu na początku drugiej rundy była efektem naszej ciężkiej pracy. Tego na pewno zabrakło, natomiast zawsze staram się szukać pozytywów i są też rzeczy, z których dużo bardziej możemy się cieszyć.

Jako beniaminek mieliśmy sportowo trudny początek i dopiero z czasem łapaliśmy rytm. Inaczej było z kolei organizacyjnie, bo tu wypadliśmy nieźle w skali całego sezonu. Takie głosy docierają do mnie z różnych stron, co mnie niezmiernie cieszy. W tym miejscu chciałem bardzo podziękować wszystkim osobom zatrudnionym w biurze, wolontariuszom, sztabowi, zawodnikom oraz kibicom i sponsorom.

Sezon zakończył się przedwcześnie i jest teraz dużo czasu do namysłu o tym, co było dobrze, a co nieco gorzej. Co zatem Enea Astoria ma do poprawienia?

Jest kilka takich rzeczy, nad którymi już pracujemy. Obecnie mocno promujemy akcję #Zostańwdomu, której zakres informacyjny jest bardzo ważny. W jej ramach my też siedzimy w domach i myślimy nad usprawnieniami. Na pewno chcielibyśmy zwiększyć zakres naszych działań w social mediach, które dadzą efekt w postaci jeszcze większej interakcji z kibicami.

Już w ostatnich dniach można było zaobserwować pierwsze tego efekty, chociażby realizowany pomysł naszego media managera Szymona, czyli Kią po Bydgoszczy. Na pewno będzie on wyglądał inaczej, ale sama jego formuła, a więc zbieranie pytań od kibiców, dało oczekiwany przez nas efekt. Pierwszy program był ze mną, drugi z Michałem Chylińskim i sporo kwestii poruszonych przez fanów było bardzo ciekawych i oryginalnych. W tę stronę chcemy iść, aby uaktywniać naszych kibiców w social mediach.

Mamy też w planach kolejne akcje, które pozwolą nam na zaangażowanie naszych sponsorów jeszcze bardziej w życie klubu, bo bez nich nie ma mowy o rozwoju. Wierzę, że tych pomysłów będzie bardzo dużo, a jeśli chociaż połowę uda nam się wcielić w życie, to będzie to dla nas - Enea Astorii Bydgoszcz - kolejny krok naprzód.

Jak wyglądała budowa składu przed sezonem 2019/20? Bo mimo wszystko był on inny niż beniaminków w poprzednich latach. Do klubu dołączyli naprawdę ograni Polacy, na czele z Michałem Chylińskim, a i obcokrajowcy, poza Krisem Clyburnem, byli już znani w naszym kraju. Do tego zostało kilku graczy spośród tych, którzy wywalczyli awans, a zazwyczaj beniaminek bazował w 80 procentach na takich zawodnikach. W tegorocznej Enea Astorii było inaczej.

Według mnie na zbudowanie takiego składu złożyło się kilka rzeczy. Przede wszystkim głównym jego autorem jest nasz sztab szkoleniowy na czele z trenerem Arturem Gronkiem. Myślę, że decyzja o rozpoczęciu współpracy z tym właśnie szkoleniowcem, i podpisaniem z nim trzyletniej umowy, była jedną z lepszych, jaką podjęliśmy w ostatnich latach. Ten ruch bardzo nam pomógł w początkach odnajdywania się jako beniaminek w nowej rzeczywistości.

Druga sprawa jest z kolei taka, że sposób prowadzenia klubu w trakcie ostatnich kilkunastu lat, miał bardzo duży wpływ na to, jak zawodnicy nas postrzegali. Cieszę się, że byliśmy bardzo wiarygodni nie tylko dla nich, ale i dla agentów, którzy ich reprezentują. Nie byliśmy przez to ludźmi znikąd, mieliśmy dobrą renomę klubu wypłacalnego i to pomagało w negocjacjach.

Dodatkowy plus to fakt, że Bydgoszcz jest ośrodkiem funkcjonującym na koszykarskiej mapie Polski już od dawna i nie jesteśmy przez to nierozpoznawalni. Ilość naszych kibiców na pewno była dodatkowym argumentem. Koszykarze - co oczywiste - swoją grą zarabiają na życie, ale jeśli przychodzi im występować przy pełnych trybunach, na pewno pracuje im się lepiej.

Kibice spisali się zatem na medal w tym sezonie?

Dla mnie to, co zrobili nasi kibice w tym sezonie, to było coś fenomenalnego i myślę, że dali tym samym argument, aby określać ich mianem jednych z najlepszych w Polsce. Hala Arena, w 7 z 9 rozegranych w niej spotkań, była pełna - zabrakło biletów. W pozostałych dwóch meczach, w hali przebywało około 1400 widzów, więc pozostawało około 100 wolnych miejsc, co i tak daje nam jej wypełnienie w ponad 90 procentach.

Do tego dochodzą dwa pojedynki derbowe w hali Immobile Łuczniczka z bardzo liczną grupą kibiców z Bydgoszczy, jak i fanów przyjezdnych. To pokazuje, że koszykówka męska w naszym mieście jest bardzo potrzebna i mamy dla kogo się rozwijać.

Chciałbym też podkreślić fakt derbowego meczu we Włocławku, gdzie nasi kibice zaskoczyli wszystkich. 350 osób - z tego, co wiem - to rekord wyjazdowy w Hali Mistrzów, który sądzę, że jest w stanie pobić tylko jeden klub, czyli Enea Astoria w sezonie 2020/21. I wierzę, że jeśli tylko klub z Włocławka udostępni nam nieco więcej miejsc, to my wykorzystamy każde z nich.

Wspomniał pan chwilę temu o tym, że Enea Astoria wchodząc do EBL, miała renomę klubu wypłacalnego. Niedawno kluby ekstraklasy wydały jednak wspólny komunikat o możliwych problemach z płatnościami w związku z szybszym końcem sezonu. Jak się pan do tego odniesie - jako prezes Enea Astorii?

Chciałbym raz jeszcze podkreślić to, co mówiłem parokrotnie już we wcześniejszych wypowiedziach. Przez cały sezon 2019/20 nie mieliśmy żadnych problemów finansowych i tutaj ogromne podziękowania kieruję do naszego sponsora tytularnego - firmy Enea, jak i miasta Bydgoszczy, wszystkich naszych sponsorów strategicznych i dla kibiców, którzy mieli bardzo duży wkład w tegoroczny budżet.

Na dziś mamy podpisane porozumienia z całym sztabem i ze wszystkimi zawodnikami, w związku z przedwczesnym zakończeniem sezonu. Nie mamy na ten moment choćby złotówki zaległości i pozostaje nam jedynie rozliczenie się zgodnie ze wspomnianymi porozumieniami, co nastąpi w kwietniu. Po tym zamkniemy sezon 2019/20.

W tym miejscu chciałem też złożyć wielkie podziękowania dla całego sztabu i wszystkich zawodników, którzy okazali bardzo duże zaufanie do nas i w przeprowadzonych rozmowach odwdzięczyli się za to, jak my traktowaliśmy ich przez ostatnie lata, ostatnie miesiące współpracy.

Po tym oświadczeniu klubów, głos zabrał również Związek Zawodowy Koszykarzy, w skład którego wchodzą m.in. Marcin Gortat czy Szymon Szewczyk. Padały tam stwierdzenia o tym, że niektóre kluby działają w zaistniałej sytuacji agresywnie, bez chęci dialogu i nawet wypowiadają kontrakty...

Niestety w wielu wypowiedziach chociażby Marcina Gortata lub też innych członków tego związku, padały ogólniki bądź stwierdzenia o zaległościach we wszystkich klubach, co później przekształciło się we "w niektórych klubach". Przykro nam, jako ośrodkowi, który od 13 lat bardzo dużą uwagę przykłada do rozliczenia z zawodnikami i ze sztabem, że w mediach padały takie niekonkretne oskarżenia, bo w mojej ocenie szkodzą one całej koszykówce i uderzają w wypłacalne kluby.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Urubko pokazuje, co robić podczas epidemii koronawirusa

Jak na razie sezon 2020/21, z wiadomych względów, pozostaje wielką zagadką. Jak więc pan to widzi - budowę składu na te nowe rozgrywki, plany i cele zespołu?

W obliczu sytuacji, w której się obecnie znajdujemy, trwa walka o to, aby jak najmniej boleśnie przetrwać okres do kolejnego procesu licencyjnego. Na dziś wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że będziemy na to gotowi i nie widzę takiego ryzyka, że Enea Astoria Bydgoszcz nie wystartuje w kolejnym sezonie w Energa Basket Lidze.

Jeżeli chodzi o ruchy kadrowe, to na pewno pierwsze decyzje były i są takie, że chcemy rozmawiać z naszymi dotychczasowymi graczami, bo tak jak podkreślaliśmy - mamy niezałatwione sprawy. Do tego bardzo szanujemy to, jak zawodnicy podeszli do całej sytuacji i jeśli będzie taka szansa, chcemy, aby w większości z nami pozostali. Ciężko na razie jednak mówić o personaliach, bo na dziś każdy skupia się na walce z koronawirusem i to jest teraz najważniejsze.

Wierzę, że w miarę możliwości uda się szybko wrócić do normalności, a powrót do niej spowoduje, że będziemy mogli usiąść do rozmów z naszymi sponsorami i jak co roku - najpierw zbudować budżet, żeby móc podpisywać tylko takie kontrakty, które będą miały pokrycie w umowach sponsorskich.

Sezon 2019/20 zakończył się przedwcześnie - złoto dla Stelmetu Enea BC, srebro dla Startu Lublin, brąz dla Anwilu. Czy po niepełnych rozgrywkach medale powinny być w ogóle przyznane?

Chciałbym zacząć od tego, że chyba wszyscy muszą mieć świadomość, że nie było jednego dobrego rozwiązania i o tym należy pamiętać. Jakakolwiek decyzja miałaby tak swoich zwolenników, jak i przeciwników. Osobiście uważam, że klasyfikacja miejsc była niezbędna, aby uznać sezon za odbyty i to samo zrobiono w siatkarskiej PlusLidze, z tym że tam nie przyznano medali.

Ja też byłem za tym, aby w EBL ich nie przyznawać i tym samym nie wyłaniać mistrza kraju, natomiast klasyfikacja być musiała, bo jest rzeczą niezbędną i - co ważne - wymaga jej regulamin. On mówi, że jeśli w jakimś momencie przerywamy rozgrywki, to następuje klasyfikacja zgodna z aktualnym stanem tabeli. I tak zostało to zakończone.

Stelmet Enea BC został mistrzem Polski i nie da się ukryć, że do momentu zakończenia sezonu, prezentował się najlepiej, najrówniej. Czy ma pan lekką nutkę satysfakcji, że Enea Astorii jako jednej z trzech ekip (obok Polskiego Cukru i Startu) - i jako jedynej w Zielonej Górze - udało się pokonać mistrzów?

Jak najbardziej. Jako jedyni wygraliśmy w hali CRS z drużyną, która sportowo - w mojej opinii - wyglądała zdecydowanie najlepiej. Zawodnicy Stelmetu Enea BC grali najprzyjemniejszą dla oka koszykówkę, prezentowali się świetnie w lidze VTB i z tego właśnie względu mamy ogromną satysfakcję, że przerwaliśmy ich serię 15 zwycięstw z rzędu i jako jedyni wygraliśmy na tak trudnym terenie.

Tego zwycięstwa nie byłoby bez Krisa Clyburna, który rozegrał kapitalne spotkanie. Być może nawet najlepsze w całym sezonie. Niewiele jednak brakowało, a nie byłoby go w zespole, bo pierwotnie nie był w planach sztabu (zajął miejsce JP Prince'a, który nie sprawdził się w okresie przygotowawczym - przyp. red.).

Tutaj ogromne podziękowania należą się wszystkim trenerom, którzy w momencie, gdy szukaliśmy nowego zawodnika, popisali się świetnym scoutingiem. Może i nie jestem w pełni obiektywny, ale moim zdaniem to był najlepszy indywidualny występ w zakończonych już rozgrywkach. Nikt nie zdobył więcej punktów niż Kris w Zielonej Górze, no i właśnie - w Zielonej Górze! Poza tym to zawodnik, który ma 23 lata i był to jego pierwszy sezon w seniorskiej koszykówce po NCAA. A po trzecie jego drużyna, a więc 12. wówczas w tabeli beniaminek, grał z niekwestionowanym liderem ligi.

Cieszę się, że sztab trenerski znalazł nam takiego gracza. Pół żartem, pół serio można JP Prince'owi podziękować za to, że tak wyszło. Podkreślam oczywiście, że to żart, natomiast wierzę, że nasz scouting nadal będzie tak działał i takich graczy będziemy oglądali w przyszłości na parkiecie w Bydgoszczy.

Kris potrafi grać jak w transie, niekiedy z niesamowitą lekkością. To koszykarz mający naturalny talent, dobre geny czy może jednego i drugiego po trochu, dołączając do tego jeszcze ciężką pracę?

Myślę, że jeden sezon to trochę za mało, żeby od razu wydać taką poważną ocenę dla zawodnika. Kris ma na pewno ogromne możliwości. Z czego to wynika? Myślę, że z wszystkiego po trochu - z talentu, genów i podejścia do pracy. Jeżeli zachowa te rzeczy i będzie trafiał na sprzyjające warunki, odpowiednich trenerów, którzy dadzą mu możliwość udowodnienia, ile jest wart, to może zajść bardzo daleko.

Jeśli o jego przygodę u nas chodzi, trafił na szkoleniowca, który nie bał się mu zaufać. Warunki też były sprzyjające, bo Michał Chyliński sporą część sezonu leczył kontuzję, więc Kris miał sporo minut, co jest bardzo ważne. Tu zagrało wszystko na jego korzyść. Jestem przekonany, że w najbliższych latach ma szansę udowodnić, że jest talentem na miarę swojego brata i nie mam nic przeciwko temu, aby w następnym sezonie udowadniał to nadal w czarno-czerwonych barwach.

Przed sezonem zarząd i sztab postanowili dać szansę dalszej gry w Bydgoszczy kilku graczom, którzy wywalczyli awans. Wśród nich byli m.in. Marcin Nowakowski, Łukasz Frąckiewicz i Dorian Szyttenholm. Jak może pan ocenić ich grę w minionych rozgrywkach na wyższym szczeblu niż I liga?

Każdy z tej trójki swoją postawą na boisku najlepiej odpowiedział osobom, których nie brakowało przed sezonem, a które uważały, że oni sobie nie poradzą. Dziś każdy może temu zaprzeczyć, ale nie da się ukryć, że takich głosów było sporo. Każdy, kto śledzi nasze media klubowe czy też koszykarskie w Polsce ten wie, że dużo osób uważało, że Dorian czy Marcin Nowakowski nie poradzą sobie w Energa Basket Lidze. Takie zarzuty pojawiały się też czasem pod adresem Łukasza.

Ja natomiast uważam, że każdy z nich się obronił, był ważnym elementem w całej układance trenera Gronka i miał bardzo duży wkład w to, jak wyglądała gra naszej drużyny. Myślę, że mogą być z tego sezonu i ze współpracy z nowym trenerem zadowoleni i z optymizmem spoglądać w przyszłość.

Celowo Michała Aleksandrowicza zostawiłem na sam koniec. Co do niego obaw i głosów, że nie da rady, było zdecydowanie najwięcej, a tymczasem zamknął usta chyba wszystkim, którzy rzucili pod jego adresem jakiekolwiek słowo krytyki. Świetna obrona, zadziorność, no i te trójki z narożników, które były jego najsilniejszym punktem. Odpowiedź najlepsza z możliwych.

Michał, dokładnie tak samo jak wcześniej wspomniana trójka, udowodnił, że nie można przedwcześnie skreślać ludzi z taką mentalnością. To dla mnie wprost wielka przyjemność, że od 2,5 roku współpracuje z tak charakternym facetem jak "Panda". Pokazał, jak ważna jest współpraca i pewność, otrzymywana od trenera, ten kredyt. Dostał określoną rolę i miał na ławce człowieka, który w niego wierzył i mu zaufał. Powierzył mu zadania, do których Michał się nadaje, co jest niezwykle ważne w relacji trener-zawodnik.

To kluczowe, aby koszykarz nie otrzymywał do realizacji założeń, których nie jest w stanie spełnić, wywiązać się z nich. Tutaj była współpraca, w której trener doskonale wiedział, co "Panda" może dać zespołowi i wykorzystał to do granic, a Michał odpłacił się tym, co jest najpiękniejsze w takiej relacji, czyli 100-procentową realizacją powierzonych zadań.

Czytaj także:
I liga: Weterani nadawali ton rozgrywkom na zapleczu EBL >>
Mieczysław Łopatka: Nasz sukces dał radość ludziom zmęczonym epidemią >>

Komentarze (0)