Koszykówka. Filip Małgorzaciak: Nie było meczu, żebym sobie czegoś nie zarzucił

Facebook / Czarni to My / Na zdjęciu: Filip Małgorzaciak
Facebook / Czarni to My / Na zdjęciu: Filip Małgorzaciak

- Jeszcze nie było tak, że wróciłem do domu i na coś nie narzekałem - oczywiście, chodzi o moją grę i dyspozycję. Zawsze mi coś nie pasuje. Może to przez zbyt duże ambicje? Sam nie wiem. Staram się zresetować, odciąć - mówi Filip Małgorzaciak.

[b]

Pamela Wrona, WP SportoweFakty: Jakim jest pan typem zawodnika?
[/b]
Filip Małgorzaciak, zawodnik STK Czarni Słupsk w sezonie 2019/20: Zarówno w życiu, jak i na boisku jeśli się czegoś podejmuje, daje z siebie 110% - w zależności od drużyny i postawionych mi wymagań, do których zawsze się dostosowuje.

Został pan wybrany do najlepszej piątki sezonu 2019/20. Co jest kluczem do świetnej dyspozycji?

Myśle, że jest to "życiowy balans", który staram się utrzymywać. Pomimo głośnego zorientowania na koszykówkę, która jest moją pracą, zawsze mam czas na swoje pasje, czas z rodzina i przyjaciółmi. Wszystko dzieje się w głowie. Nie zawsze koszykówka jest na pierwszym miejscu. Jeśli jest sezon, poświęcam się temu całkowicie. Zawsze wszystko robię na maksa, ale potrafię też rozróżnić co jest ważniejsze w danym momencie. Przesyt też nie jest dobry dla człowieka - codzienne treningi, niekiedy dwa razy dziennie. Głowa po prostu musi odpocząć. Wtedy, wracając do domu oglądam koszykówkę w telewizji czy w Internecie. Rzadko śledzę NBA, chyba, że play-offy. Chętniej wybieram Euroligę.

Talent, czy ciężka praca?

Talent to nie wszystko. Na pewno trzeba mieć w sobie to "coś", predyspozycje i możliwości. Natomiast ciężka praca i rozwój na pewno idą ze sobą w parze, muszą ze sobą współgrać.

ZOBACZ WIDEO: Zawodnik K-1 opowiada o zakażeniu koronawirusem. "Myślałem o ucieczce z izolatki"

Potwierdzi pan, że droga do sukcesów prowadzi przez porażki?

Ja nie umiem i nie lubię przegrywać. Zawsze jest to dla mnie duży cios. Oczywiście, z każdej można coś wynieść, natomiast lepiej jeśli się nie pojawiają. Nie było meczu, żebym sobie czegoś nie zarzucił - co mógłbym zrobić lepiej, czego zabrakło.

Dlaczego? Mówią też, że na boisku jest pan perfekcjonistą.

To był mój siódmy sezon na pierwszoligowych parkietach. Jeszcze nie było tak, że wróciłem do domu i na coś nie narzekałem - oczywiście, chodzi o moją grę i dyspozycję. Zawsze mi coś nie pasuje, oceniam się surowo. Może to przez zbyt duże ambicje? Sam nie wiem. Staram się zresetować, odciąć. Włączam konsolę lub komputer i gram, aby o tym nie myśleć. Czasami się to udaje, ale nie zawsze.

Jest to na pewno obciążające ale krótko terminowo. Szybko trzeba się przestawić na kolejnego przeciwnika i kolejny mecz. Mam to ułatwienie, że moja żona jest psychologiem, więc nie mam możliwości popadać w skrajności (śmiech).

W Słupsku raczej nie było z tym dużego problemu. Jaki to był sezon?

Przychodząc do Słupska liczyłem na fajną współpracę z trenerem, dobrze dobrany zespół i to, że zrealizujemy najwyższy cel, jakim byłaby walka o awans. Trener jasno określił moja rolę w zespole, której się trzymałem. Zapowiadał się jeden z lepszych sezonów, po wielu latach wróciłem na północ i mogłem być blisko domu. Przede wszystkim, ten sezon był za krótki, pozostało duże rozżalenie.

Do jakich sezonów by go pan przypisał?

Jeszcze takiego nie miałem okazji rozegrać, więc będzie to nowa kategoria - z tych niedokończonych.

Zakończyliście go na drugim miejscu. Smakuje to równie dobrze, czy jest jednak niedosyt?

Wiele razy miałem okazje grać w playoffach ale nigdy nie zdobyłem srebrnego medalu, którego brakuje mi w kolekcji. Myślę, ze na pewno byśmy wypracowali w playoffach tę pozycję, wtedy to drugie miejsce na pewno cieszyłoby bardziej.

Jak klub podszedł do kwestii kontraktowo-finansowych? 

Sytuacja związana z pandemią i zakończeniem rozgrywek była dla wszystkich dużym zaskoczeniem i raczej nikt nie był na to przygotowany - ani zawodnicy, ani sztab, zarząd, sponsorzy. Kontrakty z klubem rozwiązaliśmy za porozumieniem stron. Każdy z nas otrzymał odprawę.

Na ten moment, chciałbym żeby kolejny sezon w ogóle ruszył i żebyśmy mogli spotkać się wszyscy ponownie na boisku w rozgrywkach 2020/21. Kluczowa na pewno będzie sytuacja gospodarcza kraju. Trzeba pamiętać, że w mniejszym lub większym stopniu, ale skutki pandemii dotkną każdego.

Jak spędza pan czas na kwarantannie?

Spędzam ją z rodziną. Jedynym plusem jaki widzę w kwarantannie i we wcześniejszym zakończeniu rozgrywek jest to, że mogę być cały czas z moim świeżo narodzonym synem Frankiem.

Zobacz także: Koszykówka w dobie koronawirusa. Jerzy Koszuta: Niedługo możemy mieć naprawdę duży problem

Koszykówka. Marcin Dymała nie lubi przegrywać. "Mówią, że ja na boisku i poza nim to dwie różne osoby"

Komentarze (0)