NBA. Steve Kerr opowiada o bójce z Michaelem Jordanem i podbitym oku. "To nam pomogło"

Getty Images / Julian Finney / Na zdjęciu: Steve Kerr
Getty Images / Julian Finney / Na zdjęciu: Steve Kerr

Michael Jordan i Steve Kerr rzucili się sobie do gardeł w 1995 roku. Aktualny trener Golden State Warriors opuścił halę z podbitym okiem, ale zyskał szacunek Jordana. Teraz opowiada, jak ta sprzeczka "pomogła ich relacjom".

Michael Jordan oczekiwał od innych, aby byli równie zawzięci i zaangażowani, jak on. Kiedy coś mu się nie podobało, otwarcie krytykował innych zawodników, sztab trenerski czy zarząd klubu. Często prosto w twarz. Kiedy miał wobec kogoś wątpliwości, testował go.

O swoich relacjach ze słynnym rzucającym obrońcą Bulls opowiedział Steve Kerr. Były rozgrywający, a obecnie trener Golden State Warriors spędził w Chicago pięć sezonów.

Podczas obozu treningowego przed sezonem 1995/1996, w którym Bulls osiągnęli później bilans 72-10, Jordan i Kerr zaczęli sobie ubliżać. Słowna potyczka przerodziła się w walkę na pięści, o czym w swojej książce "11 Pierścieni" pisał Phil Jackson. Jordan był zdecydowanie silniejszy fizycznie od szczuplejszego rozgrywającego, który mimo wszystko nie zamierzał odpuszczać.

ZOBACZ WIDEO: Rozgrywanie spotkań na siłę to narażanie zawodników? Bartosz Bednorz nie ma wątpliwości

Michael odpowiedział na ciosy Kerra i zanim rozdzielili ich koledzy, przypominali przez moment dwóch walczących bokserów. Steve opuścił wtedy halę z podbitym okiem.

- Byłem jak dziecko z filmu "Park Jurajski", które zostało zaatakowane przez welociraptora (gatunek dinozaura, dwunożny drapieżnik przyp. red) - żartował w 2016 roku w wywiadzie dla VICE Steve Kerr.

Jednak to spięcie miało większe znaczenie. Jak twierdzi były rozgrywający, ukształtowało ono jego stosunki z Jordanem. Michael od teraz wiedział, z jakiej gliny ulepiony jest Kerr, a także, że może na nim polegać. Lider zespołu faktycznie zaczął bardziej mu ufać, co miało korzystny wpływ na cały team.

- Powiedziałbym, że to zdecydowanie pomogło naszym relacjom, chociaż prawdopodobnie brzmi to naprawdę dziwnie - wspominał Kerr w rozmowie z Ernie Johnsonem dla TNT. - Oczywiście nie poleciłbym tego nikomu w domu - śmiał się, po czym dodał: - W moim odczuciu Michael mnie testował, a ja odpowiedziałem. Czuję, jakbym pozytywnie zdał test, a on potem bardziej mi zaufał.

54-latek po latach przyznał także, że kiedyś takie sprzeczki podczas treningów nie były niczym nadzwyczajnym. - Należy to zrozumieć w kontekście zawziętej konkurencji. Intensywność treningów była wtedy o wiele większa, niż teraz - komentował ośmiokrotny mistrz NBA (pięć razy w roli zawodnika, trzy razy jako trener). - W każdej drużynie, w której grałem, zdarzały się bójki. To nie było wtedy coś wielkiego - przyznawał.

Kerr stał się w Bulls kimś ważnym. Wnosił do drużyny dużo dobrego i nie bał się podejmować odpowiedzialności w trudnych momentach. Podwojony Jordan podał mu piłkę w ostatnich sekundach szóstego meczu finałów 1997, a jego trafienie zapewniło drużynie z Wietrznego Miasta drugie z rzędu, a piąte mistrzostwo w historii. Reprezentował ich barwy w latach 1993-1998.

Kerr i Jordan wspólnie zdobyli także trzeci tytuł, a o ich staraniach i pamiętnym sezonie 1997/1998 opowiada serial "The Last Dance", którego dwa następne odcinki (trzeci oraz czwarty) pojawią się na Netfliksie już w poniedziałek, 27 kwietnia o godz. 9:00.

Czytaj także: Wznowienie sezonu? Sceptyczne podejście mistrza NBA, Freda VanVleeta
Może powstać film o Kobem Bryancie! Jego ostatni sezon został dokładnie uchwycony 

Źródło artykułu: