Koszykówka. Torey Thomas. Krok od mistrzostwa Polski, krok od Euroligi (wywiad)

Podróżnik z wyboru. Zwiedził już 50 krajów, w 2011 roku był MVP polskiej ligi. Torey Thomas opowiada nam o swoim zamiłowaniu do podróży oraz o szansie zrobienia kariery w Partizanie Belgrad i Eurolidze.

Patryk Pankowiak
Patryk Pankowiak
Torey Thomas Newspix / Karol Słomka / Na zdjęciu: Torey Thomas
Patryk Pankowiak, WP SportoweFakty: Słyszałem o pana zamiłowaniu do podróży. Na czym ono polega i co panu daje podróżowanie? 

Torey Thomas, mierzący 180 centymetrów rozgrywający, MVP polskiej ligi z 2011 roku, dwukrotny srebrny medalista i zdobywca Pucharu Polski: Uwielbiam podróżować. Podróżowanie nadaje ton mojemu życiu. Lubię spotykać nowych ludzi, próbować różnorodnych potraw, poznawać inne kultury i związane z nimi historie. Podróżowanie daje mi naprawdę duży zastrzyk dobrej energii.

Podobno nawet w sezonie, jeśli pojawiały się dwa, trzy dni wolnego, wykorzystywał je pan na podróże. Później wracał do drużyny, jak gdyby nigdy nic. To nie było męczące?

Owszem, kiedy mamy tyle wolnego czasu, nie lubię siedzieć w domu, bo pojawia się wtedy dużo perspektyw. Nie jestem zmęczony, ponieważ robię to, żeby doświadczyć czegoś nowego. Kiedy wracam, mam nawet więcej energii! W czasie podróży dbam o wypoczynek i dobrze śpię. Nie jadę tam, żeby imprezować, nie piję, nie palę.

To nie jest coś, co robię na siłę. Jadę tam, bo to lubię i chcę dobrze spędzić wolny czas. Cieszę się, że kiedy mam dwa, trzy dni wolnego, mogę na ten czas coś zaplanować. To jest moja pasja.

ZOBACZ WIDEO: Polska medalistka olimpijska pomaga seniorom w czasie epidemii. "Jeździliśmy i pytaliśmy, kto jakiej pomocy potrzebuje"
Kiedy odkrył pan w sobie duszę podróżnika?

Po swoim pierwszym sezonie w Polsce. Jeździliśmy dużo autokarem. Grałem wcześniej w Holandii i Szwecji, gdzie nie podróżowaliśmy aż tak dużo. Później byłem w Rosji, Serbii, we Włoszech. Kiedy trafiłem do Europy, zacząłem dostrzegać wiele rzeczy z innej perspektywy i mnie to zafascynowało.

Ile krajów pan zwiedził?

W tym momencie około pięćdziesięciu.

W 2011 roku był pan MVP polskiej ligi i walczył w finale. Przegraliście wtedy z Asseco Prokomem Gdynia 3-4.

To był niesamowity zespół. Wierzyliśmy w siebie, każdy sobie ufał. Graliśmy z wielkim Prokomem, który występował wtedy w Eurolidze i miał zdecydowanie większy budżet od nas. Walczyliśmy z nimi do ostatnich sekund w play-offach. Pamiętam to do dziś. Cieszę się, że wtedy ludzie w Polsce zobaczyli mnie w dobrym świetle. To był ważny etap w mojej karierze.

Później Rosa. Puchar Polski i srebrny medal w lidze z trenerem Wojciechem Kamińskim. Wielki czas dla klubu z Radomia. Pan był podstawowym rozgrywającym.

To prawda, wróciłem do Polski i znów walczyliśmy o najwyższe cele. Kiedy byłem w Polsce, dwa razy awansowałem do finału. Tak było zarówno w 2011 roku, jak i w Radomiu. Co prawda Stelmet nie dał nam szans w play-offach, wygrywając 4-0. Miał niesamowity skład i grał bardzo dobrze, ale my pokonaliśmy ich w meczu o Puchar Polski i to już był wielki sukces.

Po Zgorzelcu, ale przed Radomiem, podpisał pan kontrakt z renomowanym, euroligowym Partizanem Belgrad.

To było kilka najlepszych miesięcy w moim życiu. Dostałem szansę od klubu z Euroligi i ją wykorzystywałem, aż do momentu kontuzji. Środkowy z Chorwacji wpadł na mnie podczas meczu w Zagrzebiu, wylądował na mojej kostce. Doznałem kontuzji i byłem wyłączony na blisko pięć tygodni.

Próbowałem wrócić do gry najszybciej, jak było to możliwe, ale rehabilitacja nie szła tak jak powinna i wszystko przedłużało się w czasie. Partizan nie mógł tyle czekać i zdecydował się zakontraktować nowego gracza na moją pozycję. Nie miałem szansy zaprezentować wszystkich swoich umiejętności. Opuściłem Serbię. To było bolesne.

Czyli, gdyby nie kontuzja...? 

Uważam, że gdybym tam został i klub by mi zaufał, zostałbym na poziomie Euroligi. Byłem na takim etapie kariery, kiedy wciąż się rozwijałem i stawałem lepszym zawodnikiem. Rozgrywałem mecze w ich barwach, w których wypadłem naprawdę bardzo dobrze. Tak było... Do dziś mam materiały wideo z tamtych spotkań.

Przez kontuzję straciłem trochę pewności siebie i ciężko było wrócić od razu do tego, co prezentowałem wcześniej. Taka kontuzja to problem. Zaczynasz myśleć i chcesz wracać, bo wiesz, że liczy się czas. Ale to tak nie działa. Czasem musisz uzbroić się w cierpliwość i nie możesz nic zrobić. 

Wiem, że grałem i mogłem grać na euroligowym poziomie. Chciałbym, żeby ta kontuzja w tamtym momencie nigdy mi się nie przytrafiła, ale czasami tak to w życiu bywa. Musisz walczyć dalej.

To prawda. Ta sytuacja mimo wszytko nie podcięła panu skrzydeł.

Miałem szansę zapracować na miano dobrego euroligowego rozgrywającego, ale nie mogę i nigdy nie chciałem siebie tym zadręczać. Była taka możliwość, ale sprawy przybrały taki, a nie inny obrót. Myślę o tym, że wciąż miałem dobre lata po tym sezonie i cały czas gram w koszykówkę. Zdecydowanie nie mogę narzekać.

Ma pan stronę internetową "GoThomas", którą projektował panu Polak. Jeszcze za czasów, kiedy był pan w Zgorzelcu. Do czego ona panu służy?

Została założona w 2011 roku przez mojego znajomego, Dariusza. Używam jej, żeby kontaktować się z całą moją rodziną i przyjaciółmi w Stanach. Staram się wrzucać tam aktualne informacje i klipy wideo z moimi występami. Fani mogą się też ze mną kontaktować i zadawać mi pytania.

Napisał pan książkę w 2018 roku. 

Nazywa się "Aspire To Inspire. My Basketball Journey". Piszę w niej o tym, skąd pochodzę, o mojej rodzinie, o ludziach, którzy mi pomogli na mojej drodze. O problemach, z którymi się zmierzyłem i miejscach, w których grałem. Chcę inspirować młodzież do tego, żeby uwierzyli w siebie i zaczęli realizować swoje marzenia.

Jeden z pana kolegów z Radomia, Daniel Szymkiewicz powiedział mi kiedyś, że jest pan dla niego motywacją. Też zaczął zwiedzać świat.

Daniel to jeden z moich dobrych kolegów, z którym rozmawiam do dziś. Jest coraz lepszym zawodnikiem i wierzę, że jeszcze dużo osiągnie. Wiem, że podróżuje i to sprawia mi satysfakcję. Spodobało mu się. Pomogłem mu trochę i spotkaliśmy się razem w Ameryce. Obecnie organizuje swoje campy. Pracujemy nad takim projektem, który zakłada, że dzieci z Polski przyleciałyby do Nowego Jorku, aby z nami grać i trenować. Chcemy robić coś dobrego i niestandardowego.

Wrócił pan też do Polski w 2019 roku, podpisując kontrakt w Koszalinie.

To prawda. Zaczynałem sezon w Tunezji, ale miałem tragedię w rodzinie. Moja mama niespodziewanie umarła. Wróciłem do domu w Stanach. Pozbierałem się emocjonalnie i byłem gotowy wrócić do koszykówki. Wtedy zadzwonili działacze z Koszalina i zdecydowałem się tam dokończyć sezon.

Prowadził nas Marek Łukomski, bardzo dobry trener, który potrafi wysłuchać swoich zawodników. Mieliśmy kilka ważnych meczów, walczyliśmy o przetrwanie w lidze. Klub miał trudności finansowe, ale dobrze wspominam współpracę z trenerem.

Ponadto miałem w składzie świetnych kolegów, jak Qyntel Woods, Michael Fraser czy starych znajomych ze Zgorzelca - Bartosza Bochno i Jarka Jareckiego. To było coś ciekawego. Chciałbym tylko otrzymać swoje wszystkie pieniądze. Uważam, że się nam należą, bo pracowaliśmy w tym sezonie naprawdę ciężko.

Co planuje Torey Thomas?

Grałem we Francji do momentu wstrzymania rozgrywek, szło mi dobrze, byliśmy na drugim miejscu w swoich rozgrywkach. Mam tam wciąż aktualny kontrakt, czekam na rozwój sytuacji. Co później? Chcę jeszcze pograć kilka dobrych lat.

Czytaj także:
Rewolucja w NCAA. Organizacja wreszcie pozwoli zarabiać młodym sportowcom

Jest logo i pełna nazwa nowego "Kosmicznego meczu". Opublikował je LeBron James 

Czy uważasz, że Torey Thomas poradziłby sobie w Eurolidze?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×