NBA. Matt Barnes zdobył mistrzostwo z Warriors, ale nie nazywa się mistrzem

Getty Images / Gene Sweeney Jr / Na zdjęciu: Matt Barnes w barwach Golden State Warriors
Getty Images / Gene Sweeney Jr / Na zdjęciu: Matt Barnes w barwach Golden State Warriors

Matt Barnes był ważną częścią Warriors w końcówce sezonu zasadniczego, ale odegrał znikomą rolę w play offach. Jak sam mówi, nie czuje, by zasłużył na nazywanie go mistrzem.

W tym artykule dowiesz się o:

Matt Barnes w marcu 2017 roku jako wolny agent podpisał kontrakt z Golden State Warriors. Pomógł drużynie, kiedy Kevin Durant doznał kontuzji kolana. Wystąpił dla nich w 20 meczach sezonu zasadniczego, a pięć razy rozpoczynał nawet spotkania w wyjściowej piątce.

Były skrzydłowy w średnio 20 minut, które dostawał od trenera Steve'a Kerra, zdobywał 5,7 punktu, 4,6 zbiórki i 2,3 asysty. Pech chciał, że przed play offami skręcił kostkę, a później jego rola w zespole nie była już taka sama, jak wcześniej.

Matt Barnes spędził na parkietach NBA 14 lat. Jak się okazało, po sezonie 2016/2017 zakończył sportową karierę. Wcześniej pierwszy raz sięgnął po mistrzostwo ligi, bo Golden State Warriors pokonali w finale Cleveland Cavaliers 4-1. Jednak do dziś nie uważa siebie za mistrza.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"

- Skręciłem kostkę i byłem dopiero gotowy do gry, kiedy Warriors przeszli już dwie rundy z bilansem 8-0. Ja, będąc w zespole weteranem, wiedziałem, że nie zyskam już miejsca w rotacji. Nawet tego nie oczekiwałem. Chciałem po prostu odgrywać rolę weterana najlepiej, jak tylko potrafiłem - zaznaczał w programie "Up in Smoke", którego razem ze Stephenem Jacksonem jest gospodarzem.

- Tak czułem, ponieważ nie było mnie na boisku z moimi kolegami - nie pociłem się i nie walczyłem razem z nimi. Doceniam, że dostałem szansę i byłem w tamtym zespole, ale nigdy tak naprawdę nie nazywałem siebie mistrzem - dodawał 40-letni aktualnie Matt Barnes.

Jak się okazuje, były skrzydłowy nigdy nie odebrał nawet swojego pierścienia za sukces w 2017 roku. Ma być on wciąż w biurze Raymonda Riddera, starszego wiceprezesa klubu ds. komunikacji z mediami. - Fajnie jest mieć pierścień, ale jeśli chodzi o moją mentalność i sposób, w jaki zawsze o tym myślałem, to mam pewnego rodzaju uczucie, że po prostu otrzymałem go za darmo. Nie czuję się jego prawdziwym właścicielem - tak to argumentował.

Barnes w tamtych play offach spędził na parkiecie w sumie 61 minut w 12 meczach, a niespełna dziesięć w samych Finałach NBA.

- Oczywiście, biorąc pod uwagę moją karierę i wszystkie osiągnięcia, zasłużyłem na pierścień - dodawał były skrzydłowy, który grał w lidze od 2003 do 2017 roku. - Ale doznałem kontuzji przed play offami i później chociaż wróciłem do składu, w tej fazie sezonu nie dałem już nic dobrego drużynie - wspominał Barnes w programie "Pardon My Take".

Matt Barnes mimo wszystko pomógł Warriors, kiedy tego potrzebowali. Historia zna przecież przypadki, kiedy zawodnicy otrzymywali mistrzowskie pierścienie za znacznie mniej. Jednak jego standardy i sposób myślenia, którego się trzyma, może imponować.

Czytaj także: Zaskakujące kulisy transferu Marcina Gortata. Zaczęło się od rozmowy przy śniadaniu
Legenda New York Knicks, 57-letni Patrick Ewing chory na COVID-19 

Źródło artykułu: