Wszystko zaczęło się od Kyriego Irvinga, który jako pierwszy stwierdził, że w chwili obecnej NBA nie powinna wracać do gry. Jego zdaniem jest to podyktowane aktualną sytuacją w Stanach Zjednoczonych, czyli walką z rasizmem. Bardzo szybko poparł go również Dwight Howard, który stwierdził, że to nie koszykówka jest teraz najważniejsza. Podobne zdanie w temacie wyraża zresztą klubowy kolega środkowego z LA Lakers, Avery Bradley.
Zupełnie innego zdania jest natomiast inna bardzo ważna postać w świecie NBA, czyli Chris Paul. Prezes związku zawodników, czyli NBPA również brał udział w piątkowej konferencji organizowanej przez Irvinga.
Rozgrywający Oklahomy City Thunder stwierdził, że - co oczywiste - nikomu nie zabroni przecież ani powrotu do gry, ani też zrezygnowania z niego, ale jednocześnie kilka razy podkreślił, że każdy musi również rozważyć finansowe konsekwencje odmowy powrotu na parkiet.
Umowa pomiędzy NBA a NBPA nie zakłada ukarania tych koszykarzy, którzy zdecydowaliby się odmówić przyjazdu do Orlando, gdzie sezon zostanie wznowiony, niemniej stracą oni wówczas część należnych im pieniędzy za przegapione spotkania. Irving jest jednak w innej sytuacji, gdyż już od dłuższego czasu było wiadomo, że nie zagra on do końca rozgrywek z powodu rehabilitacji po artroskopii ramienia, którą właśnie przechodzi.
Czytaj także: Enea Astoria znalazła następcę Adama Kampa. To mierzący aż 213 cm wzrostu Bośniak
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polski koszykarz jak strongman. Przeciągnął auto