Koszykówka. Hubert Pabian wraca do Słupska. "W Gryfii, po której stronie by się nie było, zawsze jest presja"

Materiały prasowe / Mariusz Cwojda / Na zdjęciu: Hubert Pabian (z piłką)
Materiały prasowe / Mariusz Cwojda / Na zdjęciu: Hubert Pabian (z piłką)

Szeregi STK Czarnych w sezonie 2020/21 zasili Hubert Pabian, który w przeszłości reprezentował już klub ze Słupska. - Grając w Gryfii, po której stronie by się nie było, zawsze jest presja - mówi koszykarz.

[b]

Pamela Wrona, WP SportoweFakty: Co jest dla pana najważniejsze przed każdym sezonem?
Hubert Pabian, koszykarz STK Czarnych Słupsk w sezonie 2020/21: [/b]

Przed każdym sezonem najważniejsze jest dla mnie to, jaki cel ma osiągnąć drużyna, z którą mam podpisać umowę i czy jestem w stanie w tym pomóc. Biorę pod uwagę także miejsce, w którym znajduje się moja rodzina. Zapewnienie bezpieczeństwa daje mi pełną swobodę i możliwość pokazania swoich umiejętności w 100 proc.

Udało się to zrealizować w Lesznie?

Nie do końca. Byliśmy blisko pierwszej ósemki, brakowało nam niewiele. Z drugiej strony, inne zespoły też miały szanse na ostatnie dwa miejsca premiowane awansem. Sam jestem ciekaw, jakby zakończyła się faza zasadnicza gdyby rozgrywki nie zostały przerwane.

To był jeden z trudniejszych sezonów?

Nigdy nie rozpatrywałem pobytu w Timeout Polonii 1912 pod tym kątem. Wiadomo, dużo się działo w trakcie tego sezonu. Trzeba przyznać, że w Lesznie mieliśmy świetną atmosferę, zarówno na treningach jak i na trybunach. Prezes Jacek Kaszuba bardzo dbał o to, by wszystko było w porządku, dzięki temu organizacja była na bardzo wysokim poziomie. Wnioski i nauka na przyszłość zostały wyciągnięte - czas spędzony w Lesznie to dla mnie na pewno pozytywne zaskoczenie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polski koszykarz jak strongman. Przeciągnął auto

Sprawy finansowo-kontraktowe i sama sytuacja epidemiologiczna na pewno tego nie ułatwiły.

Każdy zdaje sobie sprawę, że obecna sytuacja jest niecodzienna i nie należy do łatwych. Tym większy szacunek dla prezesa klubu za to jak podszedł do mojej osoby. Pomimo że rozwiązałem kontrakt za porozumieniem stron, to do dziś mamy kontakt i nasze stosunki są bardzo dobre.

Jak radził pan sobie z przestawieniem się na tryb "home office"?

Zacznę od tego, że przerwa w rozgrywkach jest wyjątkowo długa. Nie wyobrażam sobie, by nie spożytkować tego czasu w należyty sposób. W moim przypadku, nie odczułem za bardzo skutków pandemii. Od kilku lat w domu mam swoje własne zaplecze treningowe (siłownia, rower stacjonarny, bieżnia). Czas pokaże, czy i w jakim stopniu udało mi się poprawić swoje mankamenty.

Okres wakacyjny to dla mnie bardzo intensywny czas. Każdego dnia wstaję o szóstej rano i idę do pracy. Pomagam mojemu tacie w prowadzeniu firmy zajmującej się dekarstwem. W godzinach popołudniowych, 5-6 razy w tygodniu odbywam jednostkę treningową na siłowni bądź w terenie, trzymając się wytycznych trenerów, którzy się mną opiekują. Do tego dochodzi cotygodniowa wizyta u fizjoterapeuty. Od niedawna, czyli jak tylko zostały otwarte hale zacząłem uczęszczać już na zajęcia typowo koszykarskie.

Po kilku latach wraca pan do Słupska. Można powiedzieć, że właśnie tam stawiał pan pierwsze kroki w profesjonalnej koszykówce.

Swoją przygodę w Słupsku zaczynałem w wieku niespełna 17 lat, przychodząc z Basket Team Opalenica. Pierwszym trenerem, który mnie ściągnął był trener Jakubiak, ale od początku trenowałem z pierwszym zespole u trenera Griszczuka.

Jaki był siedemnastoletni Hubert Pabian?

Byłem zawodnikiem bardzo "surowym". Uważałem, że jedyną rzeczą, którą posiadałem był talent rzutowy i nic poza tym. Już wtedy na treningach wygrywałem konkursy rzutowe z zawodnikami, którzy wyróżniali się w ekstraklasie. Nie dostałem jednak zbyt wielu szans na pokazanie się, być może przez to, że klub nastawiony był na walkę o najwyższe cele.

Coś się zmieniło?

Po latach zmieniło się moje podejście do treningu. Pobyt w Słupsku nauczył mnie czytania gry, na czym opieram się do dziś. Przez swoje braki w motoryce, od doświadczonych graczy nauczyłem się "cwaniactwa" na boisku.
Jak wyglądały rozmowy, gdy kluby poruszają się jeszcze w covidowej mgle? Co przekonało najbardziej?

Wybierając ofertę ze Słupska uznałem, że na ten czas po prostu będzie dla mnie najlepsza. Rozmowy nie były łatwe, było dużo niepewności, co nie powinno dziwić. Podpisałem kontrakt dość późno, po drodze rezygnując z kilku propozycji. Zauważam potencjał, aby wywalczyć awans do PLK. Byłem już w drużynach, które wygrywały I ligę i o to będę się bił. Na Pomorze przyjeżdżam tylko z takim nastawieniem.

Jaki jest więc przepis "na awans"?

Zespoły, z którymi wygrywaliśmy ligę miały cechy wspólne, czyli od samego początku dobrą atmosferę, granie do końca w każdym spotkaniu, zbilansowany skład i podział ról w zespole, a także pokazywanie trenerom w ciągu tygodnia, że gdy nadejdzie weekend i dzień meczowy, damy z siebie wszystko i można nam zaufać.

Co do STK Czarnych, znam środowisko trenera, z którym w przeszłości w jednym zespole spędziłem 5 lat. Grając w Gryfii, po której stronie by się nie było, zawsze jest presja. Mam już swoje lata, ale też i marzenia. Najważniejsze jest zdrowie - resztę dopisze drużyna, a jeśli hala wypełni się kibicami w 100 proc. to jestem dobrej myśli o końcowy rezultat.

Zobacz także: Koszykówka. Mindaugas Budzinauskas rozgrywa najważniejszy mecz. Ruszyła zbiórka pieniędzy na pomoc w walce z chorobą
Koszykówka na wózkach w szkole Marcina Gortata. "Grając w koszykówkę można odnaleźć drugie życie"

Komentarze (0)