EBL. Arkadiusz Lewandowski, prezes Anwilu Włocławek: Nie ma żadnej rewolucji

Materiały prasowe / Fot. P. Kieplin / KK Włocławek / Na zdjęciu: Arkadiusz Lewandowski
Materiały prasowe / Fot. P. Kieplin / KK Włocławek / Na zdjęciu: Arkadiusz Lewandowski

- Trener Milicić otrzymał naszą ofertę, ale koniec końców nie doszło do dyskusji w kwestii finansów. Mihevc wchodzi w trudne buty po Miliciciu. Pokazał jednak w poprzednich sezonach, że zna się na swoim fachu - mówi Arkadiusz Lewandowski.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: W kontekście tego, co dzieje się ostatnio wokół Anwilu Włocławek nasuwa mi się jedno słowa: "rewolucja".[/b]

Arkadiusz Lewandowski, prezes zarządu KK Włocławek: Rewolucja? Uciekałbym od takich sformułowań. Myślę, że nie jest to odpowiednie stwierdzenie. Po prostu, po wielu latach dokonaliśmy zmiany na stanowisku pierwszego trenera. Takie rzeczy w sporcie są całkowicie normalne. A należy pamiętać, że Igor Milicić pracował we Włocławku bardzo długo. Pod względem ciągłości pracy, to jeden z najlepszych (a może nawet najlepszy) wyników w historii PLK.

Mówię rewolucja, bo odchodzi jedna z legend klubu. Osoba, która z Anwilem była w ostatnich latach na dobre i na złe.

Jak najbardziej. Złoty zawodnik, dwukrotnie złoty trener. Człowiek, który w ostatnich pięciu latach poprowadził zespół do pięciu trofeów i kilku klubowych rekordów. To dużo. Myślę, że przez lata ludzie będą wspominali "we wanna steals". Będą też tacy, którzy w pierwszej kolejności wspominać będą przegrany ćwierćfinał z Czarnymi Słupsk. Ogółem jednak Igor - tak jak pan powiedział - jest jedną z legend klubu, który przez lata był z nami na dobre i na złe. A klub z nim.

Czuje pan wewnętrzną satysfakcję, że w 2017 roku dał Miliciowi drugą szansę, mimo że wielu go już skreśliło po przegranej z Czarnymi Słupsk?

Faktycznie było tak, że ja tę decyzję wziąłem na siebie przy całym ówczesnym obciążeniu odpowiedzialnością. Byłem jednak przekonany o wiedzy i fachowości trenera Milicicia. Wbrew całej masie głosów wręcz obrażających trenera. Dziś każdy jest generałem po bitwie, ale z perspektywy czasu można uznać tę decyzję za dobrą. Zastanawiam się zresztą ilu z tych, którzy dziś rozpaczają z powodu odejścia Milicicia w przekroju ostatnich pięciu lat go "zwalniało".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Georgina Rodriguez na snopie siana

Mam wrażenie, że trener Igor Milicić idealnie pasował do specyficznego i trudnego włocławskiego środowiska.

To charyzmatyczny człowiek, który umiejętnie wpływa na relacje w swoim środowisku. Chciałoby się rzec, że to mistrz socjotechniki i autokreacji. Dla mnie najważniejszy był efekt w każdym kolejnym meczu i sezonie.

Dlaczego w takim razie współpraca z trenerem Miliciciem nie jest kontynuowana?

Nie jest tajemnicą, że Igor Milicić był moim pierwszym wyborem. O tym, że nie będziemy dalej ze sobą pracować zadecydował cały szereg argumentów po stronie trenera i klubu. Począwszy od kwestii prywatnych i aspiracji sportowych trenera, a kończąc na wymogach klubu, który musi działać w określonym trybie. Na pewne rozwiązania po prostu nie mogliśmy dłużej czekać.

Kwestie finansowe?

Warto podkreślić – finanse nie były kluczowe. Trener otrzymał naszą ofertę, miał swój pomysł na ten temat, ale koniec końców nie doszło do dyskusji w kwestii finansów. Chodzi mi zarówno o wynagrodzenie dla trenera, jak i wysokość budżetu na drużynę.

Pojawiły się też argumenty, że trener - z racji upływającego czasu - nie chciał wziąć odpowiedzialności za zbudowanie składu, wiedząc, że na rynku nie zostało już dużo wolnych Polaków do wzięcia. Tych z górnej półki, którzy byliby w stanie zrobić różnicę w Anwilu. Jak się pan do tego odnosi?

Myślę, że o tę kwestię trzeba byłoby już zapytać samego trenera.

Przeciągające się kwestie właścicielskie miały wpływ na kontynuowanie współpracy z trenerem Miliciciem?

Igor, jak opuszczał Włocławek po poprzednim sezonie, doskonale wiedział, że będzie moim pierwszym wyborem, mimo że byliśmy - jako organizacja - w bardzo trudnym położeniu ze względu na pandemię koronawirusa, niepewność co do kwestii budżetowych, przyszłości w BCL itd. To cały szereg argumentów za i przeciw po obu stronach - zarówno trenera i klubu. Uznaliśmy, że nasze drogi się rozchodzą.

Następcą Igora Milicicia został Dejan Mihevc. Dlaczego wybór padł na Słoweńca?

Przy wyborze nowego trenera dużym argumentem był fakt znajomości realiów polskiej ligi. Przyznajmy, że Mihevc wchodzi w trudne buty po Miliciciu. Pokazał jednak w poprzednich sezonach, że zna się na swoim fachu. W ciągu dwóch lat spędzonych w Toruniu zdobył cztery trofea. To świetny wynik. Dodatkowo, Dejan ma opinię trenera z wielką etyką pracy. Już w pierwszych rozmowach dało się odczuć, że to wielki profesjonalista. Bardzo szybko doszliśmy do porozumienia.

To prawda, że w kręgu zainteresowań był także Przemysław Frasunkiewicz?

Tak, to prawda. To był jeden z głównych kandydatów, ale... wcześniej porozumiał się z Arką Gdynia. Byłoby wielce nieeleganckie z mojej strony, gdybym próbował "wyciągnąć" trenera z innego klubu. Trzeba się wzajemnie szanować.

Byli inni kandydaci?

Tak.

Dainius Adomaitis?

To jeden z tych, których brałem pod uwagę, ale ostatecznie nie rozmawialiśmy. "Doma" nie otrzymał oferty.

Jest już znana projekcja budżetu na kolejny sezon?

Tak. Z założeń wynika, że będziemy mieli znacznie - liczony w milionach - mniejszy budżet. Nie chcę podawać konkretnych kwot. Prognoza mniejszego budżetu to wynik m.in. pandemii koronawirusa i ewentualnego braku kibiców na trybunach w następnych rozgrywkach. Najbliższy sezon będzie niezwykle trudny, nikt nie wie, co się wydarzy za 2-3 miesiące. Trzeba bardzo ostrożnie planować przychody i wydatki. To cała masa zależności i ryzyka, a dziś najważniejsze dla mnie jest bezpieczne przeprowadzenie naszego klubu przez trudny najbliższy koszykarski sezon.

Kiedy pierwsze kontrakty z zawodnikami?

Dejan Mihevc podjął się pracy natychmiast. Rozmawia z zawodnikami. Myślę, że w najbliższych dniach będziemy informować o podpisanych umowach.

Zobacz także:
Bomba transferowa w PLK - James Florence wraca do Polski!
Koszykówka. Andrzej Person: Polska koszykówka to huki, krzyki i przekleństwa [WYWIAD]
EBL. Co zrobi Michał Sokołowski: Anwil czy wyjazd za granicę? "Bardzo go chcemy u siebie"

Komentarze (3)
avatar
prawus
26.06.2020
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Jesli chodzi o finanse , to myślę ze nie mamy co płakać , bo pewnie w zwiazku z całym tym zamieszaniem , pandemie , przerwany sezon , niepewnosć sponsorów , brak kibicow i wpływów , i ustal Czytaj całość
avatar
Lubuszanin.
26.06.2020
Zgłoś do moderacji
0
5
Odpowiedz
Ojojoj.Biedny Anwilek.