NBA. Brooklyn Nets bez gwiazd w Orlando. Kolejny sprawdzian dla Carisa LeVerta i Jarretta Allena

Getty Images / Steven Ryan / Na zdjęciu: Jarrett Allen
Getty Images / Steven Ryan / Na zdjęciu: Jarrett Allen

Brooklyn Nets będą najbardziej osłabioną drużyną spośród całej stawki, która weźmie udział w restarcie sezonu ligi NBA. Ekipa z Nowego Jorku pojawi się w Orlando bez największych gwiazd. Ciężar gry spocznie więc na barkach dwójki LeVert - Allen.

W momencie, gdy kibice ligi NBA poznali oficjalną datę wznowienia sezonu, było już wiadomo, że Brooklyn Nets dokończą rozgrywki osłabieni. I to mocno.

Kontuzja wyeliminowała bowiem z gry lidera zespołu, Kyrie'ego Irvinga, który poddał się operacji prawego barku, co było jednoznaczne z tym, że na parkiet powróci dopiero po dłuższej przerwie. Z kolei absencja Kevina Duranta była oczywista. Skrzydłowy pauzuje już ponad rok z powodu zerwania ścięgna Achillesa.

Brooklyn bez trzonu. Najgorzej pod koszem

Mimo wszystko wydawało się, że Nets, którzy już sezon temu byli miłą niespodzianką konferencji wschodniej, w podobnym składzie mogą postarać się o powtórkę i pozostawienie po sobie bardzo dobrego wrażenia. Teraz wiadomo jednak, że raczej nie ma na to szans. Poza wymienioną już i jednocześnie oczywistą dwójką, w Orlando nie zagrają: Spencer Dinwiddie, DeAndre Jordan, Taurean Prince, Wilson Chandler i Nicolas Claxton. Obecnie najgorzej wygląda sytuacja z podkoszowymi...

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polski koszykarz jak strongman. Przeciągnął auto

Absencje Jordana, Claxtona i Chandlera sprawiają, że Nets zostali w zasadzie z jedynie dwoma graczami na pozycjach 4-5, którymi są bardzo młodzi i posiadający niewielkie doświadczenie Jarrett Allen i Rodions Kurucs. A to zdecydowanie za mało, aby myśleć o podjęciu jakiejkolwiek walki o dobry wynik na Florydzie. W związku z tym generalny manager Sean Marks przystąpił do szybkiego poszukiwania zastępstwa.

Obecnie na radarze brooklyńczyków znajduje się dwójka weteranów, którymi są 33-letni Amir Johnson i o rok młodszy Lance Thomas. Obaj nie są wielkimi gwiazdami, ale mają już na koncie sporo lat gry w NBA. Większe doświadczenie posiada pierwszy z nich, który w karierze grał m.in. w Detroit Pistons czy też Toronto Raptors, gdzie w swoich trzech najlepszych sezonach - jako starter - notował po około 10 punktów i blisko 7 zbiórek.

Kto może pociągnąć zespół?

Oczywiście trudno się spodziewać, aby przyjście do zespołu jednego z nich, czy nawet obu, sprawiło, że Nets osiągną dobry rezultat w sezonie. Aby tak się stało, olbrzymia rola, jeszcze większa niż do tej pory, spadnie na barki Carisa LeVerta, Joe Harrisa i Garretta Temple'a. Z kolei w związku z brakiem Irvinga oraz Dinwiddie'ego, drużynę już wcześniej na pozycjach 1-2 zasilił Tyler Johnson, który ostatnio nie sprawdził się w Phoenix Suns, ale wcześniej był ważnym elementem w Miami Heat, gdzie w pięciu sezonach notował po 11 punktów, 3,3 zbiórki i 2,5 asysty.

Najnowsza informacja jest natomiast taka, że w trybie pilnym brooklyński zespół podpisał umowę z Jamalem Crawfordem, czyli już 40-letnim weteranem, w przeszłości trzykrotnie uznawanym za najlepszego rezerwowego w lidze. To doświadczony koszykarz, mogący występować jako rzucający lub rozgrywający. Nigdy nie schodził poniżej pewnego poziomu, ale w NBA nie grał już ponad rok i na dziś trudno ocenić, na co go stać i na ile będzie w stanie wziąć ciężar gry na siebie.

Wydaje się więc, że kluczowym elementem i zdecydowanym liderem zespołu powinien być 25-letni LeVert. Już rok temu, w trakcie fazy play-off, to właśnie na nim w największym stopniu opierała się gra drużyny i to on zapisywał najlepsze cyferki. Wówczas ekipa z Nowego Jorku odpadła już w I rundzie z Philadelphią 76ers, ale pozostawiła po sobie niezłe wrażenie. Wtedy też nie tylko LeVert udowodnił, na co go stać. Również i Allen - choć generalnie został stłamszony przez Joela Embiida - parokrotnie pokazał, że w przyszłości może stać się czołowym środkowym w lidze.

Czy więc ta dwójka, wspierana przez Harrisa, Crawforda, Temple'a i Johnsona, będzie w stanie utrzymać miejsce, które obecnie daje Netsom awans do play-offów? Paradoksalnie wydaje się, że nie powinno być o to przesadnie trudno. Największym zagrożeniem dla Brooklynu są bowiem Washington Wizards (9. lokata), ale oni także w Orlando będą mocno osłabieni, bowiem zagrają bez Bradleya Beala, Davisa Bertansa i Johna Walla. Spore szanse na wyprzedzenie nowojorczyków mają Orlando Magic, ale tym samym zepchnęliby ich na ósme, czyli nadal bezpieczne miejsce.

Pytanie jest zatem inne. Na co tak naprawdę stać osłabionych Nets? Co oznacza ich ewentualny awans do play-offów (zresztą całkiem realny, patrząc na ich bilans 30-34, a także zagrażających im Wizards - 24-40)? Z kimkolwiek przyjdzie im się zmierzyć w I rundzie PO, będą skazywani na gładką porażkę, bowiem wydaje się, że ekipy Bucks, Raptors czy też Celtics nie powinny mieć z nimi najmniejszych problemów. Ale sport lubi i zna niespodzianki, ale czy aż takiego kalibru?

Czytaj także:
NBA. Wielkie osłabienie Washington Wizards. Bradley Beal nie zagra w Orlando >>
Anthony Davis gotowy do restartu NBA. "Nasze szanse na tytuł są większe po dłuższej przerwie" >>

Komentarze (0)