- Myślę, że przez lata ludzie będą wspominali "we wanna steals" - mówił nam prezes Arkadiusz Lewandowski z Anwilu Włocławek. To nawiązanie do słów trenera Igora Milicicia z meczu numer pięć w serii ze Stelmetem Eneą BC w sezonie 2017/2018. Chorwat na jednym z czasów krzyczał do zawodników: "chcę przechwytów". Zadziałało. Anwil odrobił 19 punktów straty i awansował do wielkiego finału PLK. Później cieszył się z mistrzostwa Polski.
Milicić przyzwyczaił wszystkich, że jego konikiem jest obrona. Mógł godzinami opowiadać o systemach defensywnych. Każdy nawet najmniejszy detal miał dla niego znaczenie. Do swojej strategii dobierał odpowiednich wykonawców - kluczowym elementem był wzrost i zasięg ramion. Dlatego np. w trakcie wspomnianego sezonu 2017/2018 pozyskał Quintona Hosleya, świetnego gracza, ale też niełatwego do prowadzenia.
Quinton Hosley zachwycał
Planowano wtedy zakontraktować rozgrywającego, ale na rynku nie było nikogo interesującego. Chorwat nie chciał brać wielkiej gwiazdy na "jedynkę", bo wierzył w Kamila Łączyńskiego. Doszło nawet do takiej rozmowy między nimi, w której Milicić powiedział: "Ty jesteś moim pierwszym rozgrywającym, nie chcę nic zmieniać w tej kwestii". Te słowa stały się prorocze.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skoczył nie w Wiśle, a... do wody! Efektowne salto Karla Geigera
Hosley znakomicie bronił na szczycie strefy, potrafił zabierać piłkę rywalom z kozła. W decydującym meczu półfinałowym ze Stelmetem zanotował aż... 5 przechwytów w czwartej kwarcie! Wszyscy ekscytowaliśmy się grą Amerykanina, ale też pomysłami Milicicia, który wprowadził coś kompletnie nowego do PLK. Jego strefa "1-3-1" była szeroko komentowana w środowisku. Chorwat był chwalony, ale byli też tacy, którzy krytykowali, sygnalizując, że to zbyt ryzykowne pomysły.
Trenera i jego pomysły bronią (bądź nie) wyniki. Milicić po kilku latach pracy odszedł z Anwilu jako wielki wygrany. Chorwat jest najbardziej utytułowanym szkoleniowcem włocławskiego klubu. Dwukrotnie zdobywał mistrzostwo (2018, 2019), Superpuchar Polski (2017, 2019) i Puchar Polski (2020). Żaden inny trener nie może się pochwalić się takimi sukcesami z włocławskim klubem.
Teraz jest era Tabaka. Ponitka zachwyca
Po zachwytach nad strefą Milicicia, przyszedł czas w PLK na agresywną i żelazną obronę Żana Tabaka w Stelmecie Enea BC. Chorwat w Zielonej Górze pracuje od zeszłego roku. Szybko zyskał sobie sympatię kibiców, którzy porównywali go do Saso Filipovskiego. Inni nazywali go nawet "Papieżem", który uzdrowił zielonogórski klub, po kiepskich rządach Igora Jovovicia.
"Spasione koty" za czasów Jovovicia poszły w niepamięć. Porównania do zespołu prowadzonego kilka lat wcześniej Filipovskiego też nie były na wyrost, bo Stelmet ponownie preferuje uporządkowaną, poukładaną koszykówkę, a kluczem do sukcesów jest żelazna defensywa. To z pewnością łączy obu szkoleniowców.
Chorwat jest trenerem, który stawia na ciężką pracę, żelazną dyscyplinę i konkretne zasady. - Jest konkretny i wymagający. To profesjonalista pod każdym względem. Zwraca uwagę na każdy najmniejszy detal - przyznaje Jarosław Zyskowski.
Oglądamy agresywnie grający zespół, który ma jasno określone zasady w obronie. Nie była to plejada gwiazd, a kolektyw, który wie co i jak ma wykonywać na boisku. Realizowanie założeń jest podstawą w układance Tabaka.
O sile agresywnej obrony Stelmetu w tym sezonie przekonały się już trzy zespoły: Anwil, Trefl i Śląsk. Żadna z tych ekip nie była w stanie przekroczyć bariery 75 punktów. Zielonogórzanie prawdziwy popis w obronie dali we Wrocławiu, gdzie zatrzymali gospodarzy na 58 oczkach! Wymusili też na rywalach aż 21 strat.
- Taka obrona Stelmetu nie była dla nas zaskoczeniem. Wszyscy wiedzą w PLK, że zielonogórzanie grają w ten sposób w każdym spotkaniu. Dysponują dużą ogromną siłą fizyczną, ale to nie może być dla nas wymówka. Powinniśmy zagrać lepsze zawody. Bardzo cenię trenera Tabaka, wiem, w jaki sposób pracuje. U niego jest ogromna intensywność na treningach - przyznaje Oliver Vidin, trener Śląska Wrocław.
Tabak zdaje sobie sprawę, że nowemu zespołowi jeszcze dużo brakuje do perfekcji. Upływający czas ma być sprzymierzeńcem mistrza Polski. - Mój styl jest jasny i klarowny - stawiam na twardą i mocną obronę. Chcę, żeby moje zespoły grały w ten sposób. Wynika to z faktu, że do tego nie potrzebujesz wielkiego talentu, są potrzebne chęci i zaangażowanie. Nadal robimy dużo błędów, ale z meczu na mecz będzie to wyglądało coraz lepiej - tłumaczy Chorwat.
Numerem jeden w obronie Stelmetu jest Marcel Ponitka, który został - przez dziennikarzy pracujących przy Energa Basket Lidze - wybrany najlepszym obrońcą minionych rozgrywek. Ponitka imponuje, jest jak skała nie do przejścia. Gra twardo i bez żadnego respektu dla rywali. W spotkaniu ze Śląskiem miał na swoim koncie aż sześć przechwytów! Komentujący mecz Adam Romański i Tomasz Jankowski byli pod wrażeniem gry 23-latka, który coraz mocniej puka do reprezentacji Polski. Jeśli będzie się tak dalej rozwijał, to powinien regularnie występować w koszulce z orzełkiem na piersi.
Zobacz także:
EBL. Dariusz Kondraciuk: Tabak i długo, długo nikt. Strategia Mihevca nieco kuleje [WYWIAD]
NBA. Marcin Gortat: Nie byłoby bojkotu, gdyby w USA byli odpowiedni rządzący
EBL. Łukasz Koszarek: To mój najniższy kontrakt od czasów Polonii [WYWIAD]