W minionym sezonie byli rewelacją i niespodziewanie zakończyli przerwane rozgrywki ze srebrnym medalem. Teraz już koszykarze z Lublina są wymieniani w gronie kandydatów do mistrzostwa Polski.
To za sprawą znacznie większych pieniędzy, którymi dysponuje lubelski klub. Władzom udało się pozyskać dużego sponsora "Pszczółkę", który pojawił się w nazwie zespołu. Kilka dni później zakontraktowano Kamila Łączyńskiego.
Polak debiut ma już za sobą. Zagrał przeciwko Anwilowi Włocławek, drużynie, z którą przed laty święcił największe triumfy. Łączyński pojawił się na parkiecie, mimo niewielkiej znajomości systemu, kolegów z zespołu i dyspozycji, która jest daleka od optymalnej. Rozgrywający zdobył cztery punkty i miał siedem asyst (najwięcej w zespole) w ciągu 13 minut spędzonych na boisku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się strzela w polskiej III lidze
- To jest gracz, który może nam dać wiele po obu stronach parkietu. I już w meczu z Anwilem Włocławek pokazał ogrom tego doświadczenia, które zebrał przez lata na parkietach PLK, mimo że nie zna jeszcze do końca naszych zawodników. Jego forma też nie jest jeszcze optymalna - podkreśla trener David Dedek.
Zakontraktowanie Łączyńskiego to jeden z największych (a może największy?) transferów w historii lubelskiego klubu. Koszykarz dwukrotnie zdobywał mistrzostwo Polski z Anwilem, był MVP finałów w sezonie 2017/2018 i jest etatowym reprezentantem Polski. Trener Startu podkreśla, że Łączyński bardzo mocno pomoże drużynie.
- Kamil jest bardzo utytułowanym i doświadczonym zawodnikiem. To gracz z najwyższej półki, etatowy reprezentant Polski, który święcił w przeszłości spore sukcesy z Anwilem Włocławek. Ten transfer będzie ogromną wartością dla naszego zespołu - dodaje Słoweniec.
Władze Pszczółki Startu Lublin nie powiedziały ostatniego słowa na rynku transferowym. Wicemistrzowie Polski planują zakontraktować jeszcze dwóch zawodników: obwodowego i podkoszowego. Priorytetem jest zatrudnienie środkowego, bo Adam Kemp w debiucie nabawił się kontuzji stawu skokowego. W tym momencie trener Dedek do dyspozycji ma tylko jednego nominalnego centra (Roman Szymański). Na tej pozycji z konieczności muszą grać Kacper Borowski, Damian Jeszke, a nawet Armani Moore.
- Adam Kemp leczy kontuzję. Trudno powiedzieć, jak długa będzie jego przerwa. Jeśli jego rozbrat z koszykówką będzie dłuższy, to zrobimy wszystko, żeby pozyskać tymczasowego następcę. Nie da się ukryć, że trudno będzie kontynuować grę w tak wąskiej rotacji podkoszowej. Mocno kombinujemy z tą pozycją. Grają na niej Kacper Borowski, Damian Jeszke i Armani Moore - wyjaśnia Dedek.
Start po trzech rozegranych meczach ma bilans 2:1. Lublinianie w ostatnią niedzielę, w hicie 2. kolejki PLK pokonali na własnym boisku Anwil Włocławek 78:74. Kluczowa dla losów spotkania okazała się czwarta kwarta, którą gospodarze wygrali różnicą 11 punktów (27:16). Najwięcej "oczek" dla lublinian zgromadził Sherron Dorsey-Walker (18). Po 14 dorzucili Kacper Borowski i Martins Laksa.
- Wygrać z takim rywalem jest wielką sprawą. Anwil był świetnie przygotowany, trener Mihevc potrafi wykorzystać potencjał ze swoich zawodników, dlatego takie zwycięstwo zawsze dobrze smakuje. W końcowych fragmentach meczu zagraliśmy dobrą obronę. To był klucz do wygranej - ocenia Dedek.
Zobacz także:
EBL. Dariusz Kondraciuk: Tabak i długo, długo nikt. Strategia Mihevca nieco kuleje [WYWIAD]
NBA. Marcin Gortat: Nie byłoby bojkotu, gdyby w USA byli odpowiedni rządzący
EBL. Łukasz Koszarek: To mój najniższy kontrakt od czasów Polonii [WYWIAD]